20 grudnia 2014

Makijaż: Róża w srebrze, krok po kroku

Witajcie piękne :) 
Dziś mam dla Was makijaż, w którym główną rolę gra róż oraz kolor srebrny/stalowy. Osobiście nie lubię szarości i rzadko z nimi eksperymentuje, jednak stwierdziłam, że makijaży w tym odcieniu nie powinno zabraknąć na blogu.




Makijaż z tej notki, mimo użycia perłowych i metalicznych cieni, prezentuje się delikatnie i nadaje się na co dzień, jak i na wieczór dla dziewczyn malujących się skromnie. Będzie idealny dla szarych i zielonych oczu.


Gdy mam już pomalowaną twarz (podkład, korektor, puder), podkreślam brwi (paletka My Secret Romantic Date) i nakładam bazę pod cienie (Lumene). 
Następnie na środek powieki nakładam różowy cień opalizujący na złoto (w stylu golden rose KOBO, ja użyłam cienia z palety 180 z Allegro).


Następnie w wewnętrznym i zewnętrznym kąciku nakładam stalowo-srebrny, metaliczny cień. Rozcieram go też w załamaniu powieki, nad różem (cień z palety z Allegro).
Dokładam jeszcze różowego cienia na środek powieki, bo trochę się starł podczas nakładania srebra. Od góry rozcieram wszystko jasnym beżem (matowy beż Glazel).


Dolną powiekę i zewnętrzny kącik przyciemniam ciemną szarością (MIYO, 22 Dark Night). Wewnętrzny kącik rozjaśniam bielą (matowa biel Glazel).


Środek dolnej powieki ożywiam ciemnym, delikatnie buraczkowym różem (paleta z Allegro). Kończę makijaż, przyciemniając linie rzęs delikatną kreską - zmalowaną za pomocą roztartego, czarnego cienia (matowa czerń Glazel).


Rzęsy wytuszowałam za pomocą maskary My Secret 300% Sensual Volume.


Dla lepszego efektu doklejam jeszcze po połowie paska rzęs (jakieś taniochy z Buyincoins).



Makijaż gotowy :) Same możecie zobaczyć, jak świeżo i przyjemnie wygląda, a jednocześnie wyraźnie podkreśla oko :)


Pozostałe kosmetyki:
Twarz - korektor Annabelle Minerals Light, korektor z Kolorówki, podkład Pixie Vanilla Delight, bronzer Inglot 505, rozświetlacz Inglot AMC 59, róż z palety MakeUp Revolution Sugar&Spice.
Usta - konturówka KOBO 107 Pink Love.

Dajcie znać, co myślicie oraz Wesołych Świąt - gdybym nie dała rady poczynić notki przed świętami ;)

3 grudnia 2014

Pielęgnacja: Nowości w kosmetyczce, czyli rosyjskie kosmetyki pielęgnacyjne

Witajcie dziewczyny :)
Posty pielęgnacyjne nie cieszą się na moim blogu dużą popularnością, ale być może ten zainteresuje Was w większym stopniu - uznałam też, że temat jest na tyle ciekawy, że warto napisać kilka słów na blogu.


Słowem wstępu, jak wiecie, wczoraj był Dzień Darmowej Dostawy. W pierwszym odruchu nie miałam nic kupować, szczególnie, że staram się nie gromadzić zapasów i ograniczyć własną kosmetyczkę, ale kiedy Karola z Kosmetycznieinietylko wrzuciła link do strony mazidelka.pl, które też brały udział w akcji... przepadłam :D Strona oferuje rosyjskie kosmetyki w bardzo przystępnych cenach. Jako że moje podstawowe elementy pielęgnacji sięgają już dna, postanowiłam skorzystać i zamówić kilka produktów - z potrzeby i ciekawości, ponieważ składy są obiecujące, ceny niskie i ile można smarować się kremem Himalaya Herbals - czas na zmiany :D


