30 marca 2014

Wyniki Lakierowego Rozdania


Witajcie piękne!
Dziś krótko i na temat - czas na wyniki lakierowego rozdania :) Na Facebooku zwycięzca został już wyłoniony, teraz czas na ukazanie światu, kto miał szczęście w edycji bloggerowej :) Ciesze się, że ten minikonkurs cieszył się powodzeniem i uwierzcie - najchętniej zorganizowałabym więcej nagród, ale w chwili obecnej leży to poza moim zasięgiem :( Dwie z Was jednak będą miały szczęście i poniżej podaję drugą laureatkę! A jest nią:

Maliniarka

Serdecznie gratuluję i czekam na adres! :D

28 marca 2014

Kolorówka: Dr. Hauschka, Translucent Face Powder (loose)

Witajcie piękni :)
Powiem Wam, że ostatnio brak mi sił na jakiekolwiek działanie - nowa praca daje popalić i wracając do domu po prostu padam na twarz, chociaż wydawałoby się, że nie muszę wkładać w to co robię aż tyle energii :D Mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaję do nowych obowiązków, bo nie wyobrażam sobie takiej ciągłej egzystencji na poziomie średnio rozgarniętego zombie. 

Dziś mam dwa Was recenzję produktu, który towarzyszy mi już dłuższy czas. To puder transparentny dr. Huaschka, który został mi sprawiony przez chłopaka. Szukałam czegoś naturalnego, matującego, lekkiego, dającego naturalny efekt, jednocześnie nie tak wyczuwalnego jak choćby tradycyjna skrobia ziemniaczana. Po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji trafiło na ten produkt - o tym, czy moje oczekiwania zostały spełnione przeczytacie niżej :)



Na początku o samym opakowaniu - jak widać mamy do czynienia z czarnym, błyszczącym plastikiem, w którym zamknięty jest drogocenny pyłek (cena jest spora, bo aż ok. 80 zł za 12 g). Muszę powiedzieć, że samo opakowanie jest na prawdę dobrej jakości. Po takim czasie używania (parę miesięcy) zazwyczaj moje kosmetyki są już wizualnymi koszmarkami, tutaj natomiast nawet napis nie uległ lekkiemu przetarciu. Naklejka z informacjami trzyma się spodu, a jedyne widoczne ubytki to lekko porysowany wierzch. Nic dziwnego, w końcu walam ten puder na prawo i lewo, po szufladach, kufrach u torebkach.



Po otwarciu ukazuje nam się puszek, który stanowi zabezpieczenie dla wysypującego się przez sitko pudru. Puszek - ot zwykły gadżet, nie lepszy niż te dołączane do proszków za 10 zł. Sitko to też nic innowacyjnego, dla mnie rozwiązanie wygodne - jeżeli puszek jest na swoim miejscu, to nic się nie wysypuje. 


Polecam za to spojrzeć na skład - czekają na nas tam same dobrodziejstwa. Mączka z tapioki, puder jedwabny, mika, krzemionka i wiele ekstraktów, aż chce się nakładać ten koktajl na twarz, bo w porównaniu z tradycyjną kolorówką można by pomyśleć, że mamy do czynienia z czymś niesamowicie zdrowym. Dzięki temu miałam pewność, że puder mojej cerze nie zaszkodzi.


Przechodząc już do konkretów, to sam proszek jest miałki i jedwabisty, lubi polatać sobie w powietrzu, polecam więc nakładać go ostrożnie i nie szaleć. Ładnie pokrywa buźkę jedwabistą otoczką, bardzo podoba mi się jak wygląda po oczami - lekko wklepany nie podkreśla zmarszczek i nie niweluje efektu rozświetlenia korektora. Wiele innych pudrów pod oczami prezentuje się wręcz tragicznie, tutaj nie ma tego problemu, za co go polubiłam. Na pewno pudernicy z siebie nie zrobimy, a transparentny kolor nada się dla każdej z nas. Całości dodaje uroku zapach, właśnie mączki tapiokowej, lekko słodkawy i specyficzny, ale nie pudrowy!


