17 grudnia 2013

Kolorówka: Cienie Glazel

Witam Was Wszystkich! :D

Należą mi się solidne baty za tą tygodniową nieobecność na blogu, w internetowym świecie można zapomnieć o tych, którzy udzielają się mniej aktywnie! Ale chyba jeszcze większe baty dostałabym, gdybym nie oddała na czas projektów, więc sami rozumiecie - trzeba było wybrać priorytety ;)

Teraz już projekty na szczęście wszystkie oddane, czeka mnie tylko jedna prosta do inżyniera - napisanie pracy :D Ale mam nadzieję być aktywna na blogu jak zwykle, więc wpadajcie! :)


Dziś parę słów okraszonych sporą ilością zdjęć o cieniach marki Glazel. Pierwszy raz z tą firmą spotkałam się dzięki CandyKiller i wyróżnieniu w jej konkursie makijażowym (klik). W nagrodę otrzymałam kredkę, błyszczyk i właśnie cienie - paletę 6ciu kolorów oraz dwa pojedyncze - matowy i wypiekany :) 


Potem zaś skuszona tydzień temu na -50% na cały asortyment Glazel, wybrałam i skompletowałam paletę kolejnych 15stu matowych kolorów. O nich też szepnę słów kilka :) Na początek jednak o cieniach pojedynczych.


Wypiekaną sztukę mam tylko jedną, czego żałuję, bo kolor trafił mi się świetny, a i jego formuła i wykończenie przypadły mi do gustu. To taka perełka wśród matów, które posiadam. Numeru niestety nie znam, na opakowaniu nie ma po nim śladu. Plastikowe puzderko działa sprawnie, ale estetyką mnie nie powala. Wieczko szybko się rysuje i za każdym razem boje się, że nawiasy w końcu pękną :P Kolor wkładu to taki zgaszony, lekko szarawy fiolet naładowany wieloma drobinkami. Przypomina mi trochę pigment Zoeva, o którym również kiedyś pisałam :) Mimo tego, że cień ma formułę wypiekaną, nie jest zabójczo twardy. Miękkość oceniłabym w sam raz, na szczęście nie występuje pylenie często obecne przy bardziej delikatnych wypiekańcach. Pigmentacja po nałożeniu na palec znakomita, jednak czasem gubi się po aplikacji na pędzel/oko - trzeba momentami dokładać.


Czas na pierwszy mat, którego numeru znów nie znam - szkoda, że na opakowaniu nie ma takiej informacji. Jest to typowa, pastelowa pistacja, idealna na letnie dni :) Opakowanie oceniam tak samo jak poprzednika - jedynie zawias wydaje się mocniejszy i nie tak wyrobiony :) Wkłady Glazel są dość spore, na pewno większe, niż KOBO czy cienie MIYO/My Secret. Jeżeli chodzi o konsystencje i pigmentacje - bajka, po prostu bajka. Wiem, że pro nie jestem i z wieloma cieniami nie miałam do czynienia, ale to najlepsze z wszystkich przeze mnie używanych. Formuła jest znakomicie napigmentowana, kremowa pod palcem, ale jednocześnie lekko pylista. Zarówno na palcu, jak i aplikatorze i oku cień prezentuje się równie dobrze. 
Tak zaś wyglądają oba cienie na przedramieniu:


Prócz tej dwójki, jak wcześniej pisałam, przyjechała też do mnie szóstka w paletce. I przyznam się, że od kiedy cienie te wpadły w moje łapska, to właśnie one najczęściej lądują na moim oku w wielu wariacjach. 



Górny rząd to ciepła wanilia, beż oraz brąz. Idealnie sprawdzają się w makijażu dziennym. Dolna trójka to jasna lawenda, ciemniejszy fiolet i jaśniejszy buraczek ;) Jak w przypadku cienia pojedynczego, te również cechują się kremowością i dobrym napigmentowaniem. Czasem się osypią, gdy jest ich za dużo na pędzlu, ale nawet mała ilość wystarczy do wykonania makijażu. Paletka jest świetnie wykonana. Plastik jest twardy i mocny, pewnie leży w ręku, nawiasy się trzymają, a zapięcie dzielnie trzyma ;) W wieczku mamy przyjemne lusterko, które dobrze oddaje rzeczywistość. Jedynie wierzch kasetki jest podatny na zarysowania... Bywa!



Górny i dolny rząd. Kolory odpowiednio tak ja w palecie - ich numery macie na zdjęciu przy wkładach :)
Zadowolona z pierwszego spotkania, zamówiłam paletę 15 cieni. Kolory wybrałam samodzielnie, ale to dość trudne, kiedy ma się wyłącznie wzornik na stronie. Chciałam coś uniwersalnego, ale również postawiłam na kolory mocne, aby móc budować nie co bardziej barwne makijaże :) Co z tego wyszło?



