30 marca 2013

Włosy: Marion Nature Therapy, Ocet z Malin&Koktail Owocowy - Kąpiel odbudowująca włosy i 60 sekundowa maseczka do włosów

Hej wszystkim!

Dzisiaj chciałam Wam szybko zaprezentować produkty do włosów marki Marion, który dostałam w ramach testów od Maliny - założycielkę Malinowego klubu. Jest to Kąpiel Odbudowująca Włosy, Ocet z Malin, o którym słyszałam wiele na blogach poświęconych pielęgnacji włosów, oraz 60 sekundowa maseczka z tej samej serii. Jaka jest moja opinia? Czytajcie dalej :)

KĄPIEL ODBUDOWUJĄCA WŁOSY


Cena i dostępność: Około 7 zł/130 ml, dostępny w osiedlowych drogeriach. Ja u siebie widuje sporadycznie.

Od producenta: Kąpiel odbudowująca włosy. Zanieczyszczone powietrze, stres  mogą powodować utratę koloru i matowienie Twoich włosów, dlatego Nature therapy stworzona została, aby przywrócić włosom blask, siłę i elastyczność.  Preparat o świeżym zapachu malin delikatnie oczyszcza, usuwa resztki szamponu z włosów oraz pomaga przywrócić naturalną kwasowość skóry głowy.

Opakowanie i estetyka: Opakowanie proste, zgrabne, z przezroczystego plastiku z naklejkami z informacją. Zakrętka czarna, na zatrzask, nie wypaczyła się, działa nadal sprawnie. Plus dla naklejek, że nie odklejają się nieestetycznie. Buteleczka wyposażona jest w w dozownik z małą dziurką, przez którą wydostaje się odpowiednia ilość produktu - ja nie miałam problemu z aplikacją.



W użyciu: Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to zapach. Bardzo ładny, przynajmniej dla mnie - połączenie syropu malinowego i Mamby o tym samym smaku. Wyczuwam też lekko kwaśną nutę, jakby jabłka? Dzięki temu zapach jest słodki, ale rześki i świeży. Kolor ma jak widać mocno malinowy, co można zauważyć tez podczas używania. Producent zaleca po umyciu i odżywieniu włosów nałożyć Kąpiel na włosy, a po jednej minucie spłukać chłodną wodą. Tak też stosowałam Ocet. Najpierw mycie eko szamponem z e.Leclerc, następnie odżywka Lniana Farmony. Po spłukaniu odżywki, gdy włosy były już gładkie, nakładałam produkt Marion - po prostu przechylając butelkę i lejąc Kąpiel bezpośrednio na włosy. Dzięki dozownikowi o małej średnicy nie miałam problemu z przelewaniem produktu. Następnie lekko wmasowywałam go w głowę, czekałam minutę i spłukiwałam. Podczas masażu produkt się pieni zabarwioną na różowo pianą.

Skład. Jak widać, całkiem niezły, sporo ekstraktów, szkoda tylko, że chemii też sporo :P
Działanie: Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to gładkość włosa po użyciu octu. O dziwo, właśnie po jego zastosowaniu włosy, które były niczym jedwab po odżywce Farmony, po produkcie Marion stawały się nieco bardziej tępe i splątane. Nie zrażona, chciałam zobaczyć efekty po wysuszeniu włosa. Podczas szczotkowania mokrych kłaków nie zauważam dużej różnicy, po za pięknym zapachem, który utrzymuje się u mnie nawet po wysuszeniu przez cały dzień. To zdecydowany plus. Kolejną zaleta jest rzeczywiste zmiękczenie loków (ale u mnie to nie sukces, ja z natury mam dość miękkie włosy), a przede wszystkim nadanie połysku - rzeczywiście, produkt ładnie nabłyszcza włosy, choć nie powiedziałabym, że fenomenalnie (tutaj lepszy jest inny produkt Marion, o którym niedługo). Różnica jest jednak widoczna. Mam też wrażenie, że włosy dłużej utrzymują swą świeżość.

Lewo - zachmurzone niebo, prawo - to samo, jednak z dodatkiem lampy o zimnym, białym świetle
Wydajność. Niestety, produkt Marion jest słaby pod względem wydajności. Jednak sam producent to zauważa - jedno opakowanie starczy według niego na 5 użyć i tyle właśnie razy udało mi się zastosować Kąpiel przed zdenkowaniem.

Podsumowując: Ciężko powiedzieć. Na pewno nie jest to mój must have w pielęgnacji włosów, ponieważ według mnie po za nabłyszczaniem i pięknym zapachem wiele nie robi. Za krótko go używałam, by stwierdzić rzeczywiste odżywienie. Na pewno jednak jest warty spróbowania i myślę, że gdy spotkam go w jakiejś drogerii i będę miała parę dodatkowych groszy w portfelu - kupię. Dla pięknego zapachu :)

Moja ocena: 3,5/5 - fajny dodatek, ale bez szału.

Stosowałyście Ocet Malinowy od Marion? Czujecie, że potrzebujecie go wypróbować, czy raczej wydaje Wam się zbędnym gadżetem?

