26 listopada 2013

Kolorówka: Usta w odcieniu mlecznego różu, czyli porównanie błyszczyków Sleek i Essence

Witajcie dziewczyny :)

U Was też już spadł śnieg? We Wrocławiu dzisiaj po południu srogo napadało, na tyle, że przełożyłam swoje plany do załatwienia na mieście na jutro - nie widziało mi się biegać w tej zawieruszy ;) 

Dziś mam dla Was recenzje porównawczą dwóch produktów, które na pierwszy rzut oka dają identyczny efekt i posiadają podobne właściwości. Po przyjrzeniu się bliżej można zauważyć subtelne różnice, jednak całokształtem mogą uchodzić za 'bliźniaki'. Zapraszam na recenzję błyszczyka Essence Stay with me oraz Sleek Glossed :)



Kosmetyki te wpadły do mojej kolorówki niezależnie od siebie, w dość dużym przedziale czasowym. Obecnie używam ich zamiennie, sama przez długi czas nie wiedząc w sumie, który wypada lepiej - dlatego też zrobiłam to porównanie :)


Pierwszy rzut oka - bardzo podobne błyszczyki, dające na ustach podobny efekt. Obydwa są w jasnych, nude odcieniach wpadających w róż. Stosuje je na co dzień oraz przy mocniejszych makijażach, ponieważ sprawdzają się u mnie lepiej, niż wszelkie cieliste szminki czy pomadki - po prostu w różu mi lepiej ;)


Sleek Glossed posiadam w odcieniu najprawdopodobniej Whisper. Kosztuje około 20 zł za 5 ml, można go kupić wyłącznie drogą internetową. Opakowanie mi się podoba, jest małe, zgrabne, prostokątne. Matowa zakrętka dodaje takiego smaczku, ale wiadomo, że nie jest to cud designu ;) Pachnie słodko i karmelowo.


Stay with me od Essence to odcień My favourite milkshake. Dostaniemy go bez problemu w Naturach, SuperPharmach czy Hebe, a jego cena to około 10 zł, czyli dwa razy mniej niż Sleek. Co ciekawe, pojemność to 4 ml - czyli mniej, niż drugi błyszczyk. Aż wierzyć się nie chce, patrząc na wspólne zdjęcie ;) Essence pachnie słodko, ale lekko owocowo.


Pierwsza poważniejsza różnica wychodzi po otwarciu opakowań - mamy tu zupełnie różne typy aplikatorów. Essence, po lewej, posiada wyprofilowaną w maczugę gąbeczkę, która bez problemu sunie po ustach i ładnie wygładza produkt. Sleek ma w środku pędzelek - jest on dość miękki i delikatny. Przez to aplikacja produktu jest trochę trudniejsza, nie można tego zrobić do końca na ślepo. Pędzelek uniemożliwia tak równomierne rozprowadzenie błyszczyka, jak w przypadku Essence. 


Kolejna różnica - kolor. Teoretycznie takie same, praktycznie różne. Essence to jasny róż, ale widocznie wchodzi w koralowe tony. Sleek jest ewidentnie mleczno - różowy, bez dodatków innych odcieni. Błyszczyki różnią się również konsystencją. Obydwa są kremowe, ale Essence jest gęstszy i bardziej kleisty, czasem się ciągnie. Sleek wypada tutaj o wiele lepiej, ma kryjącą strukturę, ale jednak nie lepi się i jest gładszy. Największe różnice wyjdą jednak na ustach :)



Jako pierwszy - Sleek. Mimo tego, że błyszczyki teoretycznie są dość kryjące, to przez to, że mam naturalnie ciemniejsze usta, wychodzą raczej półtransparentnie. Sleek lekko je rozjaśnia i tworzy bardzo błyszczącą poświatę. Jednak przez to, że jest jaśniejszy, delikatnie wchodzi w siatkę załamań. Z daleka tego nie widać, jednak na takim zbliżeniu jest to widoczne. Na zdjęciu mam dość konkretną warstwę. Produkt nie skleja jednak ust i ładnie się w nie wtapia.



Czas na Essence. Przez to, że jest trochę ciemniejszy od Sleeka, lepiej wypada na ustach. Tak na prawdę moje wargi wyglądają, jakby nie było na nich nałożonego koloru, a jedynie błyszczący, przezroczysty błyszczyk. Załamania nie są aż tak podkreślone, a usta wyglądają na pełne i mokre. Tutaj również nałożyłam dość sporo, jednak Essence ma jedną wadę związaną z konsystencją. Okropnie się klei. Jeżeli posmaruje usta zbyt dużą ilością, pomiędzy warstwami mogę zauważyć ciągnące się gluty produkty, gdy tylko je otwieram. Jest to strasznie nieestetyczne :P


Zbiorczo - widać najważniejsze różnice. Jeżeli chodzi o trwałość, jest bardzo podobna, czyli kiepska :P Błyszczyki trzymają się max 2 godziny, gdy nie jem i nie piję. Inaczej ścierają się bardzo szybko. Mają za to lekkie właściwości pielęgnacyjne, ponieważ nie wysuszają ust, a lekko je nawilżają.

Jeżeli chodzi o aplikator, dostępność i cenę, to korzystniej wypada produkt Essence. Ten odcień też lepiej prezentuje się na moich ustach. Sleek jednak góruje pod względem konsystencji, nie jest tak lepki i glutowaty. Mimo wszystko cena, a przede wszystkim dostępność to spora bariera, być może gdyby Sleek był dostępny stacjonarnie, inaczej by to wyglądało.

Na razie jednak - wybieram Essence. Widzę, że jest odcień w tonacji i stopniu jasności identyczny jak Sleek, ciekawa jestem, jak on zachowa się na moich ustach ;)

A Wy - który byście wybrały? :)

12 komentarzy:

  1. Bardzo lubię błyszczyki Stay with me :) Oba wyglądają ładnie, ale ten z Essence chyba jednak wygrywa w moich oczach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. o dziwo Essence moim zdaniem wyglada lepiej bo nie zbiera sie w zalamaniach ust :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sleek troche za bardzo zbiera się w załamaniach, ale mam wrażenie, że ma trochę ładniejszy odcień ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ten z essence;) I jest ok:) jednak i tak wolę szminki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Essence wypadł lepiej, ale strasznie nie lubię, gdy produkt do ust się klei.

    OdpowiedzUsuń
  6. też mi się Essence bardziej podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Essence bardziej mi się podoba :) Zresztą sama mam ten odcień i bardzo go lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Essence wygląda bardzo ładnie na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  9. oba mi się bardzo podobają :)
    zapraszam do mnie na rozdanie Balea, Alverde i p2 :)
    Pozdrawiam!
    http://banshee-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Mi się tam bardziej essence podoba :) ale sleek też nie jest zły

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam kiedyś ten błyszczyk z Essence i bardzo go lubiłam, jednak później gdzieś się zapodział. Muszę znów go kupić. Dziękuję za przypomnienie!:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wszystkie komentarze - każdy z nich zauważam i dokładnie czytam. To bardzo motywujące i miłe, gdy zostawiacie je pod moimi postami.

Proszę o nie zostawianie wpisów będących czystą reklamą bloga, profile zawierają Wasze adresy, na które zawsze z chęcią wchodzę.