31 października 2013

Makijaż: Codzienna Drama - krok po kroku

Hej dziewczyny :)

Dzisiaj mam dla Was propozycję makijażu mocnego, ale nadającego się na co dzień :) To kolejny tydzień z projektem Domi - Kobieta Kameleon, tym razem tematem przewodnim był styl dramatyczny. Nie mogłam sobie jednak pozwolić na kompletną dramę, bo ostatnio w każdym makijażu, który pokazuję, muszę ostatecznie wyjść, bo cierpię na chroniczny brak czasu. Postanowiłam więc wykombinować coś mocniejszego, ale co ostatecznie można zmalować na co dzień, do ludzi ;) Zapraszam na moją codzienną dramę ;)


Przygotowałam dla Was oczywiście zdjęcia step - by - step, niestety w starej formie, bez pokazania kosmetyków, których używałam. Mam jednak nadzieję, że się spodoba :)


Więc! Zaczynam oczywiście od przygotowania oka poprzez nałożenie bazy pod cienie. Następnie całą ruchomą powiekę pokrywam matowym brązem o średnim odcieniu - nie za ciemnym, ale też nie jasnym. Górną krawędź rozcieram i lekko konturuję cieniem o ton ciemniejszym. Najciemniejszym brązem pokrywam dolną powiekę. Jasnym, beżowym cieniem rozjaśniam wewnętrzny kącik oraz łuk brwiowy, lekko konturując optycznie oko. Rysuję kreskę czarnym eyelinerem, jednak nie jest to koniec :) Następnie najciemniejszym brązem zaznaczam zewnętrzny kącik, a następnie nakładam na to dodatkowo czerń, którą konturuję zewnętrzny kąt oka i pokrywam cały eyeliner. Przy nosie oraz pod łukiem brwiowym nakładam biel, następnie tuszuje rzęsy, zaznaczam brwi... i mój codzienny, lekko dramatyczny makijaż gotowy :)



Kosmetyki, których użyłam to: baza pod cienie Dax, średni brąz, ciemniejszy oraz najciemniejszy brąz - Inglot 112R, czarny eyeliner - Cake Liner od Kryolan, czarny cień - paleta 180 Allegro, jasny, beżowy cień - Glazel S46, biały cień - matowy My Secret, maskara - Lovely Pump Up, cień do brwi - Sleek Au Naturel Bark, podkład - Annabelle kryjący Golden Fairest, usta - kredka Golden Rose 231.


Dla uzupełnienia looku - czerwone usta, choć nie do końca jestem pewna, czy pasują :D Dla mnie to mocniejsza wersja makijażu codziennego, wyrazista i dla kobiet odważnych. A Wy zdecydowałybyście się na taki makijaż na co dzień? :)

30 października 2013

Makijaż: W kolorach Halloween, krok po kroku

Witam Was dziewczyny :)

Dzisiaj, po krótkiej przerwie, zapraszam Was na kolejny makijaż związany z Halloween. Nie każdy uznaje tą okazję do świętowania, ale zabawić się kolorem zawsze można - może moja propozycja zainspiruje którąś z Was :)

Pierwotnie miałam odwzorować mój look Wampirzycy, który wymyśliłam sobie na tematyczną imprezę, a nie zdążyłam kompletnie jej udokumentować. Stwierdziłam jednak, że inspiracji w tym stylu jest w internecie i na blogach mnóstwo, więc postanowiłam znów stworzyć coś innego ;)


Tym razem zapraszam Was na mocny i wyrazisty makijaż zainspirowany kolorami charakterystycznymi dla Halloween. Jest to mocny fiolet, zieleń i pomarańcz, okraszone mroczną czernią... Zapraszam na tutorial krok po kroku :)



Zaczynam oczywiście od przygotowania oka pod makijaż. Z racji tego, że kolory są ciemne i nasycone, to właśnie oczy maluje pierwsze, a potem dopiero resztę twarzy. Używam bazy DAX Cashmere na całą powiekę.