Spójrzcie na te opakowania - nie są śliczne? :D 
Przesyłka dotarła do mnie dzisiaj późnym wieczorem - zamówiłam ją 1 grudnia tuż przed północą, a już wczoraj o 8 rano była wysłana :) Plus za szybkość.
Zamówiłam głównie produkty do pielęgnacji twarzy - dwa kremy, serum i coś pod oczy. Dodatkowo dorzuciłam krem do rąk i uniwersalne mydło. Jak wspomniałam wyżej, bardzo zdziwiły mnie niskie ceny i na prawdę ciekawe składy - to głównie nimi się kierowałam przy wyborze. Niżej więcej słów o konkretnych kosmetykach :)


Krem na noc (35-50 lat), Receptury Babuszki Agafji. 
To jeden z głównych punktów zakupów, musi zastąpić dotychczasowy krem od Himalaya Herbals (notka). Na noc sięgam po treściwsze kremy, które mają za zadanie mocno nawilżyć, odżywić i zregenerować moją problematyczną cerę. Boje się zapychania, dlatego też tak bardzo zwracam uwagę na składy i obecność niechcianych przeze mnie składników. Tutaj na szczęście nie miałam czego się przyczepić, większość to same naturalne substancje - występujące na początku składu. Jedyna uwaga (taka sama będzie do kolejnego kremu) - pod światło widzę, że tubka jest wypełniona jedynie do połowy i sprawia to wrażenie, że kremu jest zadziwiająco mało jak na 50 ml. Oby to było tylko złudzenie.
Skład: Aqua with infusions of organic extract of Camelia Sinensis Leaf, Rhodiola Rosea Extract, Aralia Mandshurica Extract, Schizandra Chinensis Extract, Organic Extract of Cetraria Islandica, Phellodendron Amurens Extract, Cetearyl Alcohol, Coco-Caprylate/Caprate, Glycerin, Organic Butyrospermum Parkii, Cetearyl Glucoside, Sodium Stearoyl Glutamate, Rubus Arcticus Extract, Asiaticoside, Asiatic Acid, Madecassic Acid, Pinus Sibirica Extract, Hippophae Rhamnoides Altaica Seed Extract, Artemisia Arctica Extract, Isopropyl Jojobate, Jojoba Alcohol, Jojoba Esters, Tocopherol, Arginine/Lysine Polypeptide, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum, Limonene.
Cena: 9,50 PLN/50 ml


Krem pod oczy (35-50 lat), Receptury Babuszki Agafji.
Na opakowaniu dystrybutora jest umieszczone, że to serum, ale na stronie widnieje jako krem. Nie mam wielkich oczekiwań, wystarczy, że będzie nawilżał i nie podrażniał. Dotychczas korzystałam z kremu Korana z woskiem pszczelim i się sprawdzał.
Skład: Aqua with infusions of organic extract of Cetraria Islandica Extract, Rhodiola Rosea Extract, Helleborus Caucasicus Extract, Artemisia Arctica Extract, Cetraria Nivalis Extract, Phyllodoce Coerulea Extract, Lathyrus Aleuticus Extract, Rubus Chamaemorus Extract, Rubus Saxatilis Extract, Vaccinium Uliginosum Extract, Empetrum Nigrum Extract, Octyldodecanol, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Polyglyceryl-3-Methylglucose Distearate, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum, Limonene.
Cena: 9,50 PLN/50 ml


Serum do twarzy (do 35 lat), Receptury Babuszki Agafji.
Kolejny ważny punkt zakupów. Kupione z myślą pod makijaż - do porannego stosowania, gdzie potrzebuje czegoś lekkiego, co nawilży i nie spowoduje nadmiernego przetłuszczania. Zobaczymy, jak się sprawdzi. Nie jestem przyzwyczajona do korzystania z kosmetyków tego typu, ale czas najwyższy zacząć ;)
Skład: Aqua with infusions of Rosa Daurica Pallas Extract, Rhaponticum Carthamoides Extract, Helleborus Extract, Artemisia Arctica Extract, Organic Juniperus Communis Extract, Organic Salvia Officinalis Extract, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Helianthus Annuus Seed Oil, Hippophae Rhamnoides Altaica Seed Oil, Althaea Rosea Oil, Rubus Chamaemorus Seed Oil, Centaurium Umbellatum Oil, Iris Pallida Root Oil, Xanthan Gum, Sodium Hyaluronate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum.
Cena: 12,50 PLN/30 ml


