14 lutego 2015

Kolorówka: Pixie - podkład mineralny oraz pędzel flat top

Witajcie!

Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami moją opinią na temat podkładu mineralnego Pixie, który testowałam w międzyczasie przez 4 miesiące - niemal dzień w dzień. Pixie w zeszłym roku powróciło po dłuższym zawieszeniu. Czy nowy produkt jest w stanie podbić serca starych klientek, jak zrobiła to stara formuła, oraz zainteresować nowe minerałocholiczki?


Odnośnie firmy, samej formuły i kolorów pisałam już TUTAJ. Znajdują się tam też swatche wszystkich odcieni. Dzisiaj skupie się na moich odczuciach po czteromiesięcznym związku oraz przedstawię sposób nakładania minerałów, który najlepiej się u mnie sprawdza.

OPAKOWANIE



Zaczynam jak zwykle od zewnętrznej otoczki :) Szata graficzna Pixie jest utrzymana w jednej konwencji, gdzie królują kwiatowe motywy oraz czerń i piękny, morski błękit - jeden z moich ulubionych kolorów. Jako osoba, która zajmuje się również grafiką, mogę powiedzieć, że to jedne z ładniejszych połączeń, wszystko jest spójne i marka trzyma się konsekwentnie założeń. Jako, że niemal każda kobieta jest estetką, na pewno to doceni :D
Co do samego opakowania - słoiczek wykonany jest z dość twardego, mocnego plastiku - w żadnym miejscu nie uświadczyłam dotychczas pęknięcia. Gabarytowo jest dość niski, o większej średnicy. Całość wieńczy wieczko, które jest wykonane z lekko ogumowanego plastiku. Pod spodem tradycyjnie znajdują się wszystkie informacje, takie jak gramatura, skład oraz nazwa koloru. Podkład dodatkowo zabezpieczony jest zasuwanym wieczkiem - chodzi dość bezproblemowo, nie ma jednak strachu, że samo się odsunie. Dużym plusem jest... trwałość samych napisów. W przypadku innych marek często już po kilku tygodniach zdarza się, że napisy całkowicie się ścierają. Nie w tym przypadku - druk nadal jest doskonale widoczny, choć wszystkie pojemniczki traktuję tak samo. 
Moje opakowanie jest już trochę sfatygowane, ale to dlatego, że codziennie grzebie w jego poszukiwaniu w szufladzie, gdzie obija mi się o inne produkty. Widać to tylko w przypadku zakrętki.

APLIKACJA

Przez kilka lat używania mineralnych kosmetyków (w tym odprawie 2 lat podkłady = tylko minerały) wyrobiłam sobie najlepszy dla mnie sposób nakładania takich produktów. Czasami niektóre kosmetyki wymagają innego potraktowania, ale zazwyczaj sprawdza się on w 99% przypadków. Tak samo traktuję podkład Pixie, więc mogę ocenić, jak na tle innych marek wypada pod względem krycia, wykończenia czy trwałości. Jak więc to u mnie wygląda?

Rano pielęgnację twarzy rozpoczynam od przetarcia twarzy tonikiem. Następnie nakładam krem pod oczy oraz coś nawilżająco-matującego na całą twarz. W przypadku cery mieszanej/odwodnionej, której jestem posiadaczką, muszę postawić na coś, co reguluje wydzielanie sebum mojej skóry. Inaczej kończy się to katastrofą. 
Moja twarz - nic specjalnego. Sporo naczynek, trochę wyprysków i przebarwienia.


Na tak przygotowaną cerę nakładam podkład - bezpośrednio na krem. Wiem, że niektóre z Was stosują primer (w postaci specjalnego pudru) bądź nic. W moim przypadku się to nie sprawdza, muszę mieć coś wilgotnego na skórze - w przeciwnym razie podkład po prostu nie trzyma się skóry/w ogóle nie kryje. 
Zaczynam zawsze od jednej, cienkiej warstwy. Tutaj, jak wszędzie w kosmetykach, sprawdza się zasada - im mniej, tym lepiej. Odrobinę podkładu nasypuje do miseczki, następnie wybieram pędzel (zazwyczaj flat top, ale o tym poniżej), kręcę pędzlem w miseczce i wklepuje proszek w skórę - miejsce przy miejscu. Bardzo rzadko decyduje się na nakładanie podkładu zwilżonym pędzlem. Jeszcze rzadziej nakładam go 'wcierając' okrągłymi ruchami - choć zazwyczaj tak są stosowane minerały. Nie jest to dobra metoda dla cery suchej/odwodnionej, z wieloma nierównościami. Stemplując twarz pędzlem uzyskuje również lepsze krycie.