Następnie ruchomą część powieki pokrywam czarną kredką. Nakładam ją i rozcieram własnym palcem - tak jest dla mnie najlepiej ;) Tutaj czarna kredka Glazel.


Czas na ciemny, intensywny i matowy fiolet. Posiadam taki w palecie 180 z Allegro. Ten cień ma twardą konsystencję i tworzy okropne prześwity, gdy próbuję nałożyć go pędzlem. Dlatego wykorzystuje znów swój opuszek - uzyskuje jednolity i nasycony kolor. To właśnie mój sposób na ciężko pracujące cienie - nakładam je palcem, polecam Wam spróbować tą metodę :) Cień nakładam na ruchomą powiekę górną i na środek dolnej.


Kolejnym krokiem jest zaznaczenie matową czernią zewnętrznego kącika oka i nadanie kształtu kompozycji...


...a następnie roztarcie lekko granicy czerni za pomocą czystego pędzelka. Czerń - paleta 180 Allegro.


Zewnętrzny kącik dolnej powieki pokrywam błyszczącym, grafitowym pigmentem. Tutaj Glazel. 


Białym cieniem My Secret rozjaśniam łuk brwiowy oraz ostatecznie blenduje granicę czarnego cienia.


Czas na trochę błysku. Za pomocą palca nakładam sypki pigment ZOEVA na powierzchnię fioletowego cienia. Dzięki temu uzyskuje ładny połysk i trójwymiarowość :)


Wewnętrzny kącik oka pokrywam białą, roztartą kredką - tutaj NYX Milk. Posłuży mi to za bazę pod żywy kolor.


Tym kolorem jest za to pomarańcz, pochodząca z palety Sleek Paraguaya.


Czas na kreskę. Za pomocą płynu Duraline zmieszanego z zielonym, neonowym cieniem, tworzę jasną kreskę na całej długości powieki. 


Aby utrwalić cień i nadać mu większej intensywności, wklepuje go dodatkowo na sucho za pomocą  małego pędzelka.


Identycznie robię z cieniem pomarańczowym, tworząc mały akcent pod zieloną kreską.


Tuszuje swoje rzęsy, a dodatkowo naklejam sztuczne, żeby podkreślić spojrzenie bez użycia czarnego eyelinera. Rzęsy pochodzą z KKcenterHK - ES-A516


Jedyne co teraz mi pozostało, to nałożenie podkładu, korektora, podkreślenie policzków i ust. Oraz oczywiście wzmocnienie brwi - zrobiłam to cieniem z paletki Sleek Paraguaya.

Gotowe!



Idealna propozycja na Halloween dla osób, które nie mają chęci się przebierać, ale jednak chcą postawić na jakiś akcent w ten dzień ;)


Niestety nie mam wiele zdjęć całej twarzy, bo nie współpracowała dzisiaj ze mną :D Idealne do całej stylizacji byłyby jakieś żółte, kocie soczewki ;)
Pozostałe kosmetyki to: podkład - Annabelle Natural Fair + korektor Light; róż - cień Golden Rose Silky Touch w fioletowym odcieniu; usta - kredka Golden Rose Lip Liner.

Dajcie znać, jak Wam się podoba :)
Wybieracie się gdzieś na jakieś Halloween Party? :D

24 października 2013

Pielęgnacja: Codzienna rutyna - twarz

Witam Was dziewczyny :)

Dzisiaj chciałam Wam przedstawić post pielęgnacyjny. Zazwyczaj skupiam się na kosmetykach kolorowych i makijażach, ale może część z Was zainteresuje się tematem. Chciałam też uporządkować trochę moją pielęgnacje, zostawiać takie kamienie milowe w postaci notek. Nie zawsze pamiętam, jak moja cera reagowała podczas stosowania różnych kosmetyków, dlatego taki post jest również przypomnieniem dla mnie :)


