Ho ho ho wszystkim!
Na samym początku, chciałam Wam złożyć życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia! Dużo zdrowia, spokoju, smacznych potraw, wolnego czasu, chwil spędzonych z bliskimi osobami, zadowolenia z życia i czego tylko sobie wymarzycie, życzę ja :D
Korzystając z chwili wytchnienia, chciałam Wam przybliżyć kolejny produkt Golden Rose, który trafił mi się w rozdaniu. Być może po świątecznym szaleństwie, któraś z Was skusi się na mały prezent dla siebie samej.
Cena i dostępność: 21.90 zł za 8,5 ml tuszu, dostępny na stoiskach Golden Rose, w niektórych drogeriach oraz w sklepie internetowym produkcenta.
Opakowanie: Tusz dostajemy zapakowany w dodatkowy, plastikowy 'kartonik', który jet dobrym zabezpieczeniem przed niechcianymi macantami. Plastik jest przezroczysty, przez co łatwo widzimy, co mamy w środku, a dodatkowo na nim nadrukowano wszystkie ważne informacje, takie jak skład czy opis producenta. Sama tubka maskary jest bardzo ładnym i estetycznym produktem. Róż całości komponuje się z czernią wstawek - napisów, zakrętki i co ciekawe koronki, która jest elementem doklejonym, zrobionym z aksamitu. Całokształt wygląda bardzo ładnie, na pewno wiele srok się ucieszy - jak dla mnie plus, jedno z bardziej udanych opakowań, choć mnie i tak nie powala. Tusz dokręca się dobrze, choć nie na 'klik', nie ma problemu z wysuwaniem grzebyka i co mnie najbardziej zadziwiło, gwint na prawdę mało się brudzi, w porównaniu do innych maskar, co jest dla mnie sporym plusem. Po prawie dwóch miesiącach używania maskara nadal jest estetyczna, nie straszy zewnętrznie zużyciem - na prawdę solidne wykonanie.
W użyciu: Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest specyficzna szczoteczka. Coś jak maczuga, wąski, silikonowy grzebyczek, zakończony nagle wielką bulwą. Nie powiem, przestraszyłam się początkowo, bo z takim czymś do czynienia jeszcze nie miałam, ale nie ma co się bać - szczotka dobra jak każda inna, manewruje się nią bez problemu, do oka nie włazi, krzywdy nie robi - nic, tylko używać. Tusz ma na prawdę barwę głębokiej czerni, co nie często się zdarza, raczej trafiam na egzemplarze prezentujące wypłowiałe barwy. Po za tym nie podrażnia, nie uczula, zapach ma typowo maskarowy. Jest tylko jedno ale, do którego przyczepić się muszę - to dopiero niecałe 2 miesiące codziennego używania, a już widzę spore przeschnięcie. Egzemplarz, który dostajemy, w przeciwieństwie do wielu innych tuszy, nie potrzebuje dodatkowych dni na 'unormowanie', konsystencja, mimo tego, że dość mokra, jest idealna i wystarczyło zaledwie jedno pociągnięcie, aby uzyskać efekt. Teraz zaś są dni, że mogę machać i machać grzebykiem, a rzęsy nadal wyglądają licho. Ale o tym już za chwilę.
Efekt: Tutaj mogę długo się rozwodzić. Na samym początku, kiedy tusz był świeży, wystarczyło jedno pociągnięcie, by pogrubić i przyciemnić rzęsy. Minusem było oczywiście sklejanie, ale i tak występowało sporadycznie, pomyślałam, że jeszcze miesiąc i będzie to tusz idealny. Niestety, po niecałych dwóch miesiącach tusz podsechł, ale ewidentnie stracił swoje właściwości - szczoteczką trzeba się namachać wiele razy, efekt jest nikły, a rzęsy trochę posklejane i z pozostawionymi grudkami. Końcówek nie łapie prawie w ogóle. Kruszy się niemiłosiernie pod oczami, muszę co chwilę się poprawiać, ale robił to od początku. Najlepsza metoda na malowanie, to najpierw porządne przejechanie u nasady, aby rozdzielić i unieść, ruchem obrotowym. Tak kilka razy, a dopiero potem przeczesywanie na całej długości. Żałuję, że nie porobiłam zdjęć na samym początku używania produktu, świetnie obrazowałoby to efekt, ale mimo tego postarałam się porobić zdjęcia w różnych dniach - ponieważ tusz ten współpracuje ze mną różnie, raz efekt mi się podoba, raz jest przeciętny, a innym razem mam ochotę założyć worek na głowę.
moje rzęsiska gołe i wesołe |
Przepraszam za ten brudzik :D |
Trwałość: Przeciętna. Po całym dniu tuszu ubywa, na końcówkach nie zostaje prawie nic, w ciągu dnia maskara wesoło się osypuje, nie raz chłopak się mnie pytał, czy nie pobrudziłam się gdzieś długopisem.
