27 lipca 2014

Makijaż: Delikatna zieleń, delikatny róż

Witajcie :)
Dziś mam dla Was kolejną propozycję letniego makijażu. Tym razem znów postawiłam na kolory, jednak zostały one przytłumione i zyskały delikatniejszą formę, niż te zazwyczaj przeze mnie używane ;)
Mam nadzieję, że takie połączenie różu i zieleni przypadnie do gustu również tym z Was, które zazwyczaj stronią od mocniejszych barw i stawiają na klasykę. Zapraszam!



W samym makijażu, prócz różnych kolorów, użyłam również zróżnicowanych faktur cieni. Zapomniałam jakiś czas temu o innych wykończeniach niż mat i dopiero niedawno przypomniałam sobie, jakie piękne efekty dają na oku perły czy satyny :)



Chciałam w tym makijażu znów wykorzystać połączenie różu i zieleni, jak zdarzało mi się kiedyś. Na ruchomą powiekę nałożyłam więc mieszankę brzoskwiniowego pyłku My Secret oraz wypiekanego cienia KOBO Rose. Zieleń to cienie MIYO - najciemniejszy Moss wylądował w zewnętrznym kąciku, zaś załamanie podkreśliłam jaśniutkim Toxic. Całość dokładnie roztarłam żółcią tej samej marki - nr 27 Sunrise. Dolną powiekę podkreśliłam opalizującym Graffiti i różem Passion. Na koniec rozjaśniłam mocno wewnętrzny kącik matową bielą Glazel. Aby kreska była delikatniejsza i nie dominowała makijażu, użyłam do jej zrobienia kajala od Pierre Rene. Całość zwieńczył fiolet na linii wodnej - wymalowany przy pomocy kredki My Secret Plum. 



Makijaż, który powstał jest zdecydowany kolorystycznie, ale nie tłumi urody, a ją podkreśla :) Szczególnie polecam go dla właścicielek zielonych czy szarych oczu - w przypadku tych pierwszych je podkreśli, w przypadku tych drugich wyciągnie z tęczówki więcej zielonych tonów :)
Dajcie znać, co myślicie i jaki ciekawy makijaż chciałybyście zobaczyć w następnej notce ;)

25 lipca 2014

Kolorówka: Inglot, pomadki freedom system

Witajcie wszyscy ;)
Już ponad 2 tygodnie minęły od ostatniego postu, więc postanowiłam się spiąć i trochę zaległości nadrobić. Ostatnio zainteresowały Was pomadki Inglot, więc chciałam dziś trochę przybliżyć ten produkt.
Do mojej kolekcji trafiło jak na razie 5 wkładów - kwadratowych, dostępne są też w formie okrągłej. 


Wkłady zawierają nic innego jak dobrze napigmentowane, kremowe pomadki. Dostępne są w na prawdę dużej gamie kolorystycznej. Ja sama na prawdę długo decydowałam się na kolory, które mnie interesują, ostatecznie wybrałam 10 ;) (kolejne 5 na następny raz).


Od lewej, na górze: 16, 02, 52, 10, 07. Starałam się wybrać zestaw jak najbardziej uniwersalny i złożony z kolorów, których nie mam w swojej kolekcji. Stąd też bardzo jasny nude i róż, pomarańcz, ciemna malina i niezidentyfikowany, koralowy odcień ;) Plusem takiej formy kosmetyku jest możliwość dowolnego mieszania poszczególnych kolorów, dzięki czemu mamy nieskończoność kombinacji i możliwość dopasowania odpowiedniego odcienia. Forma jest niestety też minusem - wkłady potrzebują odpowiedniego opakowania, najlepiej magnetycznej paletki. Ja wybrałam taką bez przegródek. Z jednej strony mogę wsadzić tutaj wszystkie odcienie, z drugiej nie jest to zestaw mobilny - do torebki lepsze są kasetki pojedyncze. Niestety, bez pędzelka też się nie obejdzie.