Całkiem ciekawa mieszanka, choć na pewno byłoby mi lepiej dobierać barwy na żywo :D W Przypadku palety 15 cieni mamy nie co inną strukturę. Nadal to mocny, czarny plastik, ale cienie są inaczej ułożone - wystają nie co ze swoich 'socketów'. Zapięcie też jest inne, musimy tu tylko nacisnąć kawałek plastiku, nie musimy siłować się z zapięciem. Jedynie lusterka się przyczepie - jest kiepskie, strasznie zakrzywia obraz. A szkoda, bo duże lusterko przy palecie to spory plus.

Poniżej swatche cieni - ułożenie takie same, jak w palecie, rzędami. Jak same zobaczycie, po tej palecie mój entuzjazm odnośnie cieni Glazel nie co zgasł...


Biel i szarość to najsłabsze cienie z tej piątki. To nie znaczy jednak, że są beznadziejne, po prostu pozostała trójka jest fenomenalna ;) Są dobrze napigmentowane i równie kremowe, choć z nabraniem ich na pędzel mam troszkę więcej problemu. Czerń jest niesamowita - smolista, ciężka. Świetnie napigmentowana. Czerwień iście karminowa, bez domieszki różu. Opalizuje lekko na złoto. Bordowy ma świetną pigmentacje, ale nie jest kremowy i miękki. Mimo tego dobrze się aplikuje.


Środkowy rząd wypada najgorzej, za sprawą pierwszych trzech kolorów. Te cienie są bardzo słabo napigmentowane i mocno się na nich zawiodłam. Wprawdzie nie są beznadziejne, ale nie dorównują reszcie. Szampańska wanilia daje tylko rozświetlenie. Łososiowy róż jest ledwo widoczny na skórze. Za to pomarańcz to tragedia, daje tylko poświatę koloru i jest bardzo twardy i tępy. Do zieleni i ciepłej szarości nie mam zastrzeżeń.


Ostatni rząd - mieszanka wybuchowa ;) Żółć jest jadowita, ale w ciepłym odcieniu. Niebieski posiada lekkie drobiny, które są widoczne - a to niby maty ;) Róż jest twardy i pudrowy, nie kremowy, ale równocześnie posiada odpowiednią pigmentację. Fiolety są świetne, ostatni to mój ulubieniec - bardzo ciemny i z lekkimi drobinami ;)

O kolorach z palety piętnastki na razie nie mogę powiedzieć wiele, dopiero wkracza w fazy intensywnych testów, spodziewajcie się niedługo makijaży :) Moim zdaniem jednak cienie są bardzo dobre i jeżeli macie ochotę przetestować Glazel - śmiało! Polujcie zwłaszcza na promocje, ja za 15 cieni zapłaciłam tylko 75 złotych, co w przeliczeniu daje 5 złotych za cień! :) To dopiero okazja ;)

21 komentarzy:

  1. piękne cienie aż mi ślinka pociekla!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowności ! :) ale rzeczywiście szkoda, że róż i szampański są tak słabo napigmentowane :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam dwie paletki szóstki i je po prostu ubóstwiam! Najlepsze cienie, jakie miałam do tej pory ♥ Zdecydowanie pozostanę przy marce.
    Widzę u Ciebie kilka kolorów, które sama posiadam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, cienie jakościowo są bardzo dobre :)
      Myślę, że zostanę przy nich i inglotach, cenowo wychodzą podobnie

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Nie zazdrościć, tylko polować jak ja na promocje :D

      Usuń
  5. Najbardziej podobają mi się te neutralne cienie. Świetna pigmentacja z tego co widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość cieni jest doskonale napigmentowana, dlatego tak mnie do siebie przekonały :)

      Usuń
  6. śliczności! Jeszcze troszkę i przyjdą moje wygrane Glazelki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem również ciekawa, co dostaniesz - no i gratulację oczywiście! :)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Jak na wybieranie przez internet, to nie jest źle :D

      Usuń
  8. Widzę, że wolisz Glazel od Sleeka :D Glazel nie znam, ale zapewne kiedyś wypróbuję. Czekam na makijaże :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glazel a Sleek to zupełnie inna bajka, nie ma nawet co porównywać :D

      Usuń
  9. Podoba mi się stosowanie ruchomych obrazków na blogu;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. totalnie nie moje kolory :) poza tym, wolę raczej perłowe cienie, niż matowe. ale fajnie, że udało Ci się kupić ich aż tyle w takiej fajnej cenie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja muszę się zabrać za swatche mojej palety, bo aż wstyd ehe

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wszystkie komentarze - każdy z nich zauważam i dokładnie czytam. To bardzo motywujące i miłe, gdy zostawiacie je pod moimi postami.

Proszę o nie zostawianie wpisów będących czystą reklamą bloga, profile zawierają Wasze adresy, na które zawsze z chęcią wchodzę.