4 października 2013

Kolorówka: Podkład Golden Rose Satin Smoothing #21

Hej dziewczyny :)

Dziękuję Wam wszystkim za życzenia w ostatnim poście. Bardzo mnie to podniosło na duchu i na prawdę nawet taki mały komentarz wiele dla mnie znaczy :) Przechodzę jednak już do regularnego blogowania - dzisiaj opowiem Wam parę słów o pewnym podkładzie Golden Rose, na którego mocno się napaliłam... A co z tego wyszło?



Wszystko zaczęło się od wątku na Wizażu, gdzie dziewczyny bladymi twarzami dyskutują o dobrych, jasnych podkładach ;) Wierzcie lub nie, ale mi na prawdę ciężko dobrać coś odpowiedniego dla swojej cery. Bawię się półśrodkami, ale czasem człowiek chciałby się ustabilizować, mieć podkład, do którego może wrócić i który na pewno go nie zawiedzie ;) Po pozytywnych opiniach postanowiłam się skusić na podkład Satin Smoothing od Golden Rose, który miał kryć, być trwały i przede wszystkim - jasny w neutralnym odcieniu. Potrzebowałam czegoś na szybko przed wyjazdem, więc nie zastanawiałam się długo i ten o to okaz trafił do mnie.



Dostępność - standardowo na wysepkach GR i w ich sklepie internetowym. Cena to jakieś 30 zł za 34 ml. Opakowanie na pierwszy rzut oka wydawało mi się całkiem fajne - przynajmniej jeżeli chodzi o kartonik. Zgrabny, czarny, minimalistyczny, zastanawiałam się, co kryje się w środku ;) Niestety, wydobywam podkład z kartoniku i co widzę? Ohydę z matowego szkła, o dziwnym kształcie i kiczowatej pompce. O gustach się nie dyskutuję, ale mi taka butla kojarzy się tylko z jakimiś kosmetykami za 5 zł czy takimi produkowanymi 30 lat temu. No po prostu fe i kicz! Jeszcze do tego ta pompka:



Zacinać się nie zacina, ale tandeta wieje po oczach, w dodatku brudzi się to niemiłosiernie. Po każdym użyciu muszę czyścić ją z resztek podkładu. Na szczęście działa, więc chociaż tyle. Moją uwagę zwrócił tez skład podkładu - na pierwszym zdjęciu. A przede wszystkim cała armia parabenów. Staram się ich unikać, ale nie podejrzewałam, że zaatakują ten podkład :D Pierwsze wrażenie więc miałam koszmarne, a wiadomo, że ono sporo decyduje jeżeli chodzi o ocenę. Ale, przecież to tylko kosmetyk, liczy się wnętrze, a skład przeboleje - w końcu nie noszę podkładu non stop.



Skupiam się więc na kolejnej bardzo ważnej rzeczy. Kolorze i konsystencji. W końcu kupiłam go, bo wiele podkładów jest dla mnie za ciemnych, a ten miał być okej. No i rzeczywiście - w końcu się uśmiecham po pierwszych kwasotach. Kolor jest przyjemny, jaśniutki, nie wpada w żadne konkretne tony - neutralny beż powiedziałabym. Ideał to nie jest, ale na pewno należy do jednych z najjaśniejszych podkładów drogeryjnych, mi tak na oko stopniem jasności plasuje się na tej samej półce, co Dermacol 208. Tylko odcień ładniejszy - na pewno nie róż, na pewno nie pomarańcz. Szkoda, że nie bardziej oliwkowy czy żółty :D



Nie wiedzieć jednak czemu, z czasem zaczął u mnie lekko oksydować i wpadać w róż. Ja chyba mam jakąś krzywą cerę czy sebum, no po prostu koszmar. Mimo wszystko początek dobry, za kolorek plus. Konsystencja - treściwa, ale nie za gęsta. Idealna, nie szpachlowata, a wodnistych podkładów nie lubię w ogóle. Mi pasuje. Wzięłam się więc za pierwsze testy. I po małym zwycięstwie nastąpiła sromotna porażka - no bo jak to cholerstwo nakładać!

