17 września 2013

Pielęgnacja: Słońce w tubce, czyli balsam brązujący Ziaja Sopot

Hej dziewczyny :)

Lato niestety już za nami, pogoda psuje się z dnia na dzień i zanim się obejrzymy, zima znów zaskoczy kierowców :P Słońca jest coraz mniej, przez co nastroje również powoli psują się i przepełniają jesienną goryczą. Która z nas nie tęskni już za pogodnymi dniami? Ja tęsknie, choć i tak moje ciało spowijałam mgiełką filtru do ciała, aby promienie światła za bardzo mnie nie spaliły :) Mimo tego nie straszyłam ludzi bielą swoich nóg i być może w zimie również będę mogła pokazać kawałek ciemniejszej skóry. Od czego w końcu balsamy brązujące - jednym z nich w dzisiejszej notce :)


Dokładnie chciałam Wam przedstawić produkt Ziaji, z serii Sopot, opisany jako balsam brązujący i relaksujący. Jest to jeden z wielu kosmetyków nadających naszej skórze koloryt stopniowo. Dostępny chociażby w Rossmannie, w cenie około 10 zł za 300 ml.


Od kiedy pamiętam świeciłam białą skórą, jednak dopiero od niedawna zaakceptowałam ten fakt. Przez wszystkie wcześniejsze lata wstydziłam się chodzić w krótkich spodenkach czy spódnicach, bo w dzisiejszych czasach noga biała w lecie = ohydztwo! Próbowałam więc opalać się naturalnie i w solarium - efektem była tylko skóra zaczerwieniona, po czym znów blada :P Sięgałam więc po samoopalacze, kończąc jako pomarańcza z zaciekami. Postanowiłam zabastować, jednak nadal trochę obawiałam się mojej alabastrowej kończyny wystawionej na widok publiczny. Zdecydowałam, że nadam jej choć ciutkę kolorytu, aby się zbytnio od ciała nie odcinała i tak w końcu zakupiłam pierwszy balsam brązujący. Padło na Ziaję, bo lubię kosmetyki tej firmy, był też tani i oceny na KWC miał nie najgorsze. 

Opakowanie typowo Ziajowe, czyli prosta butelka, prosty design. Jedynie kolor inny, brązowy ze złocistą poświatą, taki bursztyn. Wszelkie informacje podane jak na tacy, a butelka zadziwiła mnie trwałością - po całym okresie wakacyjnym wygląda jak nowa. Zatrzask zamykający jest mocny, nie zdarzyło mi się, aby otworzył się samoistnie, nawias nie pęka. 


Zapach kosmetyku jest typowy dla całej serii Sopot. Dla mnie pachnie bardzo przyjemnie, kojarzy mi się z wakacjami, ponieważ często na ten okres wybieram pielęgnację z tej kolekcji :) Kolor balsamu jest biało kremowy, zaś konsystencja - bardzo rzadka. Powiedziałabym, że to takie gęste mleczko, a nie balsam/krem. Przez to jest również bardzo wydajny - wystarczy niewielka ilość, żeby równomiernie pokryć wybraną partię ciała, ponieważ bardzo gładko się rozsmarowuje.


Dlatego mimo lekkiej konsystencji trzeba pamiętać, żeby nie nałożyć go za dużo - inaczej całe będziemy się lepić i czekać wieczność, aż kosmetyk się wchłonie. Mała ilość, dobre wsmarowanie i będzie idealnie. Trzeba bowiem pamiętać, że dobre wchłonięcie to klucz do sukcesu! Dzięki temu nie narobimy sobie smug, a balsam nie zbierze się w załamaniach. 

Zdjęć efektu niestety nie mam, musicie wierzyć na słowo pisane :) Balsam nakładałam na noc - po kąpieli szybko się smarowałam, ubierałam i szłam spać. Dlatego czasem płaciłam za to lekkimi odciskami po pidżamie, ponieważ Ziaja nie zdążyła się wchłonąć do końca. Nie jest to jednak problem tak wielki jak przy samoopalaczach, ponieważ Ziaja brązuje stopniowo. Po pierwszej aplikacji możemy nie widzieć różnicy, jednak gdy posmarujemy się 3 noce pod rząd, czwartego dnia na naszym ciele widzimy piękną opaleniznę! Przede wszystkim - równomierną. Po tych 3 aplikacjach skóra u mnie ciemniała bardziej, niż po użyciu jakiegokolwiek samoopalacza. I nie jest to efekt pomarańczy, a bardzo przyjemne przyciemnienie w odcieniu brązu :) Potem wystarczy smarować się co 3 dni, by efekt utrzymać. Nie ma też problemów z nierównomiernym schodzeniem koloru z naskórka, gdy chcemy z powrotem być bladziutkie, wystarczy poczekać parę dni i brązujący balsam schodzi :) 

