Cześć wszystkim :)
Kosmetyki do konturowania to już must have w kosmetyczce każdej kobiety, która bardziej interesuje się makijażem. Rozświetlacz, bronzer, róż - bez tych produktów wiele z nas nie wyobraża sobie codziennego rytuału malowania twarzy. Ja z pewnością należę do tej grupy, w dodatku produkty tego typu można u mnie spotkać w większej ilości egzemplarzy - kilka bronzerów, parę rozświetlaczy i wręcz niezliczona ilość róży (już nawet nie liczę...).
Jakiś czas temu zastanawiałam się nad paletą bądź kosmetykiem, który łączyłby te trzy produkty w jednym opakowaniu, po który mogłabym wygodnie sięgnąć gdy się spieszę. W końcu grzebanie w szufladzie z kolorówką też zajmuje chwilę i nawet nie zliczę momentów, kiedy wściekła jak osa nagle nie mogłam znaleźć żadnego bronzera. I puf - z odsieczą przychodzi Sensique i dwie palety do konturowania: Desert Dreams i Desert Rose.
Oba 'odcienie' zamknięte są w typowej dla marki puderniczce. Każde opakowanie zawiera trzy odcienie kosmetyku, które możemy stosować osobno bądź mieszać ze sobą. Desert Dreams (nr 111) to trio przeznaczone typowo do konturowania twarzy, zaś Desert Rose (nr 112) zawiera bardziej uniwersalne odcienie do codziennego makijażu modelującego. Produkty mają dość zbitą i suchą konsystencję. Nałożone na palce wydają się średnio napigmentowane, nałożone pędzlem na twarz są już bardziej widoczne, ale krzywdy sobie nimi nie zrobimy.
Desert Dreams to dwa odcienie brązu i jeden beżu. Najciemniejszy brąz najbardziej podoba mi się z całej palety - jest chłodny i przyjemnie podkreśla kości policzkowe, choć obydwa zestawy na mojej cerze wpadają lekko w czerwone tony. Jaśniejszy bronzer jest już zdecydowanie zbyt pomarańczowy. Będzie dobry do opalania twarzy, jednak konturowanie nim lepiej sobie odpuścić. Najjaśniejszy beż, teoretycznie przeznaczony do rozjaśniania, jest dla mnie w tej roli po prostu za ciemny. Zlewa się z moją cerą i daje zerowy efekt.
Desert Rose o wiele bardziej przypadł mi do gustu, jest po prostu bardziej uniwersalny. Ciemny bronzer ładnie podkreśla kości policzkowe, to odcień dość bezpieczny i neutralny. Dla mocno chłodnych karnacji będzie jednak zdecydowanie za ciepły. Róż posiada delikatne, złote drobinki, które jednak na policzku nie są nachalne. Sam odcień jest różowo-brzoskwiniowy, bardzo udany, świeży i wiosenny - przypomina mi trochę Apple Blossom od Amilie, uwielbiam takie róże. Najjaśniejszy, szampański odcień dobrze nadaje się do rozświetlenia kości policzkowych. Jest też najprzyjemniejszy w konsystencji (lekko kremowy), a tafla pozbawiona jest drobinek rodem z dyskoteki.
Zdecydowanie to Desert Rose bardziej trafia w moje gusta, chociaż mam mieszane odczucia co do obydwu palet. Przede wszystkim chodzi o formę - odcienie połączone w jedną 'taflę' koloru bardzo łatwo mieszają się między sobą i precyzyjne nabranie na pędzel jednego odcienia to problem - szczególnie, jeżeli posiadamy większe pędzle. Ok, dla niektórych to może być spora zaleta, jednak nie jestem do końca zadowolona, kiedy konturując twarz bronzerem okazuje się, że dodatkowo musnęłam trochę różu (o co łatwo) i odcień nie jest do końca taki, jaki powinien być :P
Pomijając tą kwestię, trwałość czy pigmentacja jest w porządku za tą cenę ~13 zł/8g, więc jeżeli ktoś szuka budżetowego i wielofunkcyjnego kosmetyku w jednym, to Trio Sensique będzie jak znalazł. Dla bardziej wymagających może być jednak niewystarczające ;)
Jak dla mnie te zestawy są w porządku. Takie żeby zabrać w podróż albo do makijażu na szybko :).
OdpowiedzUsuńTo prawda, do jest duży plus tych kosmetyków - ale mogło to zostać ciut lepiej rozwiązane, chociażby jakimiś przegródkami, żeby odcienie się tak łatwo nie mieszały :P
UsuńPieknie się prezentują! :)
OdpowiedzUsuńDesert Rose rzeczywiście fajnie wygląda w całej swojej okazałości na poliku ;)
UsuńJa chyba jednak z biegiem czasu staję się bardziej wymagająca, więc wolę mieć mniej, a lepszych :)
OdpowiedzUsuń