Można by powiedzieć - cud na cudami, puder idealny! Niestety, tutaj te cuda się kończą, a wychodzi smutna prawda. Jakie zadanie ma puder, każda z nas wie - ma wykańczać makijaż i matowić cerę. No i o ile przez pierwszą godzinę, dwie Hauschka się z zadania wywiązuję, dalej jest coraz gorzej. Niestety - puder ten nie radzi sobie z moją cerą. Tłuszcze się po przypudrowaniu niesamowicie już po około 2-3 godzinach. Nakładam go na minerały, które same w sobie są przecież sypkie, a sebum atakuje mimo tego. Podkład zagruntowany tym pudrem trzyma się też dość słabo - mam porównanie chociażby z tanim pudrem matującym MySecret - on potrafi przedłużyć trwałość Annabelle Minerals, zaś Hauschka po prostu sobie nie radzi. Nie dość, że świece się jak latarnia, to jeszcze za chwilę złazi mi z twarzy beżowy smalec. Ubolewam nad tym strasznie, bo miało być tak pięknie!

Plusy: Skład, wydajność, zapach, efekt, konsystencja
Minusy: Cena, działanie
Moja ocena: 2,5/5

Podsumowując, mimo tylu ochów i achów przejechałam się na tym produkcie. Lubię go za wykończenie, piękny skład, zapach, aplikację. Jednocześnie nie mogę dać mu dobrej noty, bo ze swojego zadania się nie wywiązuję - mat znika po chwili, razem z podkładem. I nie jest to wina mojej kapryśnej cery, bo inne pudry sobie z nią radzą. Co mogę powiedzieć - zostawiam go sobie na poprawki, w tej roli się sprawdza. Myślałam, że trafiłam na puder idealny, ale szukam dalej!

Przypominam o rozdaniu! Tylko do 23:59 czekam na Wasze zgłoszenia, a już po weekendzie paczki powędrują do dwóch zwycięzców :)


24 marca 2014

Makijaż: Żółć po raz kolejny :)

Hej piękni! :)
Dziś mam dla Was szybki post z makijażem, który wykonałam jakiś czas temu na co dzień. Jest to propozycja słoneczna, z wyrazistymi kolorami, ale oprószona też ciemniejszymi cieniami - fioletem i khaki. Zapraszam :)



Do wykonania użyłam tutaj czterech cieni - żółci, khaki, oberżyny i czerni.



Żółć nałożyłam na bazę z białej kredki (NYX Milk), zaś sam cytrynowy cień to produkt od Marizy. Odcień khaki powędrował w zewnętrzny kącik, zaś oberżyna - na dolną powiekę. Obydwa to nowe wypiekańce z KOBO, które pokazywałam jakiś czas temu. Czerń, która wyszła dość lekko, pochodzi z palety Sleek Au Naturel.



I tyle! Niestety nie podam pozostałych kosmetyków, których użyłam w tym makijażu, bo ich nie pamiętam, a kłamać nie chcę ;) Pozostawiam Was z tą propozycją, którą poleca wypróbować - żółci nie należy się bać, świetnie orzeźwia spojrzenie - a sama idę szykować się na kolejny, pracowity dzień. Do zobaczenia!

23 marca 2014

Paznokcie: Wiosenne nowości od KOBO, Sensique i My Secret + rozdanie!

Witajcie piękne i piękni!
Przepraszam za moją nieobecność na blogu. Spowodowana została załatwianiem paru spraw i korzystaniem z ostatnich dni wolności, jakie mi zostały :D Już od jutra rozpoczynam ciężką pracę i chciałam trochę pocieszyć się bliskimi mi osobami ;)

Dziś zaproszę Was na prezentację nowości lakierowych od KOBO, Sensique i My Secret. Marka jakiś czas temu powiadomiła o tych produktach, ja zaś miałam szczęście dostać je w zeszłym tygodniu w swoje łapki :) Póki co wszystkich nie wypróbowałam, moje dłonie też w obecnym stanie idealne do prezentacji nie są. Jednak chciałam się z Wami podzielić ich wyglądem na żywo, postanowiłam więc nałożyć je na szablony, co umożliwia trochę lepsze się przyjrzenie ;) Zapraszam! :)