60 SEKUNDOWA MASECZKA DO WŁOSÓW


Drugim produktem z tej serii, który testowałam jest 60 sekundowa maseczka do włosów. Jej pojemność to 15 ml, które starcza według producenta na dwie aplikacje, a jej cena to około 3 złotych. Produkt zamknięty jest w opakowaniu typowym dla wszelkich maseczek czy próbek, jednak wyróżnia je możliwość ponownego zamknięcia - zastosowano prosty dozownik. Jest to dla mnie spory plus, ponieważ często takie produkty starczą mi więcej, niż tylko pojedyncze użycie, a nigdy nie wiem co zrobić z resztka - wyrzucić szkoda, jednak z drugiej strony wizja rozciapanego wszędzie produktu mnie przeraża. Tutaj mamy specjalny 'dzióbek', który po odłamaniu zamienia się w zatyczkę dla ujścia.


Sama maseczka ma konsystencję typową dla takich kosmetyków - jest dość gęsta i treściwa, ale bez przesady, da się ją spokojnie rozsmarować na włosach. Ma lekko malinowy kolor i przyjemny, owocowy zapach, choć na pewno mniej naturalny i intensywny niż płukanka octowa.


Maseczkę nakładałam zamiast odżywki po umyciu włosów, po czym spłukiwałam. Na początku sądziłam, że opakowanie starczy mi jedynie na jednorazową przygodę, jednak o dziwo sporo produktu zostało i starczyło na jeszcze jedno użyciu, jak obiecywał producent. Po spłukaniu włosy były w dotyku bardziej miękkie i śliskie, jednak prawdziwa natura maseczki wyszła po wysuszeniu włosów. Delikatny zapach utrzymywał się na kłakach, uprzyjemniając czesanie. Mimo wszystko, gdy włosy były już suche, cały czar prysł... Owszem, lekko się błyszczały i były odrobinę bardziej miękkie niż zwykle. Jednak to koniec superlatyw. Nie zauważyłam dodatkowego nawilżenia, wręcz przeciwnie, końce były napuszone i skołtunione, zaś podczas czesania zauważyłam jakby delikatny łupież, choć ostatnio poradziłam sobie z tym problemem. Sytuacja powtórzyła się również podczas drugiej aplikacji.


Zdecydowanie to chyba najsłabszy produkt z całej serii, bo przełknęłabym wszystko, gdyby nie robił nic - zdarza się, może będzie pasował komuś innemu. Jednak tutaj zauważyłam dodatkowo negatywne efekty, jak podrażnienie skalpu i puszenie włosów, co dyskwalifikuje tą odżywkę w moich oczach i nie polecam jej nikomu. W sumie nic dziwnego patrząc na skład, ekspertem nie jestem, ale mnie nie zachwycił.


Moja ocena: 1/5
Produkt dostałam do testowania w ramach Malinowego Klubu

11 komentarzy:

  1. dużo i nim słyszałam ale trochę mi szkoda 10 zł ,to nie dużo ale to też jest np. już połowa ceny szamponu NS i maski drożdżowej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porównując z płukanką YR to cena spora nie jest :D Ale fakt - za te 10 złotych można nabyć sprawdzony kosmetyk.

      Usuń
  2. nie stosowałam, ale jakoś nie wierzę że mi to cudo zrobi dobrze :P wolę z Mariona serię z arganem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty argan byś chyba jadła na co dzień, jakbyś mogła :D
      Ja właśnie mam odżywkę arganową i o niej też się rozpisze - ale zapowiada się miło ;)

      Usuń
  3. U mnie niestety po nim nie było efektu :( Ale u mnie w ogolle po zadnych plukancach octowych nie ma efektu, nawet tych domowych :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczny masz kolorek włosów. A octu nie miałam ale może się skuszę jak tylko będzie w jakiejś drogerii u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. hm miałam ocet z malin z YR, chętnie ten też wypróbuję;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie używałam, bo w pielęgnacji moich włosów stawiam bardziej na maski i oleje, niz płukanki. Ale nie mówię nie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam, ale myślę o spróbowaniu octu na włosy... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. według mnie płukanka to zbędny gadżet
    uwielbiam z yves rocher ze względu na śliczny zapach zawsze gdy mam mieć rozpuszczone włosy to przed wysuszeniem płukałam super
    z marion też jest fajna ale zapach ulatnia się zaraz po wysuszeniu włosów ale ta ma znów więcej silikonów niż yr więc po niej znów lepiej się układają włosy
    polecam zwykły ocet np jabłkowy co prawda zapach nie powala ale da się przeżyć a macie pewność że dostarczyliście włosom naturalnego składnika a nie przetwożonego i cena około 4 zeta do każdego należy wybór

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja sama na pewno bym się nie zdecydowała na zakup płukanki. Ja swoja dostałam i jest w fazie testów. Ale już nie podoba mi się, że muszę trzy razy głowę płukać. Szampon, płukanie, odżywka, płukanie, Marion, płukanie. Jakiś żart...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wszystkie komentarze - każdy z nich zauważam i dokładnie czytam. To bardzo motywujące i miłe, gdy zostawiacie je pod moimi postami.

Proszę o nie zostawianie wpisów będących czystą reklamą bloga, profile zawierają Wasze adresy, na które zawsze z chęcią wchodzę.