Krem aloesowy, Bioluxe.
Wrzuciłam do koszyka raczej jako ciekawostkę, a nuż się zakocham :D Aloes jest pożądany przez moją cerę w każdej postaci, dlatego też postanowiłam zaryzykować. Chcę wypróbować go w roli kremu pod makijaż. Cena tak śmieszna, że nie mogłam z niego zrezygnować. Jest tez wersja z olejem z awokado i z zieloną herbatą.
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cocoglycerides, Stearic Acid, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Cocos Nucifera Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Glycerin, Potassium Hydroxide, Parfum, Benzoic Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.
Cena: 3,90 PLN/40 ml


Rokitnikowy krem do rąk, Natura Siberica.
Czyż to opakowanie nie jest piękne? Mnie zauroczyło :D Jako świeża maniaczka kremów do rąk wszelkiej maści, kliknęłam to cudo - kupiło mnie dobrym składem. Mazidła do rąk schodzą mi na tyle szybko, że ten na pewno się przyda i nie zmarnuje. Rokitnik powoduje, że krem jest lekko żółty. Zapach przypomina malinową Mambe, sam krem szybko się wchłania i nie tłuści jak niektóre. W sam raz do pracy przy komputerze ;)
Skład: Aqua with infusions of: Sorbus Sibirica Extract (jarzębina syberyjska), Abies Sibirica Needle Extract* (pichta syberyjska), Glyceryl Stearate, Hippophae Rhaimnoides Fruit Oil*(olej rokitnika syberyjskiego), Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Seed Oil* (olej z nasion żurawiny), Amaranthus Caudatus Seed Oil* (olej szarłatu(amarantusa), Octyldodecanol, Cetearyl Alcohol, Сaprylic/Сapric triglyceride, Isopropyl Palmitate, Sodium Stearoyl Glutamate, Helianthus annuus Seed Oil*(olej słonecznikowy), Tocopherol, Xanthan Gum, Glycerin, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid. 
Cena: 9,99 PLN/75 ml


Mydło cedrowe do ciała i włosów, Bania Agafii.
Czyli coś, na co zdecydowałam się na samym końcu, ale jestem tego najbardziej ciekawa. Moje kłaki nie lubią się z mocnymi "detergentami", dlatego wybieram szampony z łagodnymi składnikami myjącymi. Tutaj mamy właśnie do czynienia z czymś o delikatniejszym działaniu, jestem ciekawa, czy wystarczająco :) Plusem jest też uniwersalność, na pewno posłuży mi też do ostatniej fazy demakijażu. Plus za ładny, leśny zapach ;)
SkładAqua, Pinus Sibirica Oil (olej syberyjskiego cedru), Sorbitol, Sodium Cocoyl Isethionate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Stearic Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Empetrum Sibiricum Extract (bażyna bajkalska), Juniperus Oxycedrus Extract (jałowiec), Organic Arnica Montana Oil (arnika), Saponaria Officinalis Extract (mydlnica lekarska), Pinus Sylvestris Tar (Empetrum), Cedrus Deodara Oil (cedrowy olejek eteryczny), Guaiacum Officinale Balm (gwajakowiec), Caramel, Chlorophylin Copper Complex, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid.
Cena: 12,99 PLN/300 ml

Tyle z moich zakupów :) Jestem bardzo ciekawa, jak te produkty sprawdzą się w codziennym użyciu i czy niska cena przy naturalnych składach to czysta abstrakcja, czy jednak wschodni cud ;) Jeżeli coś mnie zachwyci i będzie warte polecenia, na pewno o tym wspomnę na blogu.

Znacie te kosmetyki? Jak poszły Wasze zakupy w DDD? :D

2 grudnia 2014

Makijaż: Granat na wyjście, krok po kroku

Witajcie :)
Wprawdzie do sylwestra pozostał niecały miesiąc, jednak może część z Was szuka już inspiracji na tęokazję :) Dzisiejszy makijaż jest idealny na specjalne wyjścia i być może właśnie on przypadnie Wam do gustu i zainspiruje do wykonania czegoś podobnego na ostatnią noc w roku.