Krótko o mojej cerze.
Długi czas myślałam, że twarz moja należy do tych sucharów. I może przez jakiś czas tak było, ale ostatnio wiele się zmieniło i reaguje ona inaczej, niż kiedyś. Dzięki Hexx, która zalinkowała blog Ziemoliny, dowiedziałam się w jej genialnym poście (i po prostym teście :D), że moja skóra, przynajmniej w stanie obecnym, jest po prostu mieszana. I to typowo - strefa T tłusta, zaś policzki suche. Dodatkowo dochodzi u mnie problem cery naczynkowej, wrażliwej i cienkiej - taki mój nos przykładowo to chrząstka obciągnięta pergaminową skórą, która tłuszczy się i przesusza, nic na nim nie wytrzymuje dłużej niż 2 godziny - jednym słowem masakra :D
Przez ostatnie parę miesięcy moja cera przechodziła zmianę pielęgnacji. Niestety nie wyszło jej to na dobre. Pojawiła się permanentna kasza, zaskórniki, zaczęła się przetłuszczać i wysuszać jednocześnie. Nigdy nie była w tak tragicznym stanie i dostałam z tego powodu lekkiego załamania, zastanawiając się nad przyczyną. Dopiero parę dni temu postanowiłam pójść po rozum do głowy i powrócić do sprawdzonego trybu pielęgnacyjnego. Już widzę, że jest troszkę lepiej. Zobaczymy jeszcze, co powie dermatolog na tą moją facjatę ;)


Ogólnie moją starą-nową pielęgnację można podzielić na dwa główne etapy - dzień i noc. Zacznę od nocy, ponieważ to tam dzieje się najwięcej.

Przed snem.
Pierwszy punkt - demakijaż. Demakijaż jest bardzo ważny, po użyciu wielu warstw kolorówki należy się jej pozbyć, by cera mogła odetchnąć i przyjąć składniki odżywcze z kremu. Szczególnie jest to ważne, gdy stosujemy ciężkie podkłady, bazy z sylikonem, fixery. Ale nawet, gdy naszą twarz traktujemy woalem naturalnego pudru, należy się go na noc po prostu pozbyć.
Do demakijażu używam dwóch produktów, przynajmniej obecnie, choć tylko jeden też by się sprawdził ;) Mleczko, micel czy płyn dwufazowy stosuję do demakijażu oczu, które zdarza mi się malować mocno. Następnie całą twarz traktuję olejem - nic tak dobrze jak olej nie usunie wszelkich zabrudzeń. Przytrzymuję go chwilę, a następnie ściągam wacikiem, wraz z całym pozostałym podkładem/korektorem/pudrem itp.


Punkt drugi - mycie. Samo zastosowanie wszelkich mleczek nie wystarczy, żeby cieszyć się twarzą oczyszczoną. Dla mnie zastosowanie wody plus jakiegoś myjadła to mus, jeżeli chce czuć, że moja twarz jest czysta. No po prostu nie wyobrażam sobie tego inaczej i koniec - nikt mi nie wmówi, że zmycie makijażu micelem, mleczkiem i tonikiem zastąpi porządne mycie ;) Długi czas stosowałam OCM, ale ostatecznie było to bardzo niewygodne. Potem spróbowałam olejków myjących - na początku super, potem jednak stan cery się pogorszył (jak wspomniałam wcześniej. Musze też zaktualizować recenzję olejku z Rossa). Powróciłam więc do tradycyjnych środków myjących. Obecnie korzystam z delikatnego żelu do mycia z Ziaji, przeznaczonego dla dzieci. Skład ma bardzo przyjazny, używam go głównie do mycia włosów (świetny!), ale do twarzy sprawdza się również idealnie :) Jestem też ciekawa Facelle w piance ;)


Punkt trzeci - peeling. Nie jest to etap, który wykonuje codziennie, jednak uważam, że to ważny element rytuału. Z peelingu korzystam dwa - trzy razy w tygodniu w zależności od potrzeb. Obecnie mam dwa. Ziaja, peeling enzymatyczny jest bardzo delikatnym produktem, który mogę użyć nawet tuż przed makijażem. Ściąga martwy naskórek subtelnie, bez podrażnień, pozostawiając jednocześnie cerę gładką.
Peeling Apis to moje niedawne odkrycie, które będzie zasługiwało na osobną notkę. Przeznaczony jest on do ciała, jednak raz na tydzień funduje sobie nim porządne zdzieranie - trze mocno, dokładnie, ma multum drobinek i piękny skład, jednak nie robi cerze krzywdy. Po nim ciesze się mega gładką i miękką skórą.


