31 maja 2013

Włosy: Majowa aktualizacja

Hej wszystkim!
Jak pewnie zauważyliście, Pawie Piórka od jakiegoś czasu są w stanie letargu... Wytłumaczenia są dwa. Nawał obowiązków, jak i typowy co-półroczny problem każdego studenta - sesja.


W następnym tygodniu mam oddanie 13948728347 projektów, dwa dość ciężkie egzaminy i jak zwykle biorę się za to na ostatnią chwilę, także przez przynajmniej najbliższe 2 tygodnie zastój jeszcze będzie trwał, ale po tym - wakacje i mam nadzieję odrodzenie się bloga :D

Tymczasem zapraszam do mojej włosowej aktualizacji na miesiąc maj. Miałam przerwę we wrzucaniu postów z tej serii od stycznia. Przez ten czas trochę się zmieniło, ale najwięcej zmian zaszło... w zeszłym tygodniu.

Moje włosy od zimy były w dość ciężkim stanie, różne pielęgnacyjne eksperymenty odbiły się na ich kondycji. Postanowiłam więc wrócić do sprawdzonych kosmetyków, plus odkryłam w końcu odżywkę do spłukiwania idealną dla mnie, więc na szczęście ich stan się poprawił. Jednak jako, że jestem osobą nudzącą się szybko w jednej fryzurze - bo ile można - w zeszłym tygodniu miałam wizytę u fryzjera+farbowanie w domu...


No i cóż, wylądowałam z prostą grzywką i czerwono - rudymi włosami. Na razie z przodu pokażę tyle, bo nie byłam w stanie pstryknąć sobie zdjęcia, na którym nie wyglądałabym jak idiota ;) Ale ogólnie zmiana przyjęta na plus.


Tak prezentował się tył dziś. Światło naturalne, lampa i zbliżenie. Fryzjerka nie ścięła włosów jakoś sporo na długość, bo o to poprosiłam, wyrównała jedynie całość i trochę odświeżyła cieniowanie. Kolor to według farby 'bursztynowa czerwień'. Nie będę pisała dokładnie marki, bo to niestety był wstrętny, testowany produkt, ale dostałam ją z drugiej ręki i jakoś pod wpływem impulsu zafarbowałam... Ogólnie nie żałuje, choć włosy lekko się przesuszyły mimo oleju. Następnym razem będę celowała w coś bardziej miedzianego, niż czerwonego.

Długość włosa: 44 cm.


Produkty do pielęgnacji to mój obecnie stały komplet. Mam zamiar trzymać się na razie sprawdzonym kosmetyków i nie eksperymentować z nowościami, bo czasem odbija się to negatywnie na włosach, zamiast pomóc. Ze sprawdzonych kosmetyków - Facelle jako szampon do codziennego mycia, bio naia raz na jakiś czas do oczyszczania - mimo braku SLS ten szampon dobrze sobie z tym radzi. Odżywki to maska z l'biotica, którą wygrałam w konkursie 'Czapki z głów' - na prawdę bardzo dobry produkt. Oraz nowa Isana nawilżająca, według mnie jest świetna i działa lepiej, niż wycofana z babassu. Nowością jest również nowa szczotka - dTangler, chciałam spróbować tych cudeniek, a jakoś nie miałam ochoty wydawać większej kwoty na oryginalnego TT. Z tej szczotki jestem bardzo zadowolona, jest idealna do rozczesywania mokrych włosów, choć moje suche loki nie co elektryzuje.


To tyle na dziś. Jak oceniacie 'metamorfozę'? Macie czasami tak, że potrzebujecie nagłych zmian wizerunku?
Znacie nową odżywkę z Isany? Co o niej myślicie?

20 maja 2013

Projekt Układ Słoneczny: Ziemia, makijaż krok po kroku

Hej wszystkim!

W dzisiejszej notce chciałam połączyć projekt Układ Słoneczny, który jak widać nadal trwa, z makijażem krok po kroku, ponieważ dawno nie było takiej formy u mnie na blogu, a wiem, że takie wpisy się podobają :) Zapraszam więc do oglądania Ziemi od podstaw!