Głównym akcentem jest tutaj opalizujący granat - jakiś czas temu robiłam porządki wśród cieni i 90% mojej starej palety z allegro poszła do kosza. Zostawiłam sobie jedynie kilka pięknych i wyjątkowych kolorów i ten niebieski odcień to właśnie jeden z nich :) Postanowiłam w końcu wykorzystać tych kilka ślicznotek w makijażach, więc spodziewajcie się niedługo mocnych i barwnych makijaży o ciekawym wykończeniu.


Bez zbędnego gadania - zaczęłam od przygotowania twarzy i brwi. Nałożyłam podkład (Make-Up Atelier Paris, 1NB), poprawiłam niedoskonałości korektorem (kamuflaż Catrice), przypudrowałam się pudrem ryżowym i zaznaczyłam mocniej brwi (paletka Romantic Date od My Secret, pokazywałam ją dwa posty temu). Następnie nałożyłam bazę (Lumene), po czym niedbale zaaplikowałam czarny kajal (Pierre Rene, może być dowolna czarna kredka).


Czerń roztarłam palcem, po czym języczkowym pędzelkiem delikatnie wklepałam granatowy cień - ten pochodzi z palety 180 cieni z allegro, trudno mi więc podać konkretną markę.


Następnie rozcieram górną granicę kolorem z tej samej palety - przydymionym buraczkowym odcieniem. W połączeniu z granatem zmienia się w fiolet. Pracuje, aż granica między cieniami mnie zadowoli. Następnie rozcieram burą plamę ku górze za pomocą beżowego cienia Glazel. Koryguje też kształt całego cieniowania tym samym kolorem i płaskim pędzelkiem.


Wewnętrzny kącik rozjaśniam matową bielą (Glazel). Ładnie odświeży spojrzenie, pasuje również do granatu. Na dolną powiekę nakładam różowo - fiolety, opalizujący odcień, który kontrastuje z granatem i podkreśli zieloną tęczówkę.


W samym zewnętrznym kąciku dokładam odrobinę czerni, by podkreślić spojrzenie (czarny mat od Glazel). Tym samym odcieniem podkreślam linię rzęs - czarny eyeliner zbyt przytłoczyłby kolorowe odcienie.


Czarny kajalem użytym na początku (Pierre Rene) zaznaczam linię wodną, by scalić makijaż. Dodatkowo delikatnie muskam czarnym cieniem linię dolnych rzęs, by czerń z linii wodnej zbyt się nie odcinała. Wystarczy tylko wytuszować rzęsy i dokleić sztuczne wedle potrzeby - makijaż gotowy :)



Nie każdy jest fanem niebieskich i granatowych odcieni na powiekach, jednak przy odpowiedniej kontroli i doborze kolorów towarzyszących, można wyczarować z nimi na prawdę przyjemny i elegancki makijaż. Jeżeli macie granatową kreację lub tylko dodatki, to dobra okazja, aby spróbować wpleść ten odcień również do makijażu.



Dobrze powinny się w nim czuć zielonookie jak i posiadaczki ciemniejszych, brązowych/piwnych/orzechowych tęczówek. Niebieskookie mogą być trochę przytłoczone, tutaj przejdą jedynie jasne oczy w tym odcieniu ;)
Dajcie znać, jak Wam się podoba i czy w ogóle myślicie już o makijażu sylwestrowym? :P

1 grudnia 2014

Kolorówka: Makeup Revolution, paletka róży Sugar&Spice

Witajcie piękne :) 
Dziś mam dla Was recenzję produktu, który już od jakiegoś czasu towarzyszy mi w codziennym makijażu - chodzi o paletę róży marki Makeup Revolution w wariancie Sugar and Spice. Od kiedy dostałam ją od narzeczonego, nie sięgam po żaden inny róż, za to codziennie dobieram sobie inny odcień z palety. Ponieważ już za 1,5 godziny rusza Dzień Darmowej Dostawy, a paletka ta jest dostępna w kilku sklepach, które biorą udział w akcji, postanowiłam podzielić się spostrzeżeniami - może któraś z Was akurat się skusi :)