Ogólnie paczką przyszło do mnie 18 sztuk - 8 Sensique, 6 kolorów od KOBO i 4 My Secret. Część z nich jest podobna do siebie, ale mimo tego, że to kolekcje wiosenno - letnie, to każda marka inaczej podeszła do tematu. Na początku zacznę od Sensique:





Zielenie, róże i błękity, wszystkie mają odcienie pastelowe i stonowane, nic nadmiernie żywego tutaj nie spotkamy :) Wszystkie, prócz ciemniejszej zieleni, posiadają shimmer - szkoda, bo według mnie niszczy to urok niektórych odcieni. Na szczęście nie są mocno widoczne już na płytce. Krycie różne, od mocnego do bardzo słabego.


Od lewej: 184 Mint Mist, czyli piękny, miętowo - pistacjowy kolor. Zawiera złoty shimmer, na szczeście po pomalowaniu mało widoczny. Dobrze kryje.
186  Lying on the Grass jest taką jasną, trawiastą zielenią, jako jedyny z całej paczki nie ma w sobie drobinek.


185 Look at the Sky to jasnoniebieski lakier, z lekko zielonkawą nutą, zapewne przez brokat w odcieniu srebrnym. Wygląda przez to jak perła i w moje gusta nie trafił.
183 Touch of the Sun to bardzo transparentna żółć, znów ze srebrnym shimmerem.


181 Flowery Meadow to taki brzoskwiniowo - łososiowy róż, jasny i przyjemny, z dodatkiem różowawego brokatu. 180 Wild Strawberry Dreams to taki jego ciemniejszy brat, bardziej malinowy, ze złotymi drobinkami.


W grupie lakierów mamy też pastelowy brąz, numer 182 Sunshine in the trees. Posiada mocno złoty shimmer, na szczęście bez szału na płytce. Lawenda to 179 Violet Lea, z różowym shimmerem, na płytce jest on niewidoczny.
Jest to edycja limitowana! 5,99 w Naturach :)

Kolej na odcienie KOBO, czyli cała szóstka wchodząca w limitowaną edycję.



Jak widzicie, królują tutaj odcienie różu, przełamane dwoma błękitami. Trochę odcieni pastelowych, ale żywszych niż u Sensique, są tu też dwa odcienie mocno przykuwające wzrok ;) Pędzelek podobno płaski, rzeczywiście odrobinę przygnieciony, ale na pewno nie ma co go porównywać do mocnych płaszczek chociażby u Golden Rose :D Zaczynamy prezentację kolorów:


Na początek dwa odcienie niebieskiego. Od lewej - 42, opatrzony nazwą Forget-me-not. Bardzo ładny, klasyczny błękit. Bardziej jednak do gustu przypadła mi druga niebieska propozycja, czyli 41 Lilac. To bardzo rozbielony, chabrowy kolor. Gdyby nie to, że mam podobny odcień w kolekcji, porwałabym i nie wypuściła :D Obydwa mają kremowe wykończenie.


Lecimy w róż :D 39 Cherry Flower to jasny kolor w typie barbie. Jeżeli szukacie klasycznego różu, to coś dla Was. Ciekawy jest odcień sąsiedni - 40 Orchid. Na zdjęciu po prawej wyszedł identycznie, ale na zdjęciu po lewej widać jego koniuszek po lewej stronie i tam można zauważyć różnicę. Jest kolorem ciemniejszym od 39 i wpadającym delikatnie w taki ciepły fiolet. Tu również same kremówki.


Dwa ostatnie, intensywne odcienie - i obydwa to róże :D 37 Anemone to mocny, nasycony ciemny róż, zaś ten obok, czyli 38 Daylily to istny neonik - taki mocny, kiczowaty, żelkowy neon, w sam raz na ciepłe, letnie imprezy :D Takiego koloru dawno szukałam i od razu przygarnęłam ;) 37 to krem, 38 ma żelkowe wykończenie.
To również edycja limitowana! 9,99 zł w Naturach.