Zaczęłam od przygotowania powieki, w okolice oczu nałożyłam korektor, a na to bazę pod cienie. Następnie zastosowałam białą, kremową kredkę, którą nałożyłam na całej powierzchni powieki dla podbicia kolorów. Malowanie zaczynam od nałożenia ciemnej, połyskliwej zieleni w zewnętrznym kąciku, a następnie posuwając się coraz bliżej wewnętrznego kącika używałam coraz jaśniejszych odcieni. Na środku wylądowała trawiasta zieleń, a w samym wnętrzu jej cytrynowa siostra. Delikatnie blenduje z sobą kolory. 
Kolejnym krokiem jest namalowanie górnej, niebieskiej kreski, która będzie wyraźną granicą pomiędzy naszymi kolorami. Tworze ją poprzez zmieszanie cienia i Duraline, a następnie pędzelkiem do eyelinera tworzę jej zarys. Od dołu powinna być precyzyjna, za to jej górna strona może być bardziej poszarpana (no mi akurat niestety zabrakło odpowiedniej precyzji). Po tym etapie zaczynam blendowanie do góry, stosując coraz jaśniejsze odcienie niebieskości. Przechodzę do dolnej powieki. Na jej środku nakładam jasny, połyskliwy cień, a po obu stronach ciemny brąz, który wyciągam na końcach. Linię wodną traktuję białą kredką, maluję starannie rzęsy, a brwi zaznaczam brązowo-szarym cieniem. Gotowe!


Kosmetyki, których użyłam to w głównej mierze paleta 180 cieni z allegro (zielenie, niebieskości), Star Dust z My Secret (połyskliwa brzoskwinia), MIYO Chocolate (brąz), biała kredka NYX Milk, baza pod cienie DAX Cashmere, brwi - Sleek Paraguaya, zaś tusz do rzęs to Golden Rose High Defnition Mascara i różowy Wibo.






Jak podoba Wam się ten makijaż? Nie jest oczywiście do noszenia na co dzień (chyba, że są odważne wśród nas), ale daje sporo możliwości przy drobnych modyfikacjach - także do dzieła! :D

14 maja 2013

HexxBOX – Poznaj i testuj z 1001pasji! ZOEVA, pigment Royal Flush

Hej wszystkim!

Dziś czas na recenzję pierwszego produktu, który otrzymałam w ramach akcji HexxBOX od znanej wielu z Was Hexxany ;) Mowa o sypkim pigmencie ZOEVA w odcieniu Royal Flush, jeśli jesteście zainteresowane, zapraszam do czytania.


Cena i dostępność: 3,80 EUR za 1,1g, dostępne na pewno na stronie niemieckiej Zoevy, jak PL - nie wiem.

Opis producenta: Royal and glorious, Rich vibrant violett with shimmer. Professional mineral eyeshadow pigments. Maximum color and ultra high pigmentation. A firework of 34 glamorous shades



Opakowanie: Pigment zamknięty jest w kartonowym pudełku - estetyczne i przyjemne rozwiązanie, lubię, jak kosmetyki są dodatkowo opakowane. Na kartoniku mamy wszystkie podstawowe informację, choć mi brakuje nazwy pigmentu. Nadruk jest estetyczny, podoba mi się dość minimalistyczny wygląd. W środku znajduje się plastikowe, okrągłe pudełeczko, na którym mamy powtórzone najważniejsze informacje. Całość jest zakręcana, a od całkowitej zawartości odgradza nas plastikowe siteczko, które dobrze sprawdza się w swojej roli.


W użyciu i efekt: Mój kolor to Royal Flush - ciepły odcień fioletu z wieloma mikroskopijnymi drobinkami, które mienią się kolorami tęczy. Pigment jak to pigment, ma sypką formę, która jednak nie pyli się wściekle i dobrze przylega do pędzelka. Jeżeli chodzi o pigmentację, jest całkiem dobra, ale różnica pomiędzy pigmentem nałożonym na sucho, a na bazę, jest kolosalna, dla mnie ani rusz bez odpowiedniego przygotowania powieki. Cień nałożony na sucho prześwituje, traci swój blask i zamiast fioletu, mamy na powiece brudnoszarą paćkę. Co innego, gdy użyjemy płynu Duraline z Inglota, lub po prostu zwykłej bazy na powiece - nagle atakuje nas mocny, metaliczny fiolet połyskujący na granatowo, z dodatkiem wielu drobin - cudo, które niestety trudno złapać na zdjęciu ;) Jeżeli chodzi o trwałość, osypywanie, blaknięcie - cień wytrzymuje cały dzień, nie zauważyłam zaniku koloru czy osypywania, no ale najważniejsza jest baza pod. Przyczepię się trochę do łatwości blendowania, podczas którego często tworzą się prześwity, niezależnie od metody nałożenia. Jest to do obejścia, ale czasami denerwuje.