Punkt czwarty - kwas. To punkt opcjonalny i nie dla każdego. Zdecydowałam się na terapię kwasem z powodu tych trwałych zmian w strukturze mojej skóry. Pojawiły mi się zaskórniki w miejscach, gdzie wcześniej nigdy nie występowały, w dodatku mam wiele głęboko zatkanych porów, w postaci podskórnych gulek/kaszek. Wydaje mi się, że tylko kwas da sobie z nim rade, jeżeli chodzi o kosmetyki na własną rękę. Usuwa też wszystkie przebarwienia, reguluję produkcję sebum... Postanowiłam spróbować. Krem z kwasem u mnie się nie sprawdził, postawiłam więc na samorobiony tonik. Używam więc obecnie kwasu mlekowego 10% o ph 4-5. Na razie jestem po dwóch próbach i muszę przyzwyczaić do niego moją cerę - po jednym dniu nic się nie stało, jednak po dwóch dniach pod rząd stosowania wyskoczyła mi kaszka 'alergiczna'. Obecnie już schodzi, jednak teraz wiem, że mogę ten tonik na razie stosować co 2-3 dni. W przyszłym tygodniu kolejna próba.


Punkt piąty - krem. Dobry, sprawdzony krem na noc to bardzo wiele. Ciężko mi znaleźć coś, co dobrze nawilża, odżywia, a jednocześnie nie powoduje powiększenia się porów czy dodatkowych niespodzianek - ech, kiedyś nie miałam tego problemu :P Obecnie testuje krem Sylveco z betuliną i jestem zadowolona. Chyba zostanę przy nim na stałe :)


Punkt szósty - brwi i rzęsy. Noc to idealna pora na zadbanie o nasze owłosienie na facjacie :D Oczywiście to, którym chcemy się chwalić ;) Ostatnio więc nakładam na nie niepozorną odżywkę, o której przeczytałam u Aliny - tanią i dość naturalną. Pomadka Alterra sprawdza się świetnie w roli odżywiania tych stref. Rzęsy i brwi się zagęściły, są ciemniejsze i mocniejsze - nie pamiętam, kiedy ostatni raz wypadła mi rzęsa! 


Jezu, ale tego dużo :D Ktoś by pomyślał, że spędzam w łazience wieki - ale to nie prawda ;)
Kolejnym etapem jest pielęgnacja na dzień - uboższa, ale też ważna. 

Co robię po przebudzeniu?
Po pierwsze - oczyszczenie twarzy. Rano oczyszczam twarz bardzo delikatnie, ponieważ już wiem, że mocne mycie przed makijażem jej nie sprzyja, sama nie wiem czemu. Może to kwestia naruszenia warstwy lipidowej cery? Stosuję więc tylko płyn micelarny, aby pozbyć się wszelkich zanieczyszczeń zebranych w nocy. Zazwyczaj wacik jest czysty nawet po przetarciu. Teraz stosuje micel z Biedry, ale nie wiem, czy nie wrócę do Dermedic.


Po drugie - ukojenie oczu. Niektóre z Was maja problemy z opuchniętymi po nocy oczami. Ja mam tak tylko czasem (jak płaczę w poduszkę :D), ale moje oczy często są zmęczone, z cieniami. Nie ma na to nic lepszego niż zimny krem-żel z lodówki. Obecnie Alverde. 