Czas przejść do ostatnich wiosennych propozycji, czyli czwóreczki lakierów od My Secret :) Kolekcja moim zdaniem najskromniejsza, ale też najmniej wydziwiona - powrót do tradycyjnych, podstawowych i soczystych barw. Zobaczcie same.




Niebieski, żółty, czerwony i zielony w intensywnych odcieniach, bez grama dodatków w postaci brokatu. Kremowe, wszystkie cztery:


179 Yellow, jak sama nazwa wskazuje, to intensywna, słoneczna żółć. Bardziej chłodna, niż ciepła, ale kremowa i dobrze kryjąca. 181 Red to kolor czerwony, w odcieniu papryki :)


180 Green to intensywny, trawiasty odcień, ciemniejszy i chłodniejszy od wyżej pokazanego Sensique 186 ;) Zaś 182 Navy to piękny, na prawdę piękny i intensywny odcień koloru niebieskiego, po prostu chabrowy :) 
To również edycja limitowana, do zakupienia w Naturach w cenie 7,99.

Tak zaś prezentuje się całe moje pomalowane lakierami kółeczko :D


Od mojego palca, według wskazówek zegara - kolekcja KOBO, Sensique i My Secret, w kolejności od tyłu niż pokazane tu zdjęcia ;)

A teraz mam coś dla Was! Jako, że mi lakiery wysypują się z pudla i nie nadążam ich zużywać, postanowiłam wybrać sobie tylko kilka sztuk, a resztę przekazać Wam :) Lakiery te tylko posłużyły mi do zrobienia zdjęć i pokazania na próbniku, więc raz otwarte były - żeby nie było niedomówień.
12 sztuk podzieliłam na dwa zestawy, aby nagrodzić dwie osoby, nie tylko jedną :)


I tu uwaga! Jeden zestaw jest do wygrania na blogu, drugi na facebooku:


Aby wygrać ten zestaw, należy:
Być publicznym obserwatorem bloga Pawie Piórka:
Zostawić komentarz z odpowiedzią na pytanie: Jaki kolor lakieru najczęściej towarzyszy Wam wiosną?

Wśród wszystkich, którzy spełnią te warunki, wybiorę osobę, do której poleci powyższy zestaw lakierów :) Na zgłoszenia czekam do piątku, tj. 28 III 2014. W weekend podam zwycięzcę.

A jeżeli macie chrapkę na drugi zestaw i chcecie podwoić swoje szanse na wygraną...


... To zapraszam na rozdanie na Facebooku, wszystkie zasady w linku: KLIK!!!

Dajcie znać, które z tych lakierów najbardziej przypadły Wam do gustu i oczywiście zapraszam do wzięcia udziału w rozdaniach! :D

16 marca 2014

Jedna twarz, tysiąc możliwości - taaz.com

Hej piękni!

Dziś przychodzę do Was z małą ciekawostką, na którą natknęłam się w internecie, kiedy buszowałam i wertowałam strony o analizie kolorystycznej. Wszystko nagle poszło na bok, a ja zaczęłam marnować czas przy tym wynalazku - mowa o taaz.com, czyli metamorfozie on-line ;)



No dobra, ale o co chodzi? Nie wiem, czy kojarzycie, kiedyś bardzo popularne były wszelkie programiki, które umożliwiały nałożenie na zdjęcie wycięte modele fryzur czy bardzo proste zmiany koloru cieni, ust. Ja kojarzę takie cuda na kiju jeszcze z gimnazjum, ale wiadomo, że wtedy jakość takich oprogramowań była średnia... Zawsze wydawało mi się to głupie i kiczowate, więc temat zapomniany, zresztą - po co to komu? :D

Dzisiaj jednak wątek odkopał się sam, kiedy trafiłam przez Wizaż na taaz.com... Stwierdziłam, że co tam - a może sobie poeksperymentuję chociaż z kolorem włosów ;) Wgrałam więc swoje foto (ważne, żeby było na wprost) i po chwili wsiąknęłam na dobre!