Ten podkład współpracuje opornie. Nawet bardzo, jakby bronił się przed naszą twarzą. Zostawia okropne smugi, podkreśla skórki, wchodzi w załamania i pory. Myślałam, że się popłaczę, toż to miał być ideał! Niestety 'ideał' ze mnie zakpił i wyśmiał perfidnie. Nałożony i roztarty tworzył wyżej wymienione okropieństwo i nie stapiał się ze skórą w ogóle. Zaczęłam kombinować. Okazało się, że najlepsza metoda to wklepywanie. Zaczynając od minimalnej ilości - za pomocą opuszków lub gąbeczki najlepiej - jakoś się poddaje i wygląda znośnie. Tak więc zaczynam od wklepania minimalnej ilości w cerę, następnie tam gdzie potrzebuję większego krycia wklepuje kolejną warstwę. I to wystarczy, bowiem Golden Rose kryje bajecznie, w pełnym makijażu wyglądam jak lalka. Przynajmniej tutaj się sprawdził.

Poniżej przedstawiam Wam zdjęcia: Moja twarz bez podkładu, z cieniutką warstwą, doklepaną kolejną warstwą i na końcu z korektorem i pudrem. Uważam, że takie zdjęcia dużo mówią o produkcie i mi często brakuje przy recenzjach zdjęć twarzy i zbliżenia, jaki efekt daje konkretny kosmetyk. Jestem podkładowym świrem i dla mnie wykończenie to bardzo ważna sprawa. Także przepraszam za te obrzydlistwa jakim jest moja przybliżona skóra i mam nadzieję, że zrozumiecie i docenicie, a na pewno Wam to pomoże:

Cera bez podkładu

Cienka warstwa

Druga warstwa wklepana gąbeczką

+ korektor i puder

Jak widać - podkład kryje bajecznie. Niestety musimy za to zapłacić... dość widoczną maską. Nie wiem, czy to moja cera tak ostatnio reaguje na wszystko, czy nadal nie znalazłam pudru idealnego, ale jeżeli nałożymy Satin Smoothing w ilości 2 cienkich warstw, wtedy zaczyna być widoczny. Na zdjęciach z resztą widać, jak osiada na skórze. Po przypudrowaniu jest jeszcze gorzej i mam wrażenie cementu na twarzy. Ale to nadal nie najgorsze.

Przede wszystkim - podkład jest kompletnie nietrwały. U mnie świeci się po jakiś 2-3 godzinach (skrobia, puder Ben Nye, bambus itp), w dodatku nie zasycha, nie wtapia się w skórę, przez co bardzo łatwo go zetrzeć - machnięcie ręką i już mamy nieestetyczną plamę. Bleh. Aż strach zobaczyć się w lustrze :D Pod koniec zostaje go bardzo mało.

I największy minus - zapycha! Po jednorazowym użyciu nie, ale po kilku dniach użytkowania zapycha cerę, pojawiają się niespodzianki. I to te inwazyjne - pryszcze - i te bardziej ukryte - zaskórniki. No po prostu myślałam, że wyrzucę go przez okno jak zobaczyłam, w jakim stanie zostawił moją cerę. Nigdy więcej.

Plusy: Cena, krycie, kolor
Minusy: Dostępność, aplikacja, efekt, trwałość, zapychanie
Moja ocena: 1,5/5

No po prostu porażka. Ja sama nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony super krycie + idealny kolor to bajka. Ale ile minusów! Dlaczego, ach dlaczego? Na razie go ostawiłam. Sporadycznie nakładam go cienka warstwą, ale zostawię go chyba wyłączenie do makijaży na bloga czy artystycznych. Bo przez krótki okres czasu prezentuje się bajecznie, szkoda tylko, że nie jest przystosowany do dłuższego użytkowania.
Być może to kwestia mojej kapryśnej cery, czy sporych wymagań, bo dziewczyny chwaliły. Na zimę mógłby być w sam raz. Nie mówię więc, żeby go omijać - a nuż u Ciebie sprawdzi się idealnie? Na pewno omijać będę go ja. Wracam do minerałów :P

Ps. Czy mi się wydaje, czy Blogger psuje jakość załadowanych zdjęć? Okropne piksele widzę!