Twarz oczyszczona, krem pod oczy nałożony - co dalej? Krok trzeci - filtrowanie. Baardzo ważny krok, szczególnie, kiedy używamy kwasów. Ja filtruję się już regularnie. Czasem nakładam krem pod spód, ale od kiedy oczyszczam twarz rano tylko micelem, nie muszę tego robić - kładę filtr bezpośrednio na twarz, szczególnie, że większość jest treściwa. Mój ulubieniec to filtr z Iwostinu (dodatkowo pielęgnuję), ale na razie stosuje ten Sun Dance z DM i jest ok. Pamiętajcie o przepisowej ilości - jest to do przełknięcia ;)


Po czwarte - pielęgnacja ust. Usta przed makijażem muszą być perfekcyjnie wygładzone. Zazwyczaj przy porannym myciu zębów lekko peelinguje je szczoteczką, a potem po nałożeniu filtra nakładam balsam. Mój ulubieniec to Decubal, stosuje go zamiennie z mentolowym i mrowiącym einstein lip therapy :)


Czekam, aż filtr się wchłonie i moja twarz jest gotowa pod makijaż :) 
Dodatkowe uwagi - nie można ich zakwalifikować do konkretnych punktów, ale są ważne. Jeżeli borykacie się z wypryskami - zacznijcie używać jednorazowych ręczników. Nasze standardowe ręczniki do ciała to siedlisko bakterii. Wycierając twarz z wypryskami roznosimy bakterie po całej twarzy. Nawet jeżeli uporamy się z niespodziankami, możemy ponownie je spowodować, przenosząc zarazki z ręcznika... na czystą cerę :)
Pamiętajcie też o regularnym myciu pędzli, szczególnie tych do twarzy. Najlepiej po każdym użyciu. Ja obecnie pędzle do minerałów stosuje maks dwa razy, ze względu na suchą formułę. Potem jednak je myje, ponieważ widać nawet różnicę w nakładaniu podkładu czy pudru. Pamiętajcie o tym :)

Powrócenie do sprawdzonej pielęgnacji jak na razie się opłaciło - moja cera się uspokoiła. Nie widzę jak na razie nowych niespodzianek czy podskórnych gulek. Zniknęły suche skórki. Twarz nie przetłuszcza się tak ekspresowo, a podkład wytrzymuje o wiele dłużej, lepiej się też zachowuje na skórze. Mam nadzieję, że odzyskam równowagę ;)

A wy, jak radzicie sobie z pielęgnacją skóry mieszanej? Polecacie jakieś kosmetyki, które nawilżają, jednocześnie nie natłuszczając nadmiernie?

23 października 2013

Makijaż: Romantycznie

Witam Was dziewczyny :)

Dzisiaj przyszedł czas na kolejny makijaż do projektu Domi, Kobieta Kameleon. Tydzień Wild niestety opuściłam, postaram się go jak najszybciej nadrobić, tym czasem idąc w rytmie czas na makeup kobiety romantyczki ;) Zapraszam!


Romantyzm, romantyzm... Okres randkowania mam już tysiąc lat za sobą, także ciężko mi powiedzieć, jak się umalować tak, żeby chłopa oszołomić - mój lubi każdy z moich makijaży i w każdym mnie widział, a szczególnie upodobał sobie kolorowe :D Ale domyślam się, że przeciętnego pana mój kolorowy makijaż by odstraszył, szczególnie na jakiejś kolacji w ciemno, więc wymyśliłam dzisiejszy look. To połączenie typowych, kobiecych i romantycznych barw, które całkiem współpracują z moim okiem, w subtelnym, mglistym wydaniu.


Niestety nie uchwyciłam zdjęć step-by-step, bo bałam się, że aparat mi się rozładuje i nie uda mi się pokazać całości. Także mam nadzieję, że opis mój poruszy Waszą wyobraźnię i jakoś sobie to wyimaginujecie :D Zaczęłam od nałożenia na całą powiekę beżowego, lustrzanego cienia. Następnie kolorem w typie Golden Rose z Kobo omiotłam górną część załamania. Sam zewnętrzny kącik zaznaczyłam ciemnym, lawendowym fioletem. Na dolną powiekę wrzuciłam odrobinę średniego, matowego brązu. Wewnętrzny kącik i przestrzeń pod łukiem oprószyłam bielą. Dodałam kreskę, nie ostrą, ale o leciutko rozdymionych granicach. Wytuszowałam rzęsy i w zewnętrznych kącikach przykleiłam po kępce rzęs - wygląda to naturalnie, a pięknie podkreśla spojrzenie :)


