Hej dziewczyny :)
Postanowiłam w końcu wygospodarować chwilkę i się odezwać, choć terminy mnie gonią ;) Za chwilę znów rzucę się w wir projektów, ale chociaż zaznaczę swoją obecność w sieci dzisiejszym postem.
Wpis z lekkim przymrużeniem oka - czyli potyczki z makijażem, kiedy ma się gorszy dzień :D Dzisiaj rano wstałam i stwierdziłam, że nie pomaluje się standardowo, tylko przy okazji naszykuję posta krok po kroku na bloga - z powodu wyższego, żeby nie świecić pustką. Miałam w głowie połączenie kolorów takie nietypowe, bo pomarańcz i granat. Cienie są? Są! No to zaczęłam...
Zaczęłam więc od bazy w postaci dwóch odcieni pomarańczy z paletki Sleek Paraguaya. Mówiłam kiedyś, czemu nie lubię Sleeków? Mówiłam, a dzisiaj sobie o tym przypomniałam. Na zdjęciu nie widać, ale cienie zrobiły prześwity i nie prezentowały się zabójczo. Doklepałam palcem, jakoś to wyglądało - okej, lecimy dalej.
Zaczęłam więc cieniować i nadawać kształt. Nałożyłam na łuk brwiowy matowy, cielisty cień i chciałam błyszczącym różem z Paraguaya wycieniować od góry pomarańcz. Ups, kolejn zgrzyt - cień zaczął się wycierać, po prostu znikać pod pędzlem przy każdym ruchu. Wyglądało to koszmarnie (choć znów nie widać). No okej, doklepałam palcem :D Jedziemy dalej, może przy granacie się polepszy...
Płonne nadzieje. Granat był z palety Vintage Romance, dokładnie odcień Romance in Rome. Nie korzystałam z niego jakoś bardziej, więc to było jego 5 minut. Po których pozostał spory niesmak. Po pierwsze, nie przyklejał się do powieki. Musiałam więc go wcierać. Wcieranie potęgowało okropne sypanie się tego cienia. A z koloru zostawała tylko bura mgiełka. Więcej go miałam pod okiem, niż na powiece :D Stwierdziłam - dość tego, wychodzę!
Zmyłam ten pył Rzymskiego romansu i postanowiłam już dać sobie spokój z tą kombinacją, przynajmniej z tymi cieniami. Serio, jakiś koszmarek. W środek powieki na miejscu startej pomarańczy wklepałam cień z Vitage Romance - Propose in Prague, zaś załamanie lekko przyciemniłam Bliss in Barcelona - z tymi odcieniami da się jeszcze jakoś pracować. Pozmiatałam, wewnętrzny kącik omiotłam matową bielą. Stwierdziłam, że czas na ratunek eyelinerem...
... i tutaj też srogo się przejechałam :D Oczywiście jak pech, to na całego i kreska zamiast zgrabna, wyszła przerośnięta, bo wciąż poprawiałam i poprawiałam. I potem znów poprawiłam. Wyszła krecha na pół powieki i musiałam z tym żyć. Bo zaraz musiałam wyjść z domu.