Cień w akcji - używam go do makijaży codziennych, jak i tych bardziej wyjściowych, czy przeznaczonych jedynie na bloga.


Podsumowując: Za dobrą cenę ciekawy produkt, jestem bardzo zainteresowana innymi kolorami. Wrażenie jednak psuję trochę słaba pigmentacja na gołej powiece czy prześwity podczas blendowania - na oku cień wygląda zawsze mniej spektakularnie, niż na swatchach na dłoni. Mimo wszystko dobrze mi się z nim pracuje i często gości na mojej powiece :)

Moja ocena: 4/5

Miałyście do czynienia z produktami Zoeva? Jaką formę cieni wolicie - sypkie, czy prasowane? A może te w kremie? ;)

Pielęgnacja: Trio do pielęgnacji ciała od DECUBAL

Hej wszystkim!

Dzisiaj chciałam Was zaprosić tą nocną porą na recenzję trzech produktów marki Decubal przeznaczonych przede wszystkim do pielęgnacji ciała. Kosmetyki te dedykowane są dla osób, które borykają się z problemami skóry suchej, odwodnionej, wrażliwej, atopowej. Jeżeli ten temat Was interesuje - zapraszam do recenzji ;)


Na wstępie słowa producenta na temat omawianych produktów:

DECUBAL CLINIC CREAM: do skóry suchej i atopowej
Oto krem, który może być używany od stóp do głów. Idealny do stosowania po kąpieli lub prysznicu. Oryginalny DECUBAL CLINIC CREAM został opracowany z myślą o potrzebach skóry suchej i atopowej. Ma codzienne działanie ochronne i zapobiegawcze. Odżywia i nawilża skórę dzięki zawartości dimetykonu, który zmiękcza skórę i tworzy na niej warstwę ochronną, pozwalającą zatrzymać wilgoć na dłużej.
sposób użycia: Do częstego stosowania na skórę całego ciała.

Składniki (INCI): Aqua, Isopropyl Myristate, Glycerin, Sorbitan Stearate, lanolin, Dimethicone, Cetyl Alcohol, Polysorbate 60, Sorbic Acid.
Zawartość substancji lipidowych: 38%.

DECUBAL BODY CREAM: regenerujący krem odżywczy do skóry suchej i atopowej.
Krem może być używany na całe ciało. Pomaga skórze w odbudowie jej naturalnej bariery ochronnej, chroniącej przed działaniem wody, wiatru i warunków atmosferycznych. Krem do ciała DECUBAL BODY CREAM zawiera wiele aktywnych i cennych składników, między innymi naturalne olejki oraz witaminę e, glicerynę i lanolinę, które szybko wnikają w skórę, odżywiając ją i chroniąc. sposób użycia: Do stosowania na skórę całego ciała.

Składniki (INCI): Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Isopropyl Myristate, lanolin, Petrolatum, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Glyceryl Stearate, Tocopheryl  Acetate, Cetearyl Alcohol, Tocopherol, Ceteareth-20,  Sodium Cetearyl Sulfate, Dimethicone, Citric Acid, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate.
Zawartość substancji lipidowych: 40%.

DECUBAL INTENSIVE CREAM: intensywnie odżywczy, regenerujący krem do skóry suchej i atopowej.
Ten krem jest kremem tłustym, zawierającym 71% lipidów i przeznaczony jest do zastosowania na szczególnie narażone, uszkodzone, spękane, zaczerwienione i podrażnione obszary na skórze. Krem zawiera aktywne składniki – między innymi kompleks ceramidów identycznych z tymi występującymi w skórze oraz witaminę B3, która regeneruje i aktywuje w skórze produkcję dokładnie tych składników tłuszczowych, których suchej skórze brakuje. Olejek jojoba zmiękcza i koi skórę. lekka konsystencja powoduje, że krem jest przyjemny w użyciu nawet przy bardzo wrażliwej skórze. sposób użycia:  Do codziennego stosowania na skórę suchą i atopową.

Składniki (INCI): Petrolatum, Paraffinum liquidum, Aqua, Pentylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Methyl Glucose Sesquistearate, PeG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Niacinamide, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Ceramide 3, Ceramide 6 II, Phytosphingosine, Cholesterol, Galactoarabinian, Xanