12 sierpnia 2013

Pielęgnacja: Dermedic Angio Preventi, krem na noc minimalizujący rumień

Hej dziewczyny!

Dzisiaj chciałam opowiedzieć Wam o produkcie marki Dermedic, którego przeznaczeniem jest walka z czerwonymi naczynkami widocznymi na naszej twarzy. Dziewczyny, które tak jak ja borykają się z tym problemem dobrze wiedzą, o czym mówię - okropne żyłki, które potrafią oszpecić nawet najpiękniejszą twarz. Możemy mieć cerę gładką jak skóra niemowlaka, o idealnym kolorycie, bez jednego pryszcza czy zaskórnika - na nic to jednak, gdy nasze twarze zdobią czerwone pajączki, przebijając czasem nawet przez grube warstwy podkładu, naruszając harmonię.


Z pomocą przychodzą nam różni producenci, nasycając rynek kosmetykami, które mają nam pomóc w walce z tym problemem. W końcu kto nie marzy o 'wymazaniu' naczynek z twarzy? Jednym z produktów poświęconych walce z rumieniem jest recenzowany dzisiaj krem - Dermedic, z serii Angio Preventi. Krem na noc minimalizujący rumień, przeznaczony do skóry wrażliwej, naczyniowej (och, coś idealnego dla mnie! :D)

Co producent sam pisze o swoim wynalazku? 

KREM NA NOC MINIMALIZUJĄCY RUMIEŃ
Składniki aktywne: 
Troxerutyna, Arnica Montana, Witamina E, Olej z Oliwek, Olej z Avocado, Skwalan

Odbudowuje strukturę lipidową skóry i poprawia stan nawilżenia
Minimalizuje widoczność rumienia
Przeciwdziała rozszerzeniu naczyń
Chroni naczynia kapilarne i powoduje wzmocnienie i obkurczenie włosowatych naczyń krwionośnych
Łagodzi zaczerwienienia i podrażnienia
Rezultat: 
Wzmocnione i obkurczone naczynia kapilarne, działanie antywolnorodnikowe 


A co sądzę na jego temat ja? Zaczynając od ogólników. Kremiszcze dostajemy w kartoniku, które długo ze mną nie pobyło, ale dobrze spełniło swą role - kosmetyk był nienaruszony, dobrze przechowywany, zafoliowany. Posiada też wszelkie informacje na temat produktu, jego nazwę, markę, skład, obietnice producenta, sposób użycia. Szata graficzna - przyjemna dla oka, taka typowa dla aptecznych marek, bez zbędnych ozdobników. Dodatkowo w środku występował kartonik utrzymujący buteleczkę w stałej pozycji.


Gdy już wydobędziemy serce kremu na zewnątrz, widzimy analogiczną do kartoniku buteleczkę. Opakowanie głosi, że w środku mamy 55 gram kremu. To całkiem przystępna pojemność. W dodatku opatrzone jest w pompkę, przez co nie musimy grzebać paluchem w zawartości. Pompka jest zgrabna, nie zacina się, możemy dokładnie sprecyzować, ile kremu wydobędziemy. Posiada tez zabezpieczenie w postaci możliwości obracania i zamykania jej - skręt w prawo i nic nie wyciśniemy. Jakby tego było mało, otrzymujemy też plastikową zatyczkę. Bezpieczeństwo na 100 procent :D


Jak tylko uda nam się rozpracować pompkę, możemy wycisnąć na palucha esencję produktu. Krem jest jasny, prawie biały. Pachnie... przyjemnie i zdecydowanie przypomina mi inny kosmetyk. Stosowaliście serię Ziaji Sopot Spa? Dermedic Angio pachnie BARDZO podobnie. Trochę bardziej chemicznie. Ale nadal to ten zapach, co dla mnie jest plusem, bo bardzo serię Sopot Spa lubię. Kojarzy mi się z wakacjami.

Krem ma konsystencję lekką, która po rozsmarowaniu szybko się wchłania w naszą skórę. Nie pozostawia tłustej warstwy, jedynie bardziej elastyczny naskórek.