Zacznijmy jednak od początku. Palety róży Makeup Revolution obecnie dostępne są w trzech wariantach - Golden Sugar, gdzie znajdziemy głównie bronzery i rozświetlacze, Hot Spice, która oferuje głównie ciepłe i neutralne kolory (Pannajoanna pokazywała ją u siebie, zobaczcie) oraz Sugar and Spice, którą posiadam ja i zdecydowałam się na nią głównie ze względu na teoretycznie chłodniejsze i bardziej różowe odcienie. W ciepłych kolorach wyglądam na poplamioną podkładem i zdecydowanie wolę coś bardziej chłodnego i nasyconego.
Cena zestawu to około 30 zł, w środku zaś ukryte jest 8 kolorów o łącznej gramaturze 13 gram. Sama paleta jest dość porządnie wykonana z twardego tworzywa, sprawia wrażenie wytrzymałej. W górnej części umieszczone jest porządne lusterko, co jest plusem, jeżeli nie mamy innego pod ręką. 


To zdjęcie jest trochę pokićkane, kolory nie są ułożone tak, jak w palecie :D

Przechodząc do samych odcieni - wbrew oczekiwaniom, paletka jest bardziej uniwersalna, niż wydawało mi się na początku. Gama kolorów jest urozmaicona - są tu odcienie chłodne, ale również cieplejsze. Prócz czystych i mocnych róży, mamy też bardziej przybrudzone kolory. Do tego dochodzi jeden rozświetlacz oraz jeden rozświetlający róż - pozostałe odcienie są matowe.




Lecimy ze swatchami - najpierw górny rząd, potem dolny, na końcu wszystkie razem. 
Dwa pierwsze kolory są bardzo przygaszone - pierwszy przypomina mi Antique Blush od Sleeka, drugi za to to taki złamany różem beż, może nadać się do konturowania, ale jedynie przy jasnych karnacjach. Kolejny kolor to piękny, mocny róż, złamany odrobiną cieplejszego odcienia - typowy 'barbie'. Ostatni jest rozświeltacz - prawie biały, bardzo mocny, dający taflowo-drobinkowe wykończenie - raczej na wieczór.
Zaczynając od dołu - mocny, jeżynowy odcień. Idealny na zimę. Dalej mamy typowy, wyraźny, chłodny róż, ciemniejsza wersja trzeciego odcienia z górnego rzędu. Potem ciepły, koralowy odcień - przepiękny, mój ulubiony do codziennych makijaży. Bardzo podobny jest Apple Blossom z Amilie. Ostatni to róż rozświetlający, mocno błyszczący. Trudno mi ocenić jego odcień, ma w sobie sporo fioletu, ale jednocześnie sprawia wrażenie przybrudzonego.



Baaardzo delikatnie nakładany, na żywo wypadał o wiele mocniej

Co wyróżnia paletę Makeup Revolution od innych tego typu produktów? Stosunek ceny do jakości. Róże są niesamowicie napigmentowane, mogłabym się pokusić o przyrównanie do tych z Inglota. Nakładam je jedynie pędzlem typu Duo Fibre (skunks), delikatnie tylko muskając powierzchnie i dodatkowo wytrzepując włosie o wierzch dłoni. Inaczej mogłabym sobie zrobić różaną masakrę na twarzy :D Jedynie pierwszy róż od lewej (na górze) wypada trochę gorzej, pigmentacja pozostałych powala. Mimo tego ładnie się rozcierają na twarzy, o ile tylko będziemy uważać z ilością.
Na pochwałę zasługuję również trwałość - wracając po 10 godzinach do domu od momentu nakładania ich na twarz, nadal grzecznie siedzą na miejscu - aż dziwnie się na siebie patrzy, kiedy wracam, a rumieńce siedzą na miejscu - czasem miałam problemy ze ścieraniem się różu bądź jego zanikaniem w ciągu dnia.

Czy polecam? Oczywiście, wydaje mi się, że będziecie zadowolone - pamiętajcie jedynie o porządnym pędzlu i delikatnej aplikacji. Paleta Sugar&Spice wydaje mi się bardzo uniwersalna, jeżeli jednak wolicie naturalniejsze kolory  - wybierzcie Hot Spice.

I korzystajcie, bo jutro będziecie mogły ją dorwać bez kosztów wysyłki (chyba Cocolita i Minti Shop mają ją w ofercie).