Hej dziewczyny!
Dzisiaj zapraszam do poczytania o pewnym produkcie do oczu, a dokładnie eyelinerze od Pierre Rene. Dla mnie kreska na oku to bardzo ważna część makijażu, niezależnie w jakiej formie, ale niemal zawszę muszą ją mieć - zagęszcza linię rzęs, podkreśla oko i potrafi je wymodelować w odpowiedni kształt. Nic więc dziwnego, że od produktu wymagam, żeby był co najmniej bardzo dobry, wszak to często główny atut mojego makijażu. Pewnego razu do mojej kosmetyczki trafił właśnie tytułowy kosmetyk i mimo tego, że używam go na co dzień, na pewno nie zdecyduje się na ponowny zakup.
Za 3 mililitry produktu zapłaciłam 17 złotych, ale można kupić go ciut taniej. Dostępny w osiedlowych sklepach i drogeriach, gdzie występuje szafa Pierre Rene - przykładowo w Naturach.
Opakowanie to typowy kałamarz z długą rączką aplikatora. Opakowanie jest czarne, adekwatnie do koloru produktu. Srebrne napisy informują nas o produkcie, jednak na darmo szukać informacji takich jak skład czy data ważności. Każdy produkt jest opatrzony nalepką na pędzelku, jednak dawno się jej już pozbyłam. Zakrętka posiada gwint, który z czasem nie wypacza się i nadal szczelnie zamyka. Opakowanie jak dla mnie okej - nie powala designem, ale jest funkcjonalne, nie wyciera się, nie łamie.
Przechodząc do aplikatora - nie mamy do czynienia z tradycyjnym pędzelkiem, ale ze stożkowatą gąbeczką. Na samym początku jest ona ostro zakończona, ale dosyć twarda. Dla kogoś może to być plus, jednak mi utrudniała skutecznie pracę. Z czasem gąbeczki mięknie, ale jednocześnie wypacza i wykrusza się jej koniec, na zdjęciu wyraźnie widać rozwarstwione włoski. Powodują one brzydkie mazy nad kreską, dlatego przed każdą aplikacją muszę delikatnie paznokciem usuwać odstające włókna. Jest to dość denerwujące, dodatkowo z każdym użyciem końcówka traci swoją precyzję. Możemy też zapomnieć o narysowaniu cienkiej kreski czy wyprowadzeniu jej w wewnętrznym kąciku. Aplikator nie jest do tego stworzony, nie pracuje swobodnie, trzeba trochę się namachać, żeby uzyskać upragniony efekt. Kreska dla niewprawionej ręki wychodzi poszarpanie, często muszę ją poprawiać. Na pewno nie nadaje się do szybkiego makijażu.
Niewygodę pracy wybaczyłabym, gdyby eyeliner oferował trwałość na powiece. Niestety to chyba najsłabsza strona tego tuszu, która dała mi się we znaki już od początku pracy z produktem. Kosmetyk zastyga do matu, jednak po tym czasie nie utrwala się wystarczająco na skórze. Wystarczy przejechanie palcem i mamy ładną smugę czerni i ani śladu po kresce. Nie pomagają bazy czy inne utrwalacze, a moje powieki nie są wymagające. Po paru godzinach po jaskółce czy części w wewnętrznym kąciku nie ma śladu. Tuż nad rzęsami jakoś się trzyma, ale co z tego, jak całe oko otoczone jest czarną chmurką. Nie wspominam o sytuacji, gdy oko łzawi czy poleci nam parę łez. W takim przypadku jest jeszcze gorzej.
Próbowałam uratować tą trwałość dodając do zbiorniczka kroplę Duraline. Owszem, poprawiła się trochę, ale nadal po 3-4 godzinach kosmetyk się ściera, nie jest dużo lepiej. Zdjęcie przedstawia jego 'odporność' na ścieranie już po tuningu.