Zaczęłam kombinować, zaczynając od różu czy koloru ust, przez cienie i linery, na samych włosach kończąc. Kombinacji jest multum, a same dodatki całkiem dobrze dopasowują się do twarzy, więc nie jest tak źle, a sam efekt nie wieje sztucznością - no, może po za włosami :D Zabawa śmieszna, można sprawdzić, czy wymarzone uczesanie czy kolor włosów w ogóle pasują do naszej twarzy :D Nie mówiąc już o kosmetykach! Podana jest nawet marka i dokładny kolor poszczególnego produktu, który nakładamy wirtualnie na twarz :P
A to moje wirtualne alter-ega? Alter-egos? :D



No co mogę tylko powiedzieć, ja zostaję przy moim obecnym wizerunku i nie zamierzam go zmieniać, ale pobawić się można! :D 

14 marca 2014

Makijaż: Wiosenny codzienny, krok po kroku

Witajcie piękne i piękni! :)
Dziś mam dla Was propozycje ultra szybkiego i łatwego do zmalowania makijażu codziennego :) A raczej pokażę Wam mój ostatnio nadużywany makijaż, kiedy nie chce mi się malować mocniej albo mam kaprys na wyglądanie subtelnie :)



Jak widzicie makijaż utrzymany jest w jasnych, połyskliwych barwach, zaś jedynym mocniejszym fragmentem jest brązowa kreska, która ma za zadanie jedynie lekko podkreślić spojrzenie i zagęścić linię rzęs. Zapraszam na tutorial :)


Na powiekę nałożyłam bazę pod cienie DAX, wcześniej paletką do brwi Catrice podkreśliłam włoski na łuku brwiowym. Pierwszym krokiem w makijażu kolorowym jest nałożenie jasnego, połyskliwego cienia na całej powiece - ja wybrałam odcień Copper marki KOBO z kolekcji Luminous Baked Colour :) Pokazywałam go już TU, to mój ulubiony odcień, na oku nałożony na sucho.


Następnie bardzo jasnym beżowym cieniem rozjaśniłam wewnętrzny kącik oraz łuk brwiowy (Glazel S46). Ostatnim krokiem jest wyrysowanie brązowej kreski - w tym celu posłużyłam się kredką Golden Rose Eyeliner numer 306. Odrobinę roztarłam też na dolnej powiece.


Bum! Tuszuję rzęsy maskarą My Secret 3in1 i gotowe! Makijaż bardzo ładny i ekspresowy w wykonaniu, jako że ostatnio ciężko mi się wstaje z łóżka, to cenie sobie takie szybkie rozwiązania :)


Odcień Copper pięknie mieni się na powiece i idealnie współgra z moją tęczówką, myślę, że posiadaczki błękitnych oczu również będą z niego zadowolone!
Oczywiście zdjęcie całej twarzy, na którym niestety wyszłam średnio korzystnie, jakaś taka napuchnięta, a że czas mnie gonił, nie zdążyłam lepiej się 'ułożyć' w obiektywie :D


Pozostałe kosmetyki użyte w makijażu:
Cera:
Podkład Annabelle Minerals Golden Fairest kryjący, korektor AM Medium, róż AM Romantic
Usta:
Pierre Rene Color Balm no 11 Tangerine

Jak Wam się podoba? Wy również macie ochotę na lżejszy makijaż w te słoneczne dni? :)

10 marca 2014

Makijaż: Zieleń z czerwonym akcentem

Witajcie wszyscy :)
I znów przepraszam za weekendowy zastój :D To chyba niestety stanie się swego rodzaju tradycją, bo w sobotę i niedzielę niestety wywiewa mnie z domu albo poświęcam czas na moje inne zainteresowania. Ale, koniec gadania i przechodzę do tematu postu :) Ostatnio chodziło mi po głowie wykorzystanie pięknej zieleni KOBO Forest Green w połączeniu z czerwonym kolorem. Co zaplanowałam, to zrobiłam i o to co z tego połączenia wyszło :)



Sporo zieleni w różnych odcieniach i jedna, samotna, czerwona jaskółka :D Miałam pomysł wyłącznie na górę, reszta poszła po spontanie, ale ogólnie efekt podoba mi się - jeżeli lubicie takie kolory, również będziecie zachwycone (zachwyceni?:D). Kosmetyki użyte do makijażu oka to całkowity misz masz, malowałam tym, co mi pod rękę wpadło i nie trzymałam się zasady jednej marki, jak to ostatnio mi się przytrafiało - i tak powinno być, grunt to dobra synchronizacja kufra :D
Zapraszam na krok po kroku!


Aby nie łamać tradycji, na powiekę nanoszę bazę Lumene. Brwi podkreśliłam tym razem kredką Golden Rose do brwi numer 102 + cień Glazel H19. Następnie na wewnętrzną połowę ruchomej powieki aplikuje taki jasno zielony, pistacjowy cień (na zdjęciu jak limonka...) - MIYO 28 Toxic. W samym wewnętrznym kąciku nałożyłam wcześniej użyty cień zmieszany z odrobiną żółci, również MIYO - 27 Sunrise.


Czas na piękną, ciemną zieleń, którą aplikuję w zewnętrznym kąciku. Jak zapowiadałam, to KOBO Green Forest, przepiękny kolor i tak pasuje mi do tęczówki! :D Cienie na ruchomej powiece rozcieram od góry kolorem jasnoburaczanym (nie wiem, jak go określić) - to najjaśniejszy pasek z trójeczki Inglot Rainbow 124R.


Za pomocą MIYO 01 White podkreślam łuk brwiowy, zaś jasnym, ale bardziej cielistym cieniem MIYO 04 Vanilla rozcieram jeszcze bardziej buraka od Inglota i poprawiam zewnętrzny kącik. Czerwoną kreskę wykonuje banalnie prosto - skośny, syntetyczny pędzelek moczę w wodzie i pocieram nim o powierzchnię czerwonego cienia (MIYO 13 Chilli). Cienie MIYO bardzo fajnie łączą się z wodą i już za chwilę mam płyn na tyle napigmentowany, że bez problemu rysuję taką o to kreskę, jak na zdjęciu :) Staram się, żeby tworzyła wyraźną jaskółkę, ale nie maluje jej do końca wewnętrznego kącika, ponieważ i tak zostanie zasłonięta czarnym kolorem.


I znów tym samym sposobem nabieram teraz cień w kolorze czerni (MIYO 21 Zero) i maluję czarną kreskę - już od samego początku, do końca. Staram się, żeby przykryć czerwoną kreskę tak, aby było widać ją jedynie od połowy oka i tworzyła drugą linię nad czarną jaskółką :) Na dolnej powiece zdecydowałam się nałożyć piękny morsko - turkusowy kolor od Paese - seria Kaszmir Neo numer 687.


W przestrzeni między samym wewnętrznym koniuszkiem oka, a turkusem nakładam rozświetlającą biel - MIYO 02 Sugar. Pozostało mi jedynie wytuszowanie rzęs (MIYO Big Fat Lashes + My Secret 3in1), zaś linie wodną potraktowałam czarnym Kajalem od Pierre Rene. Tadam! :D



Makijaż jest już gotowy :) Z jednej strony świeży i limonkowy, z drugiej strony czerwień nadaje mi charakteru... Ciężko było mi go nazwać, więc wybrałam tytuł opisowy :) 


Dla jeszcze mocniejszego kontrastu na twarzy, zdecydowałam się nałożyć czerwoną pomadkę - ile można szukać jakiś odcieni nude! :D Pewnie lepiej bym wyglądała, gdyby moja fryzura się nie wygniotła podczas drzemki, ale co tam ;) Pozostałe kosmetyki, których użyłam:

Cera:
Podkład Annabelle Minerals kryjący, Golden Fairest; Catrice Camouflage Cream nr 010 Ivory; puder sypki dr. Hauschka; bronzer MIYO Sun Kissed; Paese Mgła Rozświetlająca Wiosenny Poranek.

Usta:
Paese nr 47

Dajcie znać, jak Wam podoba się ta propozycja. Chyba to słońce tak działa, że mam ochotę malować się kolorowo - ale z drugiej strony zastanawiam się, czy ja w ogóle zwracałam kiedykolwiek uwagę na pory roku w makijażu? :D