Niestety, zanim zrobiłam zdjęcia całej twarzy, zaatakował mnie aromat cebuli, sporządzanej przez moją rodzicielkę - wspominałam o tym dziś na Facebooku ;) W efekcie całe moje lewe oko, czyli te, któremu robię zdjęcie z bliska, popłynęło i zaczerwieniło się - popłakałam się totalnie :D Dlatego zdjęcia całej facjaty takie, a nie inne - pod kątem, chowam to 'uszkodzone' oczko ;)


Na twarzy mam podkład rozświetlający Annabelle w odcieniu Golden Fairest, róż Annabelle Romantic, bronzer EDM Soft Bronzer, zaś na brwiach cień Bark z paletki Sleek Au Naturel. Usta to Essence Stay with Me - My Favorite Milkshake.

Napiszcie, jak Wam się podoba :)

22 października 2013

Kolorówka: Golden Rose, Waterproof Lip Pencil 323 i 328

Hej dziewczyny :)

Za oknem dzisiaj piękna pogoda - lato na chwilę do nas wróciło :) Ciepło ma być do końca tygodnia, więc zamierzam trochę skorzystać, a wy? :)

Na dzisiejszy wieczór mam dla Was post o produktach do ust marki Golden Rose, a dokładnie wodoodpornych kredkach do ust. Dostałam je na urodziny 3 tygodnie temu więc mogę już co nie co powiedzieć na temat dwóch egzemplarzy, które posiadam :)


Według producenta:
To wysokiej jakości seria kredek do ust o niezwykle delikatnej strukturze. Bogata kolorystyka daje możliwość doboru odpowiedniego odcienia do typu urody, rodzaju makijażu czy stroju. Łatwe w aplikacji, pozwalają na uzyskanie delikatnej, cienkiej kreski.

Koszt jednej kredki to około 5 złotych. Są one ważne 2 lata od otwarcia, można je dostać na stoiskach firmy oraz w ich sklepie internetowym.


Na początku dziewczyny jednak mała przestroga, zanim kupicie kredki on-line! Wzornik nijak ma się do oryginalnych kolorów, ja wybierałam kolory przez neta i przekazałam siostrze, jakie numerki mnie interesują. To, co otrzymałam, a to, co pokazuje grafika to niebo a ziemia :D zobaczycie z resztą na swatchach ;) Polecam więc kupować tylko stacjonarnie, jeżeli zależy wam na konkretnym kolorze!


Kredki mają typowy design, po prostu rdzeń w czarnym drewnie, ze srebrną farbą na wierzchu. Wytłoczone są wszystkie ważne informacje - skład, numerek, data ważności. Dodatkowo naklejka dystrybutora na zakrętce mówi nam, z czym mamy do czynienia. Ot, nic niezwykłego, do zarzucenia w kwestii estetycznej nic nie mam. Trochę trudniej zaczyna się przy temperowaniu. Trzeba ostrożnie przechowywać kredki, ponieważ rdzeń o dziwo łatwo się łamie. Przy temperowaniu może się okazać, że zestrugamy połowę konturówki, bo co chwilę końcówka będzie się ruszać i wypadać. Dlatego nie polecam nosić w torebce i przechowywać delikatnie, nie rzucać o ścianę i inne kosmetyki ;) Po za tym w temperowaniu nie ma problemów - drewno jest odpowiednio miękkie, a rdzeń twardy.


