Hej wszystkim!
Nie wiem czemu, ale życie chce mnie ostatnio chyba wykończyć :P Nie dość, że nadal borykam się z chorobą, to to cholerstwo rzuciło mi się ucho w postaci zapalenia. Na dodatek zbliża się sesja, terminy oddania projektów i jestem właśnie za pierwszą zarwaną nocą w celu wykończenia zadania. Dosłownie, siedziałam do 6.30 rano i mam za sobą 3 godziny snu. A projekt - oczywiście nieprzyjęty.
Jako, że po niedomaganiu czas się pokazać wśród ludzi, trzeba swoją cerę jakoś przywrócić do stanu używalności. Z pomocą przyszedł mi produkt, który dzisiaj przedstawię, czyli maseczka od Orientany. Maska jest ta w formie sheet on, której wcześniej nie miałam okazji używać. Ja wielką zwolenniczką maseczek nie byłam, ale na szczęście po akcji Maliny nawróciłam się i teraz co raz częściej sięgam po tego typu produkty.
Cena i dostępność: Maseczka jest dostępna na stronie Orientany i jedna sztuka kosztuje 15 zł. Moja wersja to Granat i Zielona herbata.
Od producenta: Maska na twarz w postaci jedwabnej tkaniny nasączona biopeptydami roślinnymi i wyciągami z granatu i zielonej herbaty. Działanie ujędrniające, detoksykujące, rozświetlające i mocno nawilżające.
Maska wykonana jest z naturalnego japońskiego jedwabiu dzięki
czemu doskonale przylega do twarzy, równomiernie przekazując odpowiednią
ilość substancji. Nie wymaga leżenia.
Dzięki biopeptydom daje natychmiastowy efekt.
Opakowanie: Maseczkę dostajemy w dość sporej saszetce, gdzie znajduje się jedna sztuka produktu. Opakowanie jest porządne, nie wygniata się, nie przerywa, a wszystkie informacje są czytelnie podane. Podoba mi się też motyw graficzny saszetki, nadaje całości świeżego wyglądu, aż ma się ochotę nakładać zawartość na twarz.
W użyciu: W tym punkcie spodziewajcie się dokładnej instrukcji obsługi naszej maseczki, oczywiście udokumentowanej fotografiami - od razu ostrzegam, na większości z nich nie wyglądam twarzowo :P
Swoją cerę jak zwykle wcześniej przygotowałam na taki zabieg - dokładnie ją oczyściłam i zrobiłam peeling. Po chorobie była dość wysuszona, szara i widocznie zmęczona.
Saszetkę otwiera się łatwo, ale ja tak czy siak sięgam po nożyczki, bo nie lubię się babrać z zawartością. W środku znajduje się sama maseczka złożona z dwóch warstw, prócz tego pełno jest samej substancji nawilżającej, którą możemy wmasować w dekolt i szyję. Całość pachnie przyjemnie, owocowo, jednak nie ma co się martwić, ponieważ podczas aplikacji zapach subtelnie się ulatnia. Wyciągam więc zawartość, otrzepuje z nadmiaru wody (maska jest mocno nawilżona) i rozkładam.
Tak jak wspomniałam, maska od Orientany składa się z dwóch części. Foliowej, oraz tej właściwej, z jedwabiu. Stroną materiałową nakładamy na twarz, a plastikową na zewnątrz i lekko dociskamy do skóry.
OMG! |
Nie wygląda to twarzowo. Po chwili oddzielamy warstwy od siebie, foliową wyrzucamy, a zostawiamy samą jedwabną. Ja dodatkowo dokładnie ja sobie uklepałam i naciągnęłam tam, gdzie trzeba - szablon nie jest idealnie dopasowany, ale tragedii nie ma ;) Z maseczką siedzimy sobie 25-30 minut i relaksujemy się.