Producent wspomina też coś o nawilżeniu naskórka. Rzeczywiście, coś tam działa, że moja skóra nie była sucha jak wiór, ale nie było to coś fenomenalnego, ot takie tam nawilżenie przy okazji. Gdy chciałam sprawić, żeby skóra była gładka, wybierałam coś innego.

Jeżeli chodzi o zapach, to o ile przy aplikacji pachniemy pięknym i świeżym zapaszkiem, to po nocy z balsamem śmierdzimy typowym samoopalaczem. Ja tego bardzo nie lubię, ale wystarczy pachnący żel pod prysznic+balsam (już zwykły) i problem znika. Mimo wszystko, jeżeli jakieś dziewczyny szukają balsamu bez typowego zapaszku samoopalacza - tu go nie znajdą.

Plusy: Cena, wydajność, kolor opalenizny, łatwość użycia, konsystencja
Minusy: Wchłanianie, zapach
Moja ocena: 4/5

Bardzo fajna alternatywa dla tych, którzy nie chcą narażać skóry na słoneczne promienie, a jednocześnie lubią ciemną skórę :) Również dla tych dziewczyn, które z tradycyjnych samoopalaczy korzystać się boją. Ja na pewno do nich nie wrócę, bo Ziaja zapewnia mi wygodne użycie, równie silny efekt, który jednak mogę stopniować i brak okropnych smug. Fajna konsystencja ma jednak swój minus w postaci wolniejszego wchłaniania przy za dużej ilości, no i typowy problem leży w smrodzie następnego dnia - ale to jest do przeżycia.

Korzystacie z samoopalaczy? Może nie potrzebujecie? :D

18 komentarzy:

  1. Nie przepadam za tego typu produktami :)

    Oj pogoda już brzydka, deszczowa, nieprzyjemna :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie kończe Lirene Body Arabica (Cafe Mocha) i zamierzam kupić właśnie Sopot od Ziaji. Mam nadzieję, że się sprawdzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię ten balsam, jest taki przyjemny w użytkowaniu :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Typowych samoopalaczy nie używam. Wolę właśnie mleczka lub balsamy brązujące ;)
    Ziajowego jeszcze nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Swojego czasu używałam balsamy z lirene jednak już jakiś czas temu przerzuciłam się na ten i wcale nie żałuję ;) Jedyne co mi w tym przeszkadza to zapach :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapach jest dość nieprzyjemny - typowy dla samoopalacza

      Usuń
  6. miałam ten balsam i byłam bardzo ale to bardzo zadowolona:)

    OdpowiedzUsuń
  7. ja się w tym roku zjarałam dopiero teraz, wróciłam z wakacji i co? i głęboka jesień :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziesz w zimie wzbudzała zazdrość opalenizną! :D

      Usuń
  8. ja jeszcze nigdy nie używałam samoopalacza, bo się boję (plamy i te sprawy), ale skoro tutaj można spokojnie efekt stopniować i panować nad nim to może kiedyś się odważę ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dość lekki produkt, zawsze można spróbować w miejscu niewidocznym :D

      Usuń
  9. Ja też mam baaardzo jasną cerę, ale w wakacje zawsze udawało mi się ładnie opalić i było ok. W tym roku jednak zrezygnowałam z opalania, wydaje mi się, że słońce było wyjątkowo parzące i nie mogłam wysiedzieć nawet chwilki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ja się zawsze na słońcu męczę, więc z naturalnego opalania zrezygnowałam całkowicie :)

      Usuń

Dziękuje za wszystkie komentarze - każdy z nich zauważam i dokładnie czytam. To bardzo motywujące i miłe, gdy zostawiacie je pod moimi postami.

Proszę o nie zostawianie wpisów będących czystą reklamą bloga, profile zawierają Wasze adresy, na które zawsze z chęcią wchodzę.