Konsystencja kredek jest w sam raz - nie są one miękkie, ale też nie są za twarde. Wydają się trochę suche, jeżeli chodzi o aplikację, ale zostawiają piękny ślad pigmentu. Dla mnie to idealnie wyważona proporcja między gęstością kredki, a jej kryciem - nic się nie rozmazuje, nie paćka, a jednocześnie nie musimy wywiercać sobie dziury w wargach, żeby widać było kolor :)


Kolory, jakie posiadam to 328 i 323. Wybierałam je na ślepo, jak wspomniałam wcześniej, kierując się wzornikiem. I według wzornika, myślałam, że wybrałam śliczny, koralowo-łososiowy róż oraz jasny beż, również lekko wpadający w róż. Tym czasem w ręce mi wpadł mocny, lekko ceglany koral i ciemny, brązowy nude :D Tego się nie spodziewałam, dlatego powtarzam - lepiej kupować kredki stacjonarnie ;) O ile koral całkiem dobrze współgra z moją urodą, to niestety numer 328 źle na mnie wygląda. Kolor jest zbyt ciemny i brązowy, dla mnie takie odcienie nude są nie do przyjęcia.

Jeżeli chodzi o aplikację, to pierwszy raz miałam do czynienia z kredkami do ust. Kupiłam je w celu malowania całej powierzchni warg, ponieważ przeczytałam dużo pozytywów na temat kolorów i trwałości. Teraz sama też mogę dorzucić parę swoich spostrzeżeń. Przede wszystkim polecam malować nimi usta nawilżone, ale suche - bez pomadki pod spodem. Dzięki temu uzyskamy lepszą trwałość. Po za tym należy pamiętać, żeby usta były wypielęgnowane - kredki nie podkreślą niewidocznych suchych skórek, których nie mamy, ale zdecydowanie objawią wszystkie niedoskonałości. Także peeling i balsam przed aplikacją to konieczność :)

sam balsam/kredka nr 328

Aplikacja przebiega bezproblemowo, kredki są trochę twardsze, ale świetnie napigmentowane i nie jest trudno wypełnić nimi całą powierzchnię warg. Efekt to ładny, matowy kolor, który nie wychodzi po za kontur ust ;)

kredka nr 328/kredka numer 323

nr 323/323+warstwa bezbarwnego błyszczyka
Jeżeli mat nas nie zachwyca, wystarczy pokryć wargi bezbarwnym błyszczykiem po aplikacji kredki i mamy już piękny kolor z połyskiem ;) Zrobiłam to na ostatnim zdjęciu.

Trwałość jest na prawdę dobra. Trzeba jednak pamiętać, by nakładać kredkę na suche usta. Kredka na pomadce wytrzymuje o wiele krócej i łatwiej się ściera - do 2-3 godzin. Jeżeli zaś nałożymy ją na suche, wypielęgnowane usta, wytrzymuje ponad 6 godzin bez jedzenia i picia. Jednak nawet spożywanie pokarmów i napoi jej nie straszne :D Dzisiaj po piciu co chwilę wody, zjedzeniu kanapki i 3 ciastek nadal trzymała się na ustach - trochę zjadła się we wnętrzu warg, ale nadal wyglądała super :) Wystarczyła lekka poprawka i nadal cieszyłam się pięknym koralem na ustach. Po za tym siedzą na swoim miejscu, nie ważą się, nie wchodzą w załamania i przede wszystkim - nie wysuszają ust!

Na końcu przykłady zastosowaniu numerka 323 w codziennym makijażu, jeden z nich już raz widzieliście :)


Plusy: Trwałość, cena, konsystencja, kolor, łatwość w temperowaniu, brak wysuszenia ust, efekt, pigmentacja
Minusy: Wzornik on-line, dostępność, delikatność rdzenia
Moja ocena: 4,5/5

Na prawdę jestem miło zaskoczona tymi kredeczkami. Mam wielką chęć na inne kolory! Stosunek cena-jakość wypada świetnie i aż grzech nie spróbować. Trwałość, pigmentacja, efekt i brak wysuszania ust to największe atuty. No cóż Golden Rose, gdyby tylko wzornik nie przekłamywał rzeczywistości... ;)

Używacie kredek do ust? Jakie są wasze ulubione?
Tym czasem biorę się w końcu za uzupełnienie podstron, będzie się działo :P *tyle zaległości...*