Efekt: O ile aplikacja jest ciekawa, a sam proces całkiem przyjemny, o tyle efekty też dość pozytywnie mnie zaskoczyły. Cudów nie ma, nie oszukujmy się, ale większość obietnic producenta została spełniona. Przede wszystkim po zdjęciu maseczki nasza cera jest jeszcze wilgotna od środka, w którym została namoczona, jednak jego wchłonięcie to kwestia 15 minut. Efekty zostają przez ten czas niezmienione. Nasza skóra przede wszystkim jest miękka, napięta i wygładzona. Można wyczuć przyjemne nawilżenie. Co może być kwestią sporną, to lekki efekt 'glow', czyli rozświetlenie. Dla cer suchych pożądane, jednak nie każdemu może pasować. Jeżeli chodzi o samą detoksykację, nie sądzę, bym mogła zauważyć to po jednym użyciu.
Po godzinie od nałożenia znika całkowicie lekki film, który zostaje po zastosowaniu maseczki, jednak zauważyłam, że moje suche strefy - czoło i nos - straciły odrobinę na miękkości i gładkości. Mimo wszystko nie zastosowałam dodatkowego kremu na noc, czego nie żałuję, bo maska utrzymała swoje efekty przez całą noc i rano nie musiałam obawiać się przesuszu, cera była odpowiednio nawilżona.
Przed - Po |
Podsumowanie: Czy jednak zdecydowałabym się na ponowne użycie maseczki? Producent zaleca jej stosowanie 2-3 razy w tygodniu. Zważywszy jednak na cenę nie sądzę, by jej właściwości były aż tak pożądane, że zdecydowałabym się na regularną kurację. Owszem, forma i efekty są przyjemne, ale nie spektakularne, mam inne maski, które mogę z powodzeniem używać w zastępstwie. Jak dla mnie raz na jakiś czas - jak najbardziej, dla rozświetlenia i ożywienia cery, w sytuacjach kiedy chcemy dość szybko poprawić stan naszej skóry.
Moja ocena: 4/5
Używałyście maseczek Orientany? Co myślicie o samych maseczkach sheet on - coś dla Was, czy raczej wolicie tradycyjne formy?
Swoja drogą, jeżeli zauważycie jakieś nieścisłości czy literówki w recenzji - dajcie znać, być może mój mózg płata mi figle po 30 godzinach bez snu. Jak widać, straciłam tez swój znak wodny - Photoshop zrobił mi psikusa i zresetował się do ustawień fabrycznych, razem z moimi kolekcjonowanymi długo pędzlami, wśród których był też mój emblemat.
Swoja drogą, jeżeli zauważycie jakieś nieścisłości czy literówki w recenzji - dajcie znać, być może mój mózg płata mi figle po 30 godzinach bez snu. Jak widać, straciłam tez swój znak wodny - Photoshop zrobił mi psikusa i zresetował się do ustawień fabrycznych, razem z moimi kolekcjonowanymi długo pędzlami, wśród których był też mój emblemat.
Produkt został mi udostępniony przez markę Orientana, co nie wpływa na moją ocenę.
fajnie to wygląda, jeszcze takiej nie miałam :))
OdpowiedzUsuńDla mnie też było to coś nowego ;)
UsuńNie używałam niczego z Orientany, ale ciekawe są te maseczki w takiej postaci. :-)
OdpowiedzUsuńdoobra na pierwszym zdjęciu w masce wyglądasz jak Shrek :D bosko :D
OdpowiedzUsuńnie znam tych maseczek, ale z chęcią bym wypróbowała :)
czy te kosmetyki są dostępne wyłącznie przez internetowy sklep?
OdpowiedzUsuńNa tym pierwszym zdjęciu jak kosmitka wyglądasz:) Takiej maski z Orientany nie miałam.
OdpowiedzUsuńŻyczę udanego weekendu
Czytałam już o niej na Agowe Petitki i mam straszną ochotę wypróbować na własnej skórze.
OdpowiedzUsuń