Witajcie wszyscy ;)
Już ponad 2 tygodnie minęły od ostatniego postu, więc postanowiłam się spiąć i trochę zaległości nadrobić. Ostatnio zainteresowały Was pomadki Inglot, więc chciałam dziś trochę przybliżyć ten produkt.
Do mojej kolekcji trafiło jak na razie 5 wkładów - kwadratowych, dostępne są też w formie okrągłej.
Wkłady zawierają nic innego jak dobrze napigmentowane, kremowe pomadki. Dostępne są w na prawdę dużej gamie kolorystycznej. Ja sama na prawdę długo decydowałam się na kolory, które mnie interesują, ostatecznie wybrałam 10 ;) (kolejne 5 na następny raz).
Od lewej, na górze: 16, 02, 52, 10, 07. Starałam się wybrać zestaw jak najbardziej uniwersalny i złożony z kolorów, których nie mam w swojej kolekcji. Stąd też bardzo jasny nude i róż, pomarańcz, ciemna malina i niezidentyfikowany, koralowy odcień ;) Plusem takiej formy kosmetyku jest możliwość dowolnego mieszania poszczególnych kolorów, dzięki czemu mamy nieskończoność kombinacji i możliwość dopasowania odpowiedniego odcienia. Forma jest niestety też minusem - wkłady potrzebują odpowiedniego opakowania, najlepiej magnetycznej paletki. Ja wybrałam taką bez przegródek. Z jednej strony mogę wsadzić tutaj wszystkie odcienie, z drugiej nie jest to zestaw mobilny - do torebki lepsze są kasetki pojedyncze. Niestety, bez pędzelka też się nie obejdzie.
07, 52, 02, 10, 16 - tak plasuje się kolejność zeswatchowanych pomadek. Wystarczy odrobina, by zyskać pełnie koloru i całkowicie pokryć skórę :) Jednocześnie kremowa konsystencja jest bardzo komfortowa w noszeniu i ładnie się prezentuje, nie trzeba się też martwić o wysuszenie warg. A tak prezentują się na ustach:
Numer 07 - bardzo jasny, lekko różowy nudziak. Odcień korektorowy, na pewno nie na co dzień - wzięłam go raczej do rozjaśniania innych pomadek czy jakiś niecodziennych stylizacji. Ja wyglądam w nim jak jakaś głupia, co widać na powyższym zdjęciu ;)
52 - prawdziwy barbie róż z fioletowym tonem ;) Dość jasny, jaśniejszy, niż przypuszczałam. Do szczególnych makijaży, na pewno nie prezentuje się dobrze z każdym.
10 - dość ciemno wyszedł na ustach. Odcień niecodzienny, taki malinowo - malwowy. Więcej w nim ciepłych tonów, niż chłodnych. Mi bardzo się podoba i jest świetną alternatywą dla czerwieni, szczególnie na lato - dziewczęcy i nie tak zobowiązujący ;)
02 - neonowa pomarańcza :D Już dawno chciałam taki kolor, zawsze jednak szkoda mi było kupować całej szminki... wkłady okazały się świetnym rozwiązaniem na takie 'niecodzienne' kolory ;) Trochę przełamana jest różem, więc to też nie jest opcja czysto pomarańczowa ;) Również cudny kolor na ciepłe, letnie dni. Jeszcze mieści się w skali twarzowych pomarańczy ;)
16 - najciemniejszy odcień, mocno różowy, ale na granicy z czerwienią. Jakby ciemniejsza wersja 10, bardziej dojrzała. Tutaj łącze ją tylko z czarną kreską, bo usta są na tyle mocno zaakcentowane, że nie ma sensu dokładać dla nich konkurencji ;)
Na ustach nawet jasne pomadki prezentują się dobrze, biorąc pod uwagę, że specjalnie ust nie przygotowywałam. Nie ma więc problemu, gdy chcemy zainwestować w coś jaśniejszego - w przeciwieństwie do wielu innych marek, jasne kolory w pełni przykrywają usta i nie tworzą szpetnego duetu, chociaż kwestia koloru to też sprawa do przemyślenia :D Mało kto dobrze wygląda w takich trupich barwach.
Jeżeli chodzi o trwałość, ja jestem zadowolona. Pomadki zostawiają mokre wykończenie, więc wiadomo, że będą ciut szybciej schodzić, niż wersje matowe (takie też są). Jednak jest to spokojnie kilka godzin przy piciu czy nietłustym jedzeniu. Nawet, gdy mokra warstwa kosmetyku zejdzie, to na ustach zostaje warstwa pigmentu, która trzyma się jeszcze dłużej, nie ma więc obawy, że nagle zaskoczą nas usta w cętki ;)
Szczerze? Na prawdę polecam. Moim zdaniem te pomadki są świetne - zarówno kolory, jak i konsystencja czy mocna pigmentacja. Porównując je do tradycyjnych szminek tej samej marki, to te wkłady są mocno niedocenione, bo według mnie to najlepsza opcja pomadek Inglota ;) I cena też zachęca - 10/13 zł za jeden wkład. Można więc też zaryzykować z mniej pewnymi kolorami ;)
Znacie? Lubicie? Dajcie znać, czy czujecie się skuszone - bo jest na co! :D
Kolory genialne, najbardziej podobała mi się neonowa pomarańcz. :)
OdpowiedzUsuń10 i 16 wyglądają świetnie ale nie zdecydowałabym się na pomadki w formie wkładu bo bym ich nigdy nie zużyła ;)
OdpowiedzUsuńJa się już od dawna na nie czaje ale zawsze coś innego kupuje
OdpowiedzUsuńJa czuję się skuszona, zwłaszcza na 10, 02 i 16, prezentują się zjawiskowo, no i to napigmentowanie :)
OdpowiedzUsuńo rany piękne zdjęcia, genialne te kolory!
OdpowiedzUsuń2,10 i 52 są piękne <3 Podoba mi się ich mocne napigmentowanie :)
OdpowiedzUsuńJak to jest że lubię cię na fb a tutaj Cię nie obserwowałam :P
Już to nadrabiam :*
Pozdrawiam :)
Ten najjaśniejszy pewnie pasuje niewielkiej liczbie osób :)
OdpowiedzUsuńJakie te pomadki piękne :)
OdpowiedzUsuńTe trzy ostatnie przepiękne ;) Pierwsza faktycznie do rozjaśniania idealna ;) Muszę się w końcu na jakieś skusić ;)
OdpowiedzUsuńFajne kolorki, zwłaszcza 16tka :)
OdpowiedzUsuńprzekonałaś mnie, na pewno w przyszłości się skusze na jakiś odcień do ust z Inglota:)
OdpowiedzUsuńAle masz cudowne oczyskaa! :D
OdpowiedzUsuń