Na szczęście kreski to moi przyjaciele, nawet w grubszym wydaniu. Ale co się namęczyłam! Co się naklęłam! Miałam wizje piękną, skończyło się jak zwykle. Przypomniałam sobie, dlaczego Sleeki nie nalezą do moich ulubionych cieni i dlaczego nie kupuję ich paletek :D
Macie czasem takie dni makijażowej katastrofy? :D
bardzo ładny makijaż, nie wiedziałam ze taka gruba krecha może wyglądać tak ładnie ;)
OdpowiedzUsuńKochana...ja takie dni mam niemal za każdym razem haha:) krecha konkret ale fajnie w niej wyglądasz:)
OdpowiedzUsuńI jak zawsze wyszło genialnie :D
OdpowiedzUsuńTy piszesz, że się nie udał, a jak ja bym chciała, żeby tak wyglądał mój nieudany makijaż :D
Hahahhahaha totalnie mnie ten post rozwalił! Mi też zdarzają się takie sytuacje, gdzie widzę coś w głowie, a na twarzy wychodzi istna masakra. Ale Ty wyszłaś z tego obronną ręką! Świetnie wyglądasz w tak grubej kresce, niezbyt wielu osobom coś takiego pasuje, a u Ciebie prezentuje się idealnie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńJeszcze zapomniałam dodać na początku, że nie mogłam ustawić lamp i prawie się popłakałam, oczy co chwilę mrużyłam... No po prostu dzień nie na malowanie ::P
mam takie dni katastrofy - ale nie dlatego, że cienie się nie trzymają, po prostu nie pasują do mojego ryjka, niektóre kombinacje. ;|
OdpowiedzUsuńAle krecha Twoja mi się podoba (; ale Tylko u Ciebie ;p
Ale krechy! Ale pasują Ci.:)
OdpowiedzUsuńŻeby cienie się nie osypywały trzeba ich nadmiar strzepać z pędzelka, a przed ich aplikacją nanieść bazę. Ja tak robię i nic złego się nie dzieje. Prawie cały czas pracuję na paletkach Sleek i je uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNie przyjmij tego źle - po prostu piszę swoje zdanie.
Makijaż mimo wszystko bardzo ładnie się prezentuje! I ta krecha też daje mu dodatkowy urok :)
:)
UsuńWłaśnie o to chodzi, że zawsze tak robię, jak Ty piszesz - baza dla mnie jest obowiązkowa, używam obecnie tej DAX, pędzelkami stukam w grzbiet dłoni, żeby odsypać nadmiar. Z innymi cieniami nie mam problemu, nawet z tanimi z allegro, tylko te Sleeki mnie do szału doprowadzają :D One mnie nie lubią ewidentnie :P
To faktycznie coś jest nie tak. Widocznie nie jesteście sobie pisani hahah :)
UsuńOj, też nie lubię Sleeków. Jak szybko kupiłam tak jeszcze szybciej się ich pozbyłam :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJakbym miała tak ocenić ogólnie, to nie lubię.
Ale niektóre cienie są fajne, trafiają się też palety i lepsze i gorsze :P
ja czasami mam pomysł, robię wszystko zgodnie z zamysłem i nagle wpadnie mi do głowy, żeby czegoś dodać, bo leży pod ręką :-D :-D i czasami żałuję ;-) myślę, że czasami nieidealnie właśnie fajnie wygląda, wyszłaś z tego obronną ręką, na zdjęciu całej twarzy widać, że jest baaaardzo fajnie :-)
OdpowiedzUsuńAle to ważne, żeby eksperymentować! Czasem nie wyjdzie, ale czegoś się uczymy :)
UsuńNo jakoś z tego wyszłam, spanikowałam, że muszę się ludziom pokazać :D
oj ja mam tak bardzo często, ubzduram sobie coś w głowie i za nic nie chce mi to wyjść na powiece :P
OdpowiedzUsuńA ja muszę powiedzieć- mocna kreska ;)
OdpowiedzUsuńwyszlo slicznie :))
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam, chyba każda ma takie dni z cyklu "nic mi nie wychodzi"
OdpowiedzUsuńGruba krecha jest super ! Masz piękne duże oczyska ! :D
zazdroszcze ze u Ciebie gruba krecha mioze wygladac fajnie, u mnie juz była by masakra:D
OdpowiedzUsuńZnów jestem zaskoczona, bo mam obie te palety a nigdy nie zdarzyło mi się mieć aż tak osypanych cieni jak na Twoich zdjęciach. Serio. Inna sprawa, że zawsze gdy robię makijaż otrzepuję dokładnie pędzel zanim zacznę nim majstrować przy powiekach - to ogranicza ewentualne osypywanki do minimum.