Tak wygląda pierwsza warstwa Pixie. Kryje większość zaczerwienień i drobnych przebarwień. Dla zakrycia wyprysków czy czerwonych plamek potrzebny jest już korektor. Na co dzień zazwyczaj nie nakładam więcej podkładu - im mniej mam go na twarzy, tym całość jest trwalsza. 
W przypadku Pixie ważny jest dobór odpowiedniego odcienia. Na początku używałam Almond Milk, który był minimalnie niedopasowany. Przez to całkowicie inaczej odbierałam podkład - nierówno się rozkładał na cerze i słabo krył. w przypadku Vanilla Delight nie zauważyłam tych problemów.


Kolejna warstwa - dokładam po prostu tą samą metodą podkład w tych miejscach, gdzie chce zwiększyć krycie. Pod oczy kładę dodatkowo korektor i twarz jest już gotowa na resztę.
Kolejne kroki wyglądają następująco - bezpośrednio na podkład kładę róż/bronzer/rozświetlacz. Podkreślam brwi i oczy - bez maskary. Następnie na wszystko nakładam transparentny puder matujący - od kilku miesięcy bezzmiennie ryżowy.


Dlaczego w takiej kolejności? Puder nałożony na wierzch dodatkowo gruntuje mi kolorówkę pod spodem. Puder ryżowy ma również dość suchą konsystencję, której inne kosmetyki trudno się trzymają. Nie ma tutaj problemu z np. rozświetlaczem - błysk spokojnie przebija na wierzch. Na tym etapie wyglądam jak obsypana mąką ;) Stosowanie takiej kolejności ma również swoje uzasadnienie - ponieważ tak zagruntowaną całość spryskuje wodą/tonikiem/hydrolatem.

Przepraszam za zwierzakowe tlo, ale kota musiała się wepchać :P

Spryskanie makijażu mineralnego (jak i jakiegokolwiek innego) utrwala go i przedłuża zauważalnie jego trwałość. Dodatkowo wszystkie warstwy scalają się ze skórą i całość wygląda o wiele naturalniej. Najlepiej w tej roli sprawdza się woda termalna (tą ze zdjęcia możecie kupić w Rossmanie - 30 zł za 500ml). Ostatnio eksperymentuje również z wodą tonizowaną z Ziaji i również zdaje egzamin.


Po spryskaniu obficie twarzy, odczekuję 3 minuty i maluje rzęsy oraz usta. Cera jest bardziej świetlista, a makijaż utrwalony. Dzięki zastosowaniu wody termalnej (oraz dobrego kremu pod) udało mi się przedłużyć mój makijaż mineralny z 3-4 godzin do ponad 8.

Naturalne światło


KRYCIE, TRWAŁOŚĆ, WYKOŃCZENIE

Większość możecie zobaczyć na powyższych zdjęciach. Krycie Pixie przy dobrze dobranym odcieniu mogę ocenić na mocne 7 (w skali, gdzie 5 to Annabelle matujące, a 10 to Annabelle kryjące. 1 to Clair :P). Na co dzień spokojnie wystarczy 1 warstwa podkładu, przy 2 uzyskujemy mocne przykrycie wszelkich niedoskonałości. Fakt, większe wypryski czy czerwone plamy zostaną widoczne, ale tutaj wystarczy korektor. 
Wykończenie jest satynowe, delikatnie połyskujące - raczej o efekcie pryzmy, niż brokatu. Wolę to, niż całkowity mat, czasem dodatkowo rozświetlam całą twarz rozświetlaczem w kulkach :P 
Co do trwałości, Pixie to jedne z najbardziej trwałych minerałów, jakie posiadam. Fakt, że są czasem podatne na mocniejsze przetarcie (och ten zakatarzony nos), ale trzymają się cery lepiej niż Annabelle kryjące (o matujących nawet nie wspominam, ponieważ te trzymają się u mnie niesamowicie krótko). Mniej więcej po 5 godzinach muszę odcisnąć nadmiar sebum chusteczką, ale potem mam spokój do końca dnia - zazwyczaj po 10 godzinach od pomalowania jestem w domu i wszystko trzyma się na swoim miejscu. 

CENA, A WYDAJNOŚĆ

Największym minusem Pixie to niestety cena. 6,5 grama kosztuje obecnie 89 złotych. W porównaniu z innymi Polskimi markami obecnymi na rynku, to dość zaporowa kwota. Czy warto, biorąc pod uwagę wydajność produktu?
Podkładu używam od połowy października, przez 80% czasu (maluje się przynajmniej 5 razy w tygodniu). Przez 4 miesiące zużyłam 40% objętości - widać to na zdjęciu, gdzie pokazuje denko - specjalnie wstrząsnęłam proszek. Można powiedzieć, że następne 60% będę zużywać przez kolejne +/- 5 miesięcy. W sumie jedno opakowanie starczy mi na 9 miesięcy używania. Założę się, że dla przeciętnej użytkowniczki jeszcze dłużej (ja nie oszczędzam na proszku :P). Miesięcznie wychodzi więc mniej niż 10 zł za pokład. Czy to dużo, czy mało - to już trzeba zdecydować indywidualnie. Dla porównania tylko dodam, że takie Annabelle zużywam rekordowo szybko :P Gdy były to moje jedyne proszki, to opakowanie 10 gram zużyłam w jakoś 3-4 miesiące :P Wydaje mi się, że jest to kwestia ubicia/zmielenia produktu.