07, 52, 02, 10, 16 - tak plasuje się kolejność zeswatchowanych pomadek. Wystarczy odrobina, by zyskać pełnie koloru i całkowicie pokryć skórę :) Jednocześnie kremowa konsystencja jest bardzo komfortowa w noszeniu i ładnie się prezentuje, nie trzeba się też martwić o wysuszenie warg. A tak prezentują się na ustach:



Numer 07 - bardzo jasny, lekko różowy nudziak. Odcień korektorowy, na pewno nie na co dzień - wzięłam go raczej do rozjaśniania innych pomadek czy jakiś niecodziennych stylizacji. Ja wyglądam w nim jak jakaś głupia, co widać na powyższym zdjęciu ;)



52 - prawdziwy barbie róż z fioletowym tonem ;) Dość jasny, jaśniejszy, niż przypuszczałam. Do szczególnych makijaży, na pewno nie prezentuje się dobrze z każdym.



10 - dość ciemno wyszedł na ustach. Odcień niecodzienny, taki malinowo - malwowy. Więcej w nim ciepłych tonów, niż chłodnych. Mi bardzo się podoba i jest świetną alternatywą dla czerwieni, szczególnie na lato - dziewczęcy i nie tak zobowiązujący ;)



02 - neonowa pomarańcza :D Już dawno chciałam taki kolor, zawsze jednak szkoda mi było kupować całej szminki... wkłady okazały się świetnym rozwiązaniem na takie 'niecodzienne' kolory ;) Trochę przełamana jest różem, więc to też nie jest opcja czysto pomarańczowa ;) Również cudny kolor na ciepłe, letnie dni. Jeszcze mieści się w skali twarzowych pomarańczy ;)



16 - najciemniejszy odcień, mocno różowy, ale na granicy z czerwienią. Jakby ciemniejsza wersja 10, bardziej dojrzała. Tutaj łącze ją tylko z czarną kreską, bo usta są na tyle mocno zaakcentowane, że nie ma sensu dokładać dla nich konkurencji ;)

Na ustach nawet jasne pomadki prezentują się dobrze, biorąc pod uwagę, że specjalnie ust nie przygotowywałam. Nie ma więc problemu, gdy chcemy zainwestować w coś jaśniejszego - w przeciwieństwie do wielu innych marek, jasne kolory w pełni przykrywają usta i nie tworzą szpetnego duetu, chociaż kwestia koloru to też sprawa do przemyślenia :D Mało kto dobrze wygląda w takich trupich barwach.

Jeżeli chodzi o trwałość, ja jestem zadowolona. Pomadki zostawiają mokre wykończenie, więc wiadomo, że będą ciut szybciej schodzić, niż wersje matowe (takie też są). Jednak jest to spokojnie kilka godzin przy piciu czy nietłustym jedzeniu. Nawet, gdy mokra warstwa kosmetyku zejdzie, to na ustach zostaje warstwa pigmentu, która trzyma się jeszcze dłużej, nie ma więc obawy, że nagle zaskoczą nas usta w cętki ;)

Szczerze? Na prawdę polecam. Moim zdaniem te pomadki są świetne - zarówno kolory, jak i konsystencja czy mocna pigmentacja. Porównując je do tradycyjnych szminek tej samej marki, to te wkłady są mocno niedocenione, bo według mnie to najlepsza opcja pomadek Inglota ;) I cena też zachęca - 10/13 zł za jeden wkład. Można więc też zaryzykować z mniej pewnymi kolorami ;)

Znacie? Lubicie? Dajcie znać, czy czujecie się skuszone - bo jest na co! :D

10 lipca 2014

Kolorówka: Mini Haul - Inglot

Witajcie piękne i piękni :)
Dziś post z serii tych luźnych - bez zbędnego gadania czy jakiś zawiłych rad/tutoriali - chciałam Wam pokazać, co ostatnio wskoczyło mi do kosmetycznego kufra :) Dawno nic nowego z kolorówki nie pokazywałam, a że wczoraj zawitało do mnie trochę produktów naszej polskiej marki, chciałam Wam je zaprezentować, kilka słów powiedzieć i może coś Was zainteresuje na tyle, że domagać będziecie się obszerniejszej notki :D Zapraszam!


