Witajcie piękni!
Od razu kajam się i biczuje, że tak zaniedbałam bloga. 10 dni bez notki to w blogosferze wieczność i człowiek zostaje zapomniany, że istniał ;) Mogłabym się tutaj tłumaczyć, że pisze inżyniera, pracuje i (tu wstaw 100 innych wymówek), ale taka jest prawda, że przez większość czasu po prostu mi się nie chciało. To chyba te obezwładniające upały tak działają na moją już i tak skopaną motywację.
Dziś mam dla Was recenzje produktu do pielęgnacji ciała - Evree Total Nutrition Body Lotion, który to jest przeznaczony dla cery suchej i pozbawionej blasku. Od razu się przyznam, że ja jako rasowy leniwiec i gapa zawsze zapominam o balsamowaniu się, przez co moja skóra to zawsze jeden wielki suchar. Jako jednak, że idzie lato i czas odsłonić kawałek ciała, z chęcią przyjęłam propozycję przetestowania tych różowych cudeniek, bo w końcu głupio tak pokazywać dwie złuszczone kłody zamiast nóg. Zapraszam ;)
Zaczynając od opakowania, od razu wzrok przykuwa intensywny, żarówiasty róż i kontrastowy błękit małych elementów. To zdecydowanie wyróżnik na naszych sklepowych półkach i powiem Wam, że się sprawdza - będąc w Naturze od razu te opakowania przykuły mój wzrok, dopiero potem zajarzyłam, że przecież to Evree, które mam w domu :D Sam design jest prosty, co przy tak odważnych kolorach jest plusem (inaczej mogłoby zawiać kiczem), choć mi osobiście nie podoba się kształt butelki - wolę proste opakowania, druga sprawa, co będzie, kiedy balsam zacznie się kończyć - nie wyobrażam sobie postawienia całej butli na tej malutkiej zakrętce :D
Pojemność tuby to 400 ml, za które zapłacimy około 18 złotych. Dostępność - na pewno widziałam w Naturach, według Wizażu spotkamy go też w Rossmannach.
Producent obiecuje brak parabenów, barwników i olejów mineralnych (ach ta znienawidzona parafina). Specjalnie więc przeanalizowałam skład i muszę powiedzieć, że jak na taki tradycyjny, drogeryjny kosmetyk, to prezentuje się całkiem nieźle. Tuż za wodą i emolientem mamy dwa roślinne oleje, więc całkiem wysoko - na plus. Potem oczywiście standardowy skład poprzeplatany ekstraktami i olejami roślinnymi, ale obietnica została spełniona - parabenów, parafiny i barwników niet.
Przejdźmy jednak do najważniejszego - moich odczuć i działania balsamu. Jak widzicie na zdjęciu, produkt jest śnieżnobiały. Zapach jest delikatny, słodkawy, ale jako, że mam kiepskie wyczucie aromatów, to nie określę się, czym dokładnie mi pachnie :D Sam krem za to ma bardzo dobry poślizg i wystarczy odrobina, aby pokryć całą nogę (a moje nogi to kawał mięsa) - co czyni go niezwykle wydajnym. Po posmarowaniu odczekuje mniej więcej 10 minut, bo mniej więcej tyle balsam potrzebuje, aby całkowicie się wchłonąć. Nie zostawia lepkiej warstwy, a skóra po nim jest miękka i gładka (specjalnie testowałam na nogach, które są przypadkiem ekstremalnym :P).
Takie uczucie miękkości utrzymuje się na prawdę długo. Gdy posmaruje się na noc, a rano biorę prysznic, to podczas spłukiwania się odczuwam obecność balsamu - nogi są nadal nim oblepione, nie wiem, jak to określić :D Po prostu czuje go pod ręką, gdy moczę swe nogi. Mimo wszystko po aplikacji i wchłonięciu się ta warstwa nie jest wyczuwalna czy lepka, więc to duży plus. Skóra zaś zostaje miękka na dłużej, nawet podczas parodniowej przerwy w aplikacji nie odczułam jakiegoś nadmiernego wysuszenia - balsam działa długoterminowo ;)
Szczerze powiedziawszy, jestem na prawdę zadowolona z tego mazidła - samo to, że sięgam po niego codziennie o czymś świadczy, bo zazwyczaj omijam ten etap pielęgnacji :D Najlepsze i najszybsze efekty daje mi połączenie z olejem kokosowym - olej nakładam już podczas prysznica, zaś po wysuszenia utrwalam efekt balsamem - skóra w końcu mięciutka i bez przesuszeń :)
Myślę, że za tą cenę na prawdę warto spróbować, chociażby ze względu na przyjazny skład, tak rzadko niestety teraz spotykany oraz na prawdę niesamowitą wydajność - dla kobiet w biegu i tych, które nie lubią się lepić będzie w sam raz :D
fajne ma opakowanie :) a skład rzeczywiście wydaje się przyzwoity
OdpowiedzUsuńOpakowanie bardzo ładne :-) kusi, oj kusi :-)
OdpowiedzUsuńja niestety też zapominam o balsamach , dobrze że mi przypomniałaś, no nic trzeba się wziąć za siebie w końcu :D
OdpowiedzUsuńwow, fajnie, że bez parafiny! szczerze mówiąc po kremie do rąk i po przeczytaniu wielu kiepskich opinii na temat produktów do stóp stwierdziłam, że będę produkty tej firmy omijać, ale chyba warto wypróbować ten balsam :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o tej firmie :) Plus za brak parafiny, minus za alkohol!!! Nie rozumiem jak mogą dawać alkohol, który wysusza, do produktu, który ma nawilżać :/ strasznie tego nie lubię, szczególnie, że często mam jakieś ranki i szczypie mnie skóra po nałożeniu takiego balsamu...
OdpowiedzUsuńNauczymy się czytać składy :)
UsuńCETEARYL ALCOHOL - o ten chodzi? - to nie jest to samo, co popularny alkohol, to emolient tłusty, działa na zasadzie tworzenia filmu zapobiegającemu uciekaniu wody.
Jedynie Alkohol Denat w składzie będzie wskazywał na to, czego się obawiasz ;) Więc najpierw lepiej dokładnie sprawdzić, jak konkretny składnik działa, bo alkohol alkoholowi w kosmetyce nierówny ;)
Dokładnie, juz nie raz spotkałam się z tym, ze ktoś czerpią się składu, a tak naprawdę nie ma na ten temat zielonego pojęcia.
UsuńNa prawdę naprawdę piszemy razem;)
OdpowiedzUsuń