Podsumowując: Sexy Black zrobiła na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Tak dobre, że malowałam się tym tuszem codziennie dzień w dzień, wybierałam go też na ważniejsze okazje, a pozostałe poszły siedzieć do kufra. Jednak z każdym dniem zachwyt malał, analizując jego zachowanie na moich rzęsach dostrzegłam wady - od coraz to gorszego efektu, okupowanego coraz to większym wysiłkiem, poprzez nikłą trwałość, po okrutne osypywanie. Tuszu tego nie zakupię na pewno ponownie - piękne opakowanie nie przebije ceny, którą muszę zapłacić za tej średniej jakości tusz. O wiele bardziej pasuje mi różowy Wibo, który jest dwa razy tańszy. "Innowacyjna" szczoteczka też nie zmienia komfortu malowania, nie tworzy też spektakularnego efektu - ot, szczota jak szczota, jeżeli się przyzwyczaić, w dodatku średnio rozdziela, skupia raczej nasze rzęsy w kupki. Z biegiem czasu jestem coraz bardziej wymagająca co do tuszy.
Moja ocena: 3-/5
Miałyście do czynienia z tą maskarą. Co ciekawego przyniósł Wam Mikołaj pod choinkę? :D
Podoba mi się efekt:D Masz śliczne rzęsy, po wymalowaniu wyglądają jak sztuczne ;>
OdpowiedzUsuńDziękuję, szkoda, że tyle z nimi zachodu :D
UsuńJeju! Jakie piękne rzęsy, długie i w ogóle:] A na tusz chyba muszę zapolować ;)
OdpowiedzUsuńTusz jest wart wypróbowania :)
UsuńMasz piękne rzęsy :) Tusz warty uwagi ze względu na ciekawą szczoteczkę i niewygórowaną cenę ;)
OdpowiedzUsuńJestem tylko ciekawa czy często Cie ludzie pytają (jak masz wytuszowane rzęsy) czy są sztuczne :P
OdpowiedzUsuńNa Twoich rzęsach to każdy tusz będzie super, mimo tego na ten się nie skuszę. :)
OdpowiedzUsuńMam na niego ochotę:) kot boski,podobny do mojego:)
OdpowiedzUsuńdaje piękny efekt! (pomimo lekkiego poklejenia) ....ale sama baza jest niebagatelna (czyt. w postaci Twoich rzes;)
OdpowiedzUsuńU Ciebie wygląda na rzęsach świetnie, ale po przeczytaniu recenzji raczej go nie kupię bo u mnie efekt na pewno byłby beznadziejny :P
OdpowiedzUsuńwg mnie efekt jest powalający... jak był jeszcze lepszy, to naprawdę nie wiem jak to musiało wyglądać ;P
OdpowiedzUsuńMasz przepiękne rzęsy !! :)
OdpowiedzUsuńNa Twoich rzęsach wygląda super! Obawiam się jednak że u mnie efekt przedstawiałby się inaczej... A osypywania nie lubię ;) No nic, to szukamy dalej :) Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńWzajemnie, zdrowych i Wesołych Świąt Bożego Narodzenia w gronie najbliższych ;* A maskara wygląda kusząco ale jednak jej nie kupię :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
Efekt - WOW, super! szkoda tylko, że się osypuje :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
/makiazas23.blogspot.com/
Efekt początkowy zniewalający, ale szkoda, że taka nikła trwałość... W sumie nie wierzę i tak w produkty GR. No może jeszcze lakiery ujdą.
OdpowiedzUsuńróż terracotta mają super, szminki nie są złe.
Usuńefekt mnie zachwycił, cudowne rzęsy!
OdpowiedzUsuńale tak czytam co tu napisałaś to chyba nie warto tyle się męczyć...
Rzęsy masz piękne! Opakowanie maskary również zachęca do użycia, ale już wiem, że się na nią nie skuszę. Wesołych świąt :)
OdpowiedzUsuńno rzęsy mnie urzekły totalnie... :D
OdpowiedzUsuńsama mam długie, ale tobie się chociaż układają!
jestem zazdrosna... :DD
efekt maskary naprawde mi sie podoba :)
OdpowiedzUsuńAle Ty masz rzęsy, świetnie ten tusz u Ciebie wygląda:)
OdpowiedzUsuńWowww... tusz robi wrażenie ... ale kto co lubi ja jednak wolę malowac moje modeliki grubą masywną szczotą.. jakos się tak przyzwyczaiłem :P
OdpowiedzUsuńhttp://lukaszmakeup.blogspot.com/
Faktycznie piękne rzęsy, a nasz tusz jedynie je podkreślił.
OdpowiedzUsuńDziękuję za recenzję i serdecznie pozdrawiam!