Przejdźmy do najważniejszego - działania. W końcu po to są te obietnice, żeby wybawić nas od naczynek! Krem stosowałam systematycznie na noc przez ponad miesiąc, zużyłam 2/3 opakowania. Do tego stosowałam tylko płyn micelarny z tej samej serii. Po miesiącu mogę śmiało powiedzieć, że rzeczywiście - rumień się uspokoił i mogłam cieszyć się cerą niemalże białą - bo wiadomo, że popękane i rozlane pajączki usunę tylko laserowo. Potem krem odstawiłam i obserwowałam na ile utrzyma się efekt. I tutaj muszę powiedzieć, że trochę się zawiodłam - po tygodniu skóra wróciła niema do stanu z przed kuracji. Aby utrzymać efekty, trzeba by stosować Angio codziennie. W sumie, to też nie problem, jeżeli krem służy - czemu nie? No i tu pojawia się kolejny minusik - krem owszem działa długoterminowo i łagodzi zaczerwienienie, ale niestety nie robi nic więcej dla mojej cery. Moja skóra potrzebuje przede wszystkim mocnego nawilżenia. Angio tego nie daje, musiałam wspomagać się dodatkowo różnymi składnikami - a to kwas hialuronowy, a to olej. Jestem stworzeniem leniwym i nie po to w sumie kupuje krem, żeby i tak do niego dolewać różnych rzeczy. Dlatego nie mogłabym z Angio pracować długoterminowo. 

Zawsze jednak można spróbować stosować go zamiennie z jakimś kremem nawilżającym. Ale czy nie szkoda zachodu?

Plusy: Wygodne opakowanie, zapach, konsystencja, działanie przy długotrwałym stosowaniu, nie podrażnia
Minusy: Szybka redukcja efektów po odstawieniu, brak działania nawilżającego
Moja ocena: 3,5/5

Ocena taka jak produkt - całkiem dobry i ciekawy, ale posiadający minus, który psuje całokształt. A  nawet dwa ważne dla mnie minusy. Mimo wszystko nie uważam, żeby był to produkt zły - według mnie warty uwagi, szczególnie dla osób, które nie posiadają suchej skóry i nie potrzebują mocnego nawilżenia - Angio może sprawdzić się świetnie jako krem na noc na cały rok.
Produkt dostałam do testów od producenta - nie wpływa to jednak na moją zawsze subiektywną opinię.

Przypomnę Wam też o tym, że Pawie Piórka funkcjonują na FB - są tam wpisy, które nie zawsze wrzucam na bloga ;) Polubcie!


7 komentarzy:

  1. Nie miałam tego produktu,ale raczej nie wypróbuję,ze względu na te minusy o których napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to rzeczywiście mocne argumenty przeciw, mimo dobrego pierwszego wrażenia

      Usuń
  2. To może mu się przyjrzę, bo też mam tę skłonność ;/

    Nie pamiętam, czy Ci pisałam, że bardzo mi się podoba Twoje logo i nowy design bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Una, pisałaś :)

      No niestety, naczynka to paskudna sprawa :P

      Usuń
  3. Nie mam na szczęście problemów z cerą naczynkową, ale gdybym miała, też byłabym zawiedziona tym jak krótkotrwałe okazały się rezultaty. Wygląda na to, że to typowy środek doraźny, nie zaś "lek na całe zło".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ciężko znaleźć produkty, które działają długofalowo, większość raczej ma skłonności do zanikania efektów po zaprzestaniu stosowania.

      Usuń
  4. od długiego czasu męczyłam się z rumieniem na twarzy, aż w końcu natrafiłam na ten produkt.:) był na przecenie, więc się na niego skusiłam, używam go już od około 3 miesięcy i nie zamierzam go odstawiac na bok.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wszystkie komentarze - każdy z nich zauważam i dokładnie czytam. To bardzo motywujące i miłe, gdy zostawiacie je pod moimi postami.

Proszę o nie zostawianie wpisów będących czystą reklamą bloga, profile zawierają Wasze adresy, na które zawsze z chęcią wchodzę.