Urodzinowe chwalipięctwo totalne

Hej dziewczyny :)

Za góry informuję, że dzisiejszy post nie niesie ze sobą wielu informacji pożytecznych, a raczej falę wszelkich głupot i popierdółek. Dzisiaj jest dzień szczególny - przynajmniej dla mnie - bowiem właśnie dziś postarzałam się o cały rok i kończę całe 22 lata. Ale jestem stara! (choć dla niektórych pewnie nadal widnieje jako głupi podlotek :D).

Dzień mam już zaplanowany i zaraz wychodzę ze swojej domowej jamy, ale zanim to nastąpi, chciałam się podzielić z Wami kosmetycznym aspektem tej chwili. Jako że kosmetyki wszelakie, makijaż, uroda i inne podobne od jakiegoś czasu plasują się dość wysoko na liście moich zainteresowań, część upominków zakwalifikowała się właśnie w tej kategorii ;) Chce się z Wami podzielić moimi małymi, nowymi skarbami, bo może cześć z Was będzie tym zainteresowana, podzieli się jakąś uwagą lub będzie ciekawa recenzji :) A tak szczerze, to po prostu pochwalić się chciałam, o! :D

Urodziny tegoroczne widnieją chyba pod szyldem marki Inglot. Nie wiem czemu, ale jeżeli chodzi o tę markę, to jestem dziewicą! Jak mogłam wcześniej nie zainteresować się naszym kosmetycznym dobrem narodowym? :D Więc tak szepnęłam kochanemu TŻ na uszko, że fajnie by było mieć jeden cień na próbę. A TŻ, jak to TŻ wziął to sobie do serca i wzbudzając zaciekawienie i zachwyt pań z Inglota (o boże, facet i wybiera dla dziewczyny? Gdzie można takich znaleźć!) obdarował mnie całkiem sporą jak na początek kolekcją produktów tej marki ;)

Na pierwszy ogień - moja pierwsza paletka :D Chłop sam dobierał kolory i jestem bardzo zaskoczona, jak dobrze mu to poszło - wszystkie szalenie mi się podobają! Niestety obecnie numerków Wam nie podam, bo opakowania po wkładach gdzieś mi się rzucają po szufladzie, ale gdy będę o nich pisać bardziej szczegółowo, to na pewno podam jak te kolorki się nazywają ;)

Tak się prezentują poszczególne cienie na skórze, co ciekawe, bez bazy - na prawdę mają świetną pigmentację i nie wiem, jak mogłam wcześniej nie zwrócić uwagi na te cienie! Pierwsza trójeczka jest idealna na co dzień, środkowa będzie klimatem pasować do nadchodzącej pory roku, a ostatnie błękity na pewno urozmaicą niejeden makijaż ;)

Kochany też zdecydował się obdarować mnie jednym z pigmentów - piękne, stare złoto, w zależności od światła wpadające bardziej lub mniej w miedziane tony. Bardzo błyszczący i bardzo w moim stylu :)

Oczywiście, jako że TŻ jest wielkim zwolennikiem moich wszelkich 'artystycznych'* makijaży, podarował mi tez piękne sztuczne rzęsy, żebym mogła do Was nimi zatrzepotać ;) Już raz wypróbowałam na brudno, efekt jest zniewalający. I osławiony DUO - w końcu będzie mi się wygodnie kleiło, a nie tymi małymi próbeczkami z Inglota, które to zawsze przylepiają mi się do paluchów :P

A to z innej beczki - drobny podarek od siostry, kredki Golden Rose na wypróbowanie, bo słyszałam o nich wiele dobrego. Dziewczyny, nie dajcie się nabrać na wzornik na stronie - kolory w rzeczywistości wyglądają zupełnie inaczej ;) Ja przygarnęłam numer 328 i 323. Dzisiaj pierwsza próba ;)

Na koniec - minerałki Annabelle, parę sampli ;) Pierwsze wrażenie - super! Mam nadzieję, że polubimy się już na stałe, bo chciałabym w końcu znów wrócić do minerałów, a męczenie się z doborem koloru zabiera dla mnie zbyt wiele czasu ;)

Na koniec mój dzisiejszy, wyjściowy look. Dość skromnie, jak na wszystkie wieczorowe propozycje, które pokazuję :D Ale tak czuje się najlepiej - neutralny kolor, kreska, sztuczne rzęsy i lekko podkreślone usta. W ruch poszły minerały, cienie inglot, kredka Golden Rose. I moja nowa, niezastąpiona suszarko - lokówka, w końcu mogę nacieszyć się takimi lokami, jakie zawsze chciałam mieć.

Więc, ja wychodzę - miłego popołudnia, wieczoru i do usłyszenia jutro ;)

*edycja, nie zauważyłam karygodnego błędu, który się wdał w tekst, przepraszam, jeżeli kogoś uraziłam ;)