21 komentarzy:

  1. heh, jeśli chodzi o krycie jest lepszy od Rimmela ;P ale jeśli chodzi o twałość, to jest tak samo... A Rimmel jest chyba trochę droższy... ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. psuje, psuje. Poczytaj sobie tutaj: http://o-ironio.blogspot.com/2013/09/jak-wyaczyc-autokorekte-zdjec-w.html

    Sorry, że wkleiłam link. Jak coś to usuń ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Wrzucaj na bloga w wersji PNG, to nie będzie psuł :)

      Usuń
    2. Dzięki! A się zastanawiałam, co ja ostatnio taka wyblurowana na tych zdjęciach... :P

      Usuń
    3. Dzięki jeszcze raz, poprawiłam, od razu lepiej ;)

      Usuń
  3. Jejku, rzeczywiście niefajny, skoro się łatwo ściera... Szkoda, że nie stanął na wysokości zadania...
    Co do zdjęć, to gdzieś czytałam, że trzeba wejść w opcje google+ i tam odhaczyć automatyczny retusz, ale dokładnej instrukcji Ci nie podam, bo nie pamiętam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie ścieranie i zapychanie, to przeżyłabym tą lekką maskę i byłby ok :)

      Usuń
  4. Cholera, to byłby dobry odcień dla mnie :( Odechciało mi się jednak próbowania :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odcień idealny, szkoda że jakość kiepska ;/ Rozumiem ten ból :D

      Usuń
  5. kiszka, ale przy drugiej już warstwie mi się podoba... co z tego, jeśli palcem można go zetrzeć? :(

    OdpowiedzUsuń
  6. bulel nad bublami, i faktycznie już samo opakowanie nie zachęca :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zapycha to ja mu podziękuję, faktycznie maska z niego okropna :/

    OdpowiedzUsuń
  8. ech, taki podkład to tylko do kosza, a szkoda, bo efekt na twarzy mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  9. Krycie fantastyczne, ale niestety zbyt wiele minusów... Jeszcze jak zapycha to nie ma co ;/

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze wiedzieć, bo jestem podkładomaniaczką i już od jakiegoś czasu chodził za mną ten podkład. teraz wiem, że mam go unikać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mi nie miał niestety kto powiedzieć, że jest beznadziejny :D

      Usuń
  11. Ostatnio jak wrzuciłaś zdjęcie makijażu to właśnie widać było dość znacznie podkład i podpisałaś że to GR, teraz tylko się potwierdziło. Z opisu wad trochę przypomina mi... dermacol :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę przypomina, ale jest ciut bardziej przystosowany do nakładania na twarz :D

      Usuń
  12. U mnie był bardzo trwały, cały dzień bez żadnego pudru wytrzymywał ale poleciał w świat bo właśnie nie odpowiadało mi jego "ciężkie" wykończenie i toporność przy rozprowadzaniu jako że lubuję się w podkładach rzadkich, wręcz wodnistych lub masełkowych. Najgorsze że Cię zapchał :-( Zdaje się że pisałaś wcześniej o wypróbowaniu w przyszłości "mineralnego" ze stajni GR- ale odradzam Ci, jeśli ten był dla Ciebie nietrwały to w stronę tego w tubce nawet nie patrz :-D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wszystkie komentarze - każdy z nich zauważam i dokładnie czytam. To bardzo motywujące i miłe, gdy zostawiacie je pod moimi postami.

Proszę o nie zostawianie wpisów będących czystą reklamą bloga, profile zawierają Wasze adresy, na które zawsze z chęcią wchodzę.