FLAT TOP BUFFING BRUSH

Przechodząc do pędzi - na początek kilka słów o flat topie, które wypuściło Pixie.



Na pierwszy rzut oka widać, że jest zgodny z wizerunkiem marki ;) Wykonany jest solidnie - trzonek i skuwka to błyszczący, czarny metal, który przyjemnie ciąży w dłoni. Sam uchwyt jest prosto zakończony na końcu, dzięki czemu można stawiać pędzel pionowo. Dwukolorowe włosie jest dodatkowo pofarbowane na ładny, błędkitny kolor - nie brudzi podczas aplikacji, ale wydaje mi się, z czasem farba spierze się całkowicie i odsłoni białe końcówki.


Samo włosie jest mięciutkie, ale też gęste i zbite. To najbardziej zbity pędzel ze wszystkich, jakie posiadam, spokojnie jednak nakłada się nim podkład. Wydaje mi się, że dzięki temu zyskuje minimalnie większe krycie. Na pewno pracuje się z nim wygodnie i szybko. To na pewno mój ulubiony pędzel pod względem estetyki :P

W porównaniu z pozostałymi flatami z kolekcji wygląda tak:


Jest najwyższy i najcięższy. Flat topy kolekcjonuje systematycznie, ponieważ pędzli do podkładu nigdy za wiele, najlepiej mi się z nimi pracuje. Zaczynałam od małych, bambusowych kabuki, jednak wolę te z dłuższą rączką. 


Posiadam również takie z zaokrągloną końcówką, ale najlepiej nadają się do nakładania proszków metodą wcierania, dlatego nie używam ich często.

PODSUMOWANIE

Dużo informacji jak na jeden post :P
Pixie ma wiele zalet i w porównaniu ze starą formułą, której również używałam, ta wydaje mi się przyjaźniejsza. Najważniejsze - znaleźć odpowiedni odcień, inaczej możemy odnieś zupełnie inne wrażenia w stosowaniu podkładu. Pytanie - czy warte są swojej ceny i czy je polecam? Ciężko polecić minerały wszystkim, bo każdy ma inną cerę, jak i wymagania. Po doświadczeniu z wieloma markami stwierdzam, że Pixie zaliczają się do czołówki - choć na początku byłam do nich sceptycznie nastawiona. Na pewno są warte uwagi, przede wszystkim dzięki sporej gamie kolorów, kryciu, a przede wszystkim trwałości. Nie znam również produktu, gdzie przy takim kryciu uzyskacie równie naturalny efekt. Gdyby tylko ciut mocniej kryły, byłyby moim numerem jeden i bez wahania sięgnęłabym po kolejne opakowanie ;)

Pixie Amazon Gold Mineral Foundation - 6,5 g/89 zł
Flat Top Buffing Brush - 74 zł

7 komentarzy:

  1. Naprawdę podoba mi się jak wygląda na skórze. Kurczę, taka byłam nastawiona jak pies do jeża w stosunku do Pixie, ale chyba będę musiała się postarać o jakieś próbki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładnie kryje! Ja stosuję matujące AM i w zupełności mi wystarcza (wypróbowałam raz kryjące i aż się wystraszyłam- dla mnie zbyt mocny efekt).

    OdpowiedzUsuń
  3. wow ale super efekt pięknej, zdrowej skóry! czuję się skuszona...a nigdy nie używałam minerałów!

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę w końcu zainwestować w podkład mineralny :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmnnn... Chyba wypróbuję. Ze starą wersją miałam drobne problemy, bo podkład potrafił mi ściąć się i zjechać z twarzy, ale na Twojej buzi wygląda świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bardzo lubię kosmetyki Earthnicity. Cena jest adekwatna do jakości. Są wydajne, ich podkład velvet hd to mistrzostwo!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wszystkie komentarze - każdy z nich zauważam i dokładnie czytam. To bardzo motywujące i miłe, gdy zostawiacie je pod moimi postami.

Proszę o nie zostawianie wpisów będących czystą reklamą bloga, profile zawierają Wasze adresy, na które zawsze z chęcią wchodzę.