Makijaż: Smoky eyes z dodatkiem różu, krok po kroku

... no, może nie smoky eyes, a coś smokopodobnego ;)

Ale od początku - cześć wszystkim!

Dziś już coś, czego dawno nie było, czyli makijaż ze stepem. Środy są dla mnie koszmarne w równym stopniu co wtorki, ale na szczęście dziś miałam odwołane część zajęć, dzięki czemu wyspałam się i zmalowałam coś na bloga. Chciałam stworzyć coś mocnego, wyraźnego, ale tym razem nie już graficznego. Wolałam się pobawić rozmyciami, z użyciem czerni i jakiegoś mocnego koloru. No i tak w mej głowie powstał ten smokopodobny makijaż. Jak niektórzy zauważyli, róż dość często występuje w moich makijażach. W sumie nie wiem czym jest to spowodowane, ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza.

Krok po kroku przygotowałam w formie mozaiki. Tym razem jednak opis nad zdjęciem.

Zaczynamy od przygotowania powieki do makijażu. Ja wyrównałam koloryt odrobiną podkładu i nałożyłam bazę pod cienie. Następnie całą ruchomą powiekę pokrywam dość jasnym, różowym cieniem. W dalszej kolejności rozjaśniam wewnętrzny kącik bardzo jasnym, matowym różem. Kolejnym krokiem jest nałożenie na wcześniejszy cień kolejnego różu, tym razem z nutą fioletu i lekkimi drobinkami, co pozwoliło mi uzyskać większą intensywność koloru. Następnie obrysowuje oko czarną kredką i przyciemniam nią również zewnętrzny kącik. Na początku robię to zwykłymi, prostymi liniami, a potem rozcieram całość - zarówno kącik, jak i czerń wzdłuż oka. Na ciemną kredkę w zewnętrznym kąciku nakładam elektryzujący, różowo-fioletowy, intensywny cień. Aplikuje go również na dolną powiekę. Łuk brwiowy rozjaśniam bardzo jasnym, kremowym cieniem, a granicę między różami na powiece rozcieram połyskującym, brokatowym złotem. Oko znów obrysowuję, tym razem eyelinerem lub cieniem na mokro - na górnego powiece wyciągam kreskę z jaskółką. Eyeliner poprawiam czarnym cieniem i lekko rozcieram, w zewnętrznym kąciku nakładam go więcej, lekko podkreślając załamanie. Zostało już tylko przyklejenie rzęs i wytuszowanie całości.

Twarzą zajmuje się dopiero po pomalowaniu oka, bo wiele z moich cieni lubi się osypywać. Przy takim makijażu cera powinna być idealna - jak w sumie przy każdym mocniejszym. Ważne jest też zatuszowanie cieni pod oczami. Podkreślam tradycyjnie brwi, na usta nakładam neutralną pomadkę, a policzki muskam delikatnym, połyskującym różem. I wszystko gotowe :D Ten makijaż jest o tyle fajny, że przy otwartym oku widzimy czarną mgiełkę, a dopiero przy przymknięciu powiek ukazuje się cały kolor. Na żywo wygląda to o wiele ciekawiej, przyznam, że całkiem dobrze się w nim prezentuje, ale że ze mnie niefotogeniczne stworzenie, to wyszło co wyszło :)

Jak Wam się podoba? Lubicie 'przydymione oko', czy raczej się go wystrzegacie? A może wolicie właśnie takie wariacje kolorystyczne bazowane na tego typu makijażu? Wyszłyście by w czymś takim do ludzi? :D