OdpowiedzUsuńMakijażowej może nie, bo ja delikatnie się maluje. Ale paznokciowe katastrofy to dosyć często mi się przytrafiają... Wizja piękna, a jak przychodzi co do czego to nic nie wychodzi jak powinno :p
OdpowiedzUsuńHaha, no zdarza się :D Też mam takie dni, wiadomo, czasem dłuuugie okresy, kiedy za nic żaden mejkap nie wychodzi. Ale wiesz co? Efekt końcowy nie jest wcale taki zły - a Ty i tak śliczna to wiesz :D Ale Ci się faktycznie mocno te Sleeki sypią - ja się nauczyłam jakoś nimi malować, zresztą na nich uczyłam się w ogóle malować! Teraz dopiero, jak wychodzę z wprawy rozpieszczona przez lepsze hyhy, to zdarza mi się polik zasypać... :D Taki już ich... urok, nie no brak uroku ;)
OdpowiedzUsuńNawet niezle ta krecha wyglada :) Ja czesto mam makijażowe wpadki, ale glownie z rożem i brązerem ;)
OdpowiedzUsuńEfekt końcowy jest bardzo ładny :). Też mi się zdarzają takie makijażowe katastrofy zwłaszcza jak jestem niewyspana :D
OdpowiedzUsuńMnie się podoba, co do osypujących się cieni to jest masakra z brokatowymi :D wtedy to już nic nie pomoże xD świecimy się jak choinka :P nawet z taką grubą krechą dobrze wyglądasz. U mnie to by się nie sprawdziło bo mam opadającą powiekę i od razu wszystko się chowa ;)
OdpowiedzUsuńJa bym chciała żeby mi wyszedł taki makijaż jak tobie "nie wyszedł"-ty umiesz jak widać coś z niczego.Świetny efekt końcowy.
OdpowiedzUsuńMam podobne przemyślenia, widocznie Magdy lubią trzymać się razem ;)
Usuńmam, czasem gdy nastaje gorszy dzień lepszym rozwiązaniem byłoby się w ogóle nie malować :P
OdpowiedzUsuńOj tak :P ale często na szybko po prostu wszystko zmywa i na nowo tuszuję już tylko rzęsy xD ale Tobie ekstra wyszło, myślę że czarne grube krechy uratowały makijaż :D
OdpowiedzUsuńi tak makijaż wyszedł pięknie! :)
OdpowiedzUsuńJA kocham paletki Sleeka, bardzo się dogadujemy :) jak masz zbędną to przyjmę :D
Ja mam dni katastrofy, ale wtedy nic mi nie wychodzi, niezależnie od cieni, nawet liner się obraża i rzęsy sklejają :(
Opis przypomina mi tworzenie 80% makijaży kiedy wymyślę "dzisiaj robię coś innego" :P
OdpowiedzUsuńA co do sleeka to nie lubię ich paletek (dlatego mam 4 to takie oczywiste :D), tylko niektóre cienie dają radę ;)
Też nie lubię Sleeka, nie rozumiem zachwytów. Mam dwie paletki i nie sięgam po nie z wiadomych przyczyn, aczkolwiek w Darks kolory tak bardzo mi się spodobały, że postanowiłam skomponować coś na jej wzór z Glazel matowych, które wprost kocham ♥
OdpowiedzUsuńZresztą, kiedy chodziłam na kurs wizażu i była do dyspozycji paletka au naturel, wszystkie dziewczyny narzekały.
Ja osobiście lubię takie grube kreski :) Ale solo, bez oprawy cienia.
Biedactwo, współczuję... Ale jakoś na koniec odratowałaś ten makijaż, także gratulacje, że nie straciłaś głowy :D
OdpowiedzUsuńTeż nie idzie mi ze Sleekami współpraca, ale kreski nawet grube ładnie wyglądają ;)
OdpowiedzUsuńCzesto mam takie wpadki, ale bardziej z kolorystyka ;) u Ciebie ta krecha wyglada super, mnie nie pasuje totalnie.. a na koniec dodam ze masz cudny kolor na ustach!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie też zdarzają mi się takie dni klęski :D Ty wybrnęłaś z tego całego koszmaru obronną ręką : D
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam zaraz fail. Wyszlo bardzo ładnie :) Ta kreska też super :D
OdpowiedzUsuńWoW piękna kreska i piękny makijaż :)
OdpowiedzUsuńBo to trzeba umieć się posługiwać cieniami!
OdpowiedzUsuń