Tusz daje efekt matowej czerni, nie daje zawsze 100% krycia, ale pociągnięciem da się uzyskać nieprześwitującą kreskę. Mimo wszystko używam go na co dzień - po prostu z braku czegoś innego, postanowiłam się z nim pomęczyć. Nie ma mowy jednak, żebym nakładała go na jakąś imprezę, czy gdy jestem po za domem dłuższy czas. Na co dzień jakoś daje radę, ale na pewno nie jest to eyeliner godny polecenia. Znalazłam też dla niego idealne zastosowanie - do rozcieranej kreski. O wiele lepiej wyglądam z czarną mgiełką nad oczami, niż ostrą kreską, a ten produkt z racji swojej słabej trwałości jest do tego idealny. Rozciera się bez problemu nawet po paru minutach od nałożenia, do tego używam najzwyklejszego pędzelka języczkowego do nakładania cieni. Tak czy siak nie wytrzyma całego dnia, a zanikanie w postaci mgiełki wygląda trochę lepiej, niż gdy nagle nie mam połowy ostrej kreski ;)
Plusy: łatwe rozcieranie; wygodne opakowanie; głęboka, matowa czerń; nie zastyga w kałamarzu
Minusy: koszmarna trwałość; niewygodny aplikator; aplikator po jakimś czasie się kruszy
Moja ocena: 3--/5
Nie wiem czemu na KWC zbiera takie dobre opinie, dla mnie jego cena w porównaniu z jakością to jakieś nieporozumienie :P Lepiej już zapłacić dwa razy mnie za eyeliner Wibo czy Lovely, trwałość lepsza, pędzelek wygodniejszy, nie mówiąc o dostępności. Podsumowując - nie marnujcie na niego czasu.
Ja właśnie dla odmiany zamiast Eveline kupiłam ostatnio wibo i rozpaczałam :D z pokorą wracam do celebrities :D A ten eyeliner oglądałam ale już przerabiałam te gąbeczki i po prostu nie potrafię z nimi współpracować :) powodzenia z wykańczaniem tego małego zbira!
OdpowiedzUsuńMuszę więc wypróbować ten liner z Eveline, bo akurat Wibo dla mnie złe nie jest :P
Usuńkreska prezentuje się całkiem ok, ale aplikator mnie przeraża :)
OdpowiedzUsuńOj przeboje są z tym aplikatorem, nigdy więcej takich gąbek :P
UsuńFajnie się prezentuje. Widać, ze fajnie się go rozciera;)
OdpowiedzUsuńNo to nie dla mnie w takim razie. Mi potrzeba naprawdę mocnego zawodnika.
OdpowiedzUsuńświetnie wygląda roztarty ;)
OdpowiedzUsuńJej, tak roztarty wygląda naprawdę pięknie! Szkoda, że ma tyle wad, pokusiłabym się o niego...
OdpowiedzUsuńWiem, to jego jedyny plus, dobrze, że chociaż tak mogę go jakoś wykorzystać
UsuńDobrze wiedzieć... szkoda że nietrwały.
OdpowiedzUsuńja potrzebuje czegoś takiego co by wytrzymało nawet pod wpływem potu...
OdpowiedzUsuńpolecam więc eyeliner Essence, u mnie trzyma się nawet 24 godziny ;)
UsuńMiałam go i dla mnie to totalny bubel. Dla mnie eyeliner musi być po pierwsze smoliście czarny, potem trwały i precyzyjny, a ten dla mnie taki w ogóle nie był.
OdpowiedzUsuńfaktycznie trwałością nie grzeszy :P
OdpowiedzUsuńja ostatnio kupiłam podobny produkt ale z eveline i mam mieszane uczucia. jednak eyeliner w słoiczku plus pędzelek to jak dla mnie najlepszy sposób na kreskę :)
Ja na co dzień jednak wolę właśnie kałamarze czy pisaki, są szybsze w obsłudze i nie trzeba myć pędzelka :D No ale ten przyjemniaczek to kompletny bubel.
UsuńOsobiście chyba jednak wolę te żelowe eyelinery ;-)
OdpowiedzUsuń