Powiem tak - jak tylko mój chłop (a od poniedziałku narzeczony :D) usłyszy, że znów coś zakupiłam z kolorówki, to łapie się za głowę i krzyczy - mało Ci tego?! Co poradzić, że faceci nie zrozumieją podstawowych kobiecych potrzeb, jaką między innymi jest makijaż. Przyznam, kolorówki mam i to w ilościach wylewających się. Ale nadal ta damska część podświadomości do mnie krzyczy, że muszę mieć więcej - bo może w końcu znajdę puder/podkład/tusz idealny? A i przecież takich kolorów pomadki nie mam! Ciężko mi się mojej podświadomości oprzeć, szczególnie, jak dodatkowo argumentuje je przyjemna zniżka pracownicza. I tak i o to wpadło mi trochę z Inglotowa rzeczy, których to zakup przemyślałam (hahahaha, śmiech na sali!), bo wiem, z czym mam do czynienia i nie brałam nic na łapu capu ;) Ale do rzeczy!



Pierwsze, co mi się trafiło, to sztuczne rzęsy. Ogólnie pewnie nawet bym się nie skusiła, bo sztucznych rzęs mam na kilogramy i wiele czeka na swoją kolej, ale akurat w salonie mamy na nie promocje - kępki za 5 zł, te dwa modele z piór po 10 i 12. No i jak tu nie brać? Kępek nr 24S jestem szalenie ciekawa, bo takich jeszcze nie używałam, zaś czarne pióra (26F) i beżowe (27F) pewnie jeszcze do niejednego ciekawego i fikuśnego makijażu się przydadzą ;) (nie to, że jeden taki makijaż nadal na dysku czeka i coś nie może się na obróbkę doczekać...)



Kolejna sprawa to duet pierwszej potrzeby, czyli podkład i korektor. Podkład równoważący, ponieważ mam nadzieję, że może on poradzi sobie z moją niesamowicie ostatnio tłusta strefą T. Próbuje wszystkiego i wszystko z uporem maniaka spływa mi i się warzy. O minerałach już zapomniałam, bo kończyło się to ciasto - katastrofą już po przejściu 15 minut spacerkiem do pracy. Jak na razie dobrze radził sobie Pierre Rene Skin Balance, ale szukam czegoś, co lepiej zastyga i nie jest takim lepiszczem. Na razie podkład w kolorze 26 w fazie testów. 
Do tego dobrałam korektor z serii AMC nr 64. Bardzo fajny i jasny kolorek, typowy żółcioch. Jest tłusty, więc trzeba pamiętać o dobrym przypudrowaniu. Na razie też dopiero spędziliśmy razem jeden dzień, więc wypowiadać się na temat noszenia nie będę. Tak prezentują się na przedramieniu:

Lewo - podkład, prawa - korektor. Światło dzisiaj beznadziejne, proszę więc wziąć to pod uwagę ;)

A z kolejnych rzeczy bardzo potrzebnych w końcu zakupiłam płyn do czyszczenia pędzli:


Dosyć miałam męczenia się z brudnymi kulkami do rozcierania, których z lenistwa nie byłam w stanie umyć wieczorem, rano tego żałując. Teraz rach - ciach i pędzle czyste. Oczywiście jest to tylko środek doraźny, kiedy mycie jest potrzebne na gwałt. Normalnie zostaje przy tradycyjnym kąpaniu w wodzie i mydle, bo wiem, że za częste traktowanie pędzli tym specyfikiem może obniżyć ich jakość...



I ostatnie, lecz nie najgorsze - paletka magnetyczna i wkłady pomadek. Paletka pusta, bez przegródek. W sprzedaży zostały tylko małe, ale spokojnie zmieszczą 8x wkład kwadratowy + 4 kółka. Tą mam zamiar poświęcić na kremowe pomadki we wkładach. Moim zdaniem to bardzo niedoceniony produkt (mało kto się nimi interesuje), a według mnie to najlepsze Inglotowskie pomadki. Są super napigmentowane, mają bardzo dobrą konsystencję, wytrzymują wiele godzin i przede wszystkim - gama kolorów jest ogromna. Ja sama spędziłam sporo czasu powoli się decydując, które pójdą na pierwszy ogień do kolekcji. Ogólnie odcieni wybrałam 10, na razie zakupiłam sobie 5 z nich. 


Znalazły się tu różne kolory - ciemna malina, jasny pomarańcz, koral, chłodny róż i bardzo cielisty odcień o różowych podtonach. Kolejno od lewej do prawej (i od góry do dołu): 16, 02, 52, 10, 07. Jeżeli lubicie mieć duży wybór szminek i zastanawiacie się nad doborem kolorów - przejdźcie się do salonu i popróbujcie tych, nie pożałujecie :D

07, 52, 02, 10, 16

I to by było na tyle dzisiaj. Na pewno osobnego postu doczekają się pomadki (lepszego światła i swatchy naustnych), planuje też post zbiorczy o podkładach przeze mnie posiadanych. Jeżeli macie jakieś pytania albo coś mocno przykuło Waszą uwagę - piszcie :)

6 lipca 2014

Makijaż: Laguna

Hej wszystkim :)
Dziś zapraszam Was na kolejny makijaż w moim wykonaniu :) Znów jest letnio i bardzo kolorowo, w ruch poszedł turkus, granat, fiolet i... żółć. Skojarzył mi się z laguną, więc stąd też tytuł postu ;)



Miał to być post z serii krok po kroku, ale jak zobaczyłam, jak paskudnie wyszły moje stepy, to zdecydowałam się nie raczyć Was takim widokiem :) Może dlatego, że najpierw malowałam oko, potem dopiero resztę twarzy, takie nagie nie prezentowało się dobrze :P



Krótko więc opisując - na całą powiekę nałożyłam perłowy, turkusowy cień. Roztarłam go od góry żółcią, zaś zewnętrzny kącik przyciemniłam granatem. Dół przeleciałam fioletem, bielą rozjaśniłam wewnętrzny kącik i łuk brwiowy, zaś na linii wodnej wylądowała niebieska kredka :)


Aby nie zakrywać cieniowania, zrezygnowałam z mojej charakterystycznej, czarnej kreski, decydując się jedynie na przyciemnienie linii rzęs :) To fajne rozwiązanie, gdy chcemy mocniej podkreślić spojrzenie, ale niekoniecznie przy pomocy równej i prostej czarnej kreski. Taki sposób też lepiej akcentuje nasze rzęsy :)



Mimo mocnych kolorów na prawdę dobrze czułam się w tym makijażu i zrobiłam go sobie także na drugi dzień :) Do tego lekko zaakcentowane usta i gotowe! :D

1 lipca 2014

Makijaż: Fioletowa krecha

Witajcie piękne i piękni!
Straszne dawno nie pisałam, za co bardzo Was przepraszam - praca jest dla mnie niesamowicie absorbująca, a wolne chwile spędzam w inny sposób, nie koniecznie przy komputerze. Jednak trochę to też wina mojego lenistwa, bo mam dla Was już 3 notki w zapasie a nie mam jakoś sił na obrobienie zdjęć, choć zajmuje mi to teraz moment (nowy komputer, jeah :D).
Nie przedłużając, w dzisiejszej notce pokaże Wam w kilku zdjęciach mój ostatni, kolorowy i lekko graficzny makijaż, który wykonałam sobie do pracy :)



Letni czas to świetny moment na eksperymenty z kolorem, choć przyznam, że akurat ten makijaż należy do tych już odważniejszy :) Mimo wszystko dobrze mi się go nosiło i zebrał wiele komplementów :D Skorzystałam tutaj z kontrastowego połączenia - żółci i fioletu. Dodatkowo jeszcze bardziej wyostrzyłam oko, rysując dość geometryczną, ostra kreskę nachodzącą na załamanie powieki.



Najbardziej widoczny efekt zyskuje, kiedy zamykam oko lub spoglądam w dół :) Dodatkowo użyłam też turkusu do roztarcia żółci i ciepłego fioletu jako podkreślenie dolnej powieki. Tradycyjnie w wewnętrznym kąciku znalazła się biel, a dodatkowo odświeżyłam spojrzenie jasną kredką na linii wodnej :)


Zdjęcia tylko takie ze spojrzeniem w dół, bo na jedynym, które zrobiłam na wprost wyszłam kretyńsko, a drugie się rozmazało :D Ostatnio taka wywinięta kreska na załamanie powieki to mój ulubiony dodatek do ciekawego cieniowania i koloru, odważnie podkreśla spojrzenie i sama w sobie wygląda oryginalnie i ciekawie :) Dajcie znać, co myślicie, a już jutro zaproszę Was na kolejny makijaż - tym razem krok po kroku (w końcu!) :D

Miłej nocy/radosnego poranka!