22 czerwca 2014

Makijaż: Egzotyczne kocie oko

Witajcie dziewczyny :) 
Dziś zaprezentuje Wam makijaż w dość letnich, odważnych barwach, dodatkowo wyrysowany w koci kształt, co w efekcie daje dość egzotyczny efekt - na mojej słowiańskiej urodzie może będzie to mało widoczne, ale w połączeniu z letnią opalenizną będzie prezentować się na prawdę świetnie :)



Cieniowanie opiera się na klasycznym połączeniu żółci i czerwieni, zmieszanej pomarańczą. Dodatkowo zewnętrzny kącik roztarłam ciemnym, buraczanym bordo.



Jako akcent dodałam zielone, dolne rzęsy, które ciekawie kontrastują z dość ciepłą całością. Kreskę, zrobioną kredką, wyciągnęłam w koci kształt - mocno wyciągnięta, zewnętrzna kreska i wydłużony w dół wewnętrzny kącik dodatkowo podkreśliłam białym cieniem. Z racji tego, że oczy mam blisko osadzone, wewnętrzne wydłużenie poprowadziłam bardziej w dół - dzięki temu nie powstał efekt jeszcze bardziej zbliżonych oczu :)


Mocno tuszuje rzęsy... i tak na prawdę wszystko gotowe. Mocny kolor + konturowanie oka i nikt nie przeoczy naszego spojrzenia ;)



Dajcie znać, co sądzicie i czy latem ryzykujecie takie kolory na oku. Tymczasem - dobranoc, a tym, którzy będą czytać post przy porannej kawie - miłego dnia! :D

15 czerwca 2014

Pielęgnacja: Evree, home SPA, maseczka i peeling do stóp

Hej piękni i piękne!
Dziś po dłuższej przerwie zapraszam Was na recenzję ostatniego produktu marki Evree, czyli duetu do stóp - maseczki i peelingu. 


Jeżeli pamiętacie, że w kwestii pielęgnacji ciała nie jestem systematyczna, przez co nie jestem też zadowolona ze stanu mojej skóry, to nawet nie chcecie słuchać narzekania odnośnie moich stóp :D Można powiedzieć, że są moją piętą achillesową :D Ale skoro idzie lato, to stwierdziłam, że sandała czasem można by przyodziać, więc warto spróbować zrobić coś, aby trochę poprawić ich wygląd. W ruch poszedł więc duet od Evree - dwie saszetki z różnymi zawartościami - peelingiem i maseczką/kremem do stóp.



Design saszetek jest identyczny, jak cała gama produktów - mocne kontrasty żywych kolorów przyciągają wzrok. Akurat saszetkowe kosmetyki nie są moją ulubioną formą, za dużo babrania i za dużo marnowania - mało kto ma ochotę przechowywać w pół otwarte woreczki z lejącym się produktem. Duet dostępny jest w sieciowych drogeriach, w cenie 3 zł za 2x7 ml, więc cena jak najbardziej przystępna do przetestowania kosmetyków tej marki.

Zacznę od peelingu, bo to on jest pierwszym etapem naszej kompleksowej pielęgnacji ;) W opakowaniu znajdziemy go w sam raz na dwie stópki, a nawet na zaś, bo moje 41 to stopa-gigant. W kremowej bazie umieszczone są dość gęsto ścierające drobinki. Zdzierak ma barwę niebieską i dodatkowo do tego świeży, ale nie nazbyt orzeźwiający zapach. Rozprowadza się dobrze, nie jest za gęsty, ale też nie za lejący, przez co nie ma problemu ze spływającym na dno wanny produktem. W użyciu też sprawdza się przyzwoicie, choć moim zdaniem jak na produkt do zadań specjalnych, jakie są stopy, wypada średnio. Fakt, poradzi sobie z mniej wymagającym naskórkiem, ale o jakimś specjalnym zdzieraniu zrogowaciałej skóry możemy zapomnieć. Tutaj tarka czy pumeks musi iść w ruch, niezależnie, czy uraczyłyśmy się peelingiem, czy nie. Przyjemnie wygładza skórę na podbiciu czy podeszwie, ale nasze piętaszki rozpieszczone nie zostaną :D



Gdy już dałyśmy sobie radę z zeskrobaniem zbędnego naskórka, czas stopy zmiękczyć i nawilżyć. Tutaj przychodzi nam druga cześć duetu, czyli maska do stóp. Swoje wypeelingowane płetwy wysuszyłam, nałożyłam przyjemnie pachnącą maskę, zawinęłam w skarpety i położyłam się do łóżka na dłuższe leżakowanie. Samo kremiszcze konsystencję ma dość lekką, co mnie zdziwiło, bo myślałam, że będzie tu zastosowany większy kaliber pod względem 'treściwości'. Ale, szansę daje, być może działanie mnie powali na kolana (albo pójdzie w pięty). Analizując pobieżnie skład muszę przyznać, że jest całkiem ciekawy, ale mimo wszystko w parze z ciekawymi olejkami i ekstraktami, dochodzą też przeciętne składniki.
Po jakimś czasie skarpety zdjęłam, resztki wmasowałam w skórę... i muszę powiedzieć, że wrażenia po zastosowaniu maseczki jakoś specjalnie mnie nie powaliły. Ot, skóra rzeczywiście była przyjemnie nawilżona, ale jednak efekt szybko zniknął. Dość długie wchłanianie się jest też minusem przy produkcie, który ląduje na częściach ciała mocno eksploatowanych. 

Być może przy zalecanej częstotliwości używania produktu zauważyłabym spore zmiany na plus, jednak niestety jednorazowa przygoda nie ujęła mnie na tyle, abym została przy tym specjalnym duecie na stałe. Ogólnie uważam, że jednak maska-krem jest lepsza, ale nie na tyle świetna, abym z wywieszonym językiem gnała po kolejną saszetkę do Rossmanna. Tutaj lepiej sprawdzi się jakiś tradycyjny peeling do ciała, a jako krem posłuży nawet wcześniej recenzowany balsam tej samej marki. Aczkolwiek, jak ktoś chce spróbować - cena wysoka nie jest, a być może duet się sprawdzi. Nie wiem jednak, czy prędzej nie zniechęci do marki w ogóle.

Używałyście może tego peelingu i maseczki? Jakie są Wasze sprawdzone patenty na zadbane stopki? :D

1 czerwca 2014

Makijaż: Purple rain

... jak to śpiewał Prince.
W dzisiejszym poście zaprezentuje Wam makijaż, w którym główną rolę grają soczyste i mocne fiolety. Powiem Wam szczerze, że takie dobranie odcieni prezentuje się na oku na prawdę świetnie i mimo tego, że jest to makijaż o dość ryzykownej barwie, kompletnie nie powoduje optycznego zmęczenia czy wrażenia podbicia oka. Zapraszam! :)



Wybaczcie mi dzisiaj brak składni czy zdania bez sensu, ciężko mi dzisiaj zebrać myśli, jestem już trochę wypompowana po pracy :D Dzisiejszy makijaż oka został stworzony z trzech podstawowych, fioletowych cieni, a wszystkie z nich to maty od Glazel. Do tego biały kolor do rozświetlenia, czarna kreska żelowym linerem i delikatny akcent na linii wodnej zmalowany kredką My Secret.



Całość zaczęłam od nałożenia fioletowo - lawendowej bazy na całą ruchomą powiekę - tutaj numer S14 Glazel. Następnie puchatym pędzelkiem omiotłam zewnętrzny kącik i załamanie powieki mocnym, intensywnym fioletem - również od Glazel - H12. Następnie przyciemniłam sam zewnętrzny kącik oka bardzo ciemnym fioletem - Glazel H15. Dwa ciemniejsze odcienie znalazły się również na dolnej powiece. Pod łukiem brwiowym oraz w wewnętrznym kąciku wykorzystałam biały mat, Glazel S37. Makijaż wykończyłam czarną kreską, na dolnej powiece narysowałam też linerem parę punkcików podkreślających zewnętrzny kącik. Kredką nr 23 - Plum od My Secret (Satin touch kohl) podkreśliłam linię wodną, dodając lekki akcent bardziej wpadający w niebieskie odcienie. Rzęsy wytuszowałam maską My Secret Create Your Lashes... i makijaż gotowy! :)


Fioletowe odcienie bardzo fajnie podkreślają tęczówkę zieloną i niebieską, brązy będą czuć się lepiej w chłodniejszych odcieniach tej barwy. Przy tak intensywnym kolorze trzeba pamiętać o dobrym zatuszowaniu wszelkich niedoskonałości i wyrównaniu kolorytu twarzy - inaczej uzyskamy efekt odwrotny od zamierzonego :) 
Jak Wam się podoba? Ja padam do łóżka, bo zaraz zacznę jeszcze wypisywać jeszcze większe głupoty... ;)