Witajcie dziewczyny :)
Dziś dla odmiany post pielęgnacyjny. Doskonale zdaję sobie sprawę, że teksty w tej kategorii nie są u mnie zbyt popularne, ale raz na jakiś czas spotykam produkt, o którym mam ochotę napisać coś więcej. Tak jest i dzisiaj, gdyż chciałam Wam przedstawić krem, który skradł moje serce, jednocześnie oszczędzając portfel :D Mowa o Himalaya Herbals, Odżywczym kremie do twarzy i ciała!
Zacznijmy jednak o początku, czyli mojej cery. Dłuższy czas była sucha i bezproblemowa, od jakiegoś roku zmieniła się w mieszaną i skłonną do wyprysków (możliwa jest taka zmiana? :D). Do tego już dwa miesiące katuje ją retinoidami, przez co stała się bardzo wrażliwa, wysuszona, wypryszczona i wszystko, co najgorsze ;) Od kremu do twarzy oczekuję więc na pierwszym miejscu dobrego nawilżenia i regeneracji. Nie chcę też, aby obciążał czy zapychał cerę, już i tak wyniszczoną. Krem, który mi odpowiada potrafię też bardzo szybko rozpoznać - sprawia, że skóra jest sprężysta, ale też jej koloryt jest ujednolicony. Bardzo ciężko było mi znaleźć taki produkt. Przez dłuższy czas zatrzymałam się przy kremie Sylveco z betuliną, aż skuszona na opiniami KWC, postanowiłam zaryzykować i sięgnęłam po Himalayę.
Lekki, nie zawierający tłuszczu, odżywczy krem ziołowy przeznaczony do pielęgnacji twarzy i całego ciała. Regularne stosowanie kremu powoduje, że skóra jest jędrna, zdrowa i miękka w dotyku. Wyciąg z aloesu odżywia ją i nawilża, a wyciąg z wiśni i indyjskiego drzewa kino chroni skórę przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych i wysuszeniem.
Cena tego kosmetyku to około 6 złotych za 50 ml oraz 12 złotych za 200 ml. Dostępny na doz.pl oraz różnych niesieciowych drogeriach czy aptekach. Ja kupuję go regularnie we Wrocławiu na ul. Wyszyńskiego - w drogerii.
Obecnie kupiłam już moje trzecie opakowanie - najpierw zużyłam mały pojemniczek 50 ml, następnie kupiłam 200 ml, które zeszło równie szybko, aby teraz, już po poznaniu kremu i sposobu jego najlepszej aplikacji - ponownie zainwestować w 50 mililitrowe opakowanie.
Estetycznie - słoiczek nie powala. Biało - turkusowy plastik z milionem naklejek i graficznym motywem w aloes i miechunkę(?). Większe opakowanie podobnie - jedyna różnica to to, że na froncie mamy tylko logo marki. Ozdobą łazienkową nie będzie, ale spełnia swoje zadanie, nie łamie się, nie brudzi i przede wszystkim naklejki brzydko nie odłażą, a nadruk się trzyma.
Skład jest ciekawy. Nie w 100% naturalny, ale podstawowy, wzbogacony roślinnymi ekstraktami. Wydaje mi się, że zawiera po prostu to, czego nasza skóra potrzebuje, aby ją ochronić i nawilżyć. Dokładną analizę zostawię jednak ekspertom, niech każdy też zdecyduje, jak według niego wypadają składniki :)
Pierwszą rzeczą, która uderza po odkręceniu wieczka jest zapach. Jest wyrazisty, perfumowany, ale przyjemny. Nie męczy po dłuższym czasie, jednak osoby wrażliwe na wonie nie będą zadowolone. Krem w kolorze jest biały, a jego konsystencja jest lekka, ale zwarta. Nie spływa z rąk czy opakowania.
Aplikuje go na noc, przy retinoidzie, jak i na dzień - przed filtrem. W zależności, czym skórę potraktuje wcześniej (żel+woda lub tylko micel), wchłania się do matu lub satyny. Nie musicie jednak się bać - mimo dobrego wnikania, nie wysusza skóry. Polecam nakładać jedynie odrobinę, cienką warstwą. Zaaplikowany grubiej również się sprawdza, jednak najlepsze efekty zyskuje, gdy posmaruje się minimalnie - wbrew pozorom efekty są najlepsze. Pamiętajcie - kremy mają tylko wspierać skórę, a nie ją dominować ;)
Przy aplikacji zdarza mu się szczypać, ale tylko w miejscach, gdy skórę mam mocno podrażnioną - uroki stosowania retinoidów. W czasie przerw od leku nie zauważam niczego takiego, nie podrażnił mi również oczu, co czasem się zdarza.
I co najważniejsze - jego działanie. Na początku nie mogłam uwierzyć, że krem za 6 złotych może tak mnie zauroczyć. Jednak efekty, jakie daje, przebija wiele droższych i bardziej znanych smarowideł. Przede wszystkim - świetnie się wchłania. Bardzo dobrze nawilża, nawet teraz nie mam problemów z suchą skórą, choć zazwyczaj musiałam inwestować w coś cięższego - ten mimo lekkiej konsystencji świetnie ujędrnia i wygładza skórę. Nie zapycha, czasem mam wrażenie, że wręcz przyspiesza gojenie się wszelkich strupów czy pryszczy. I co mnie najbardziej cieszy - uspokaja i regeneruję moją cerę. Rano budzę się i jestem zadowolona ze swojego wyglądu, ponieważ cera promieniuje, a jej koloryt jest ujednolicony - to znaczy, że krem jest dla niej idealny :) Bez problemu nadaje się też pod makijaż czy filtr, nic się nie roluje i nie waży.
Plusy: cena, skład, zapach, konsystencja, działanie
Minusy: opakowanie, dostępność, występujące szczypanie przy podrażnionej cerze
Moja ocena: 5/5
Krem, który polecam każdemu, bo udowodnił swoją wartość. Samo to, że kupuje regularnie kolejne opakowania o czymś świadczy, bo wierna jednej marce rzadko kiedy jestem :) Za takie pieniądze grzech nie spróbować, a być może u Was też sprawdzi się tak dobrze :) Mam nadzieję, że będzie w produkcji jeszcze długo, bo widząc to, jak wpiera moją cerę, jestem zachwycona - a o dziwo radzi sobie nawet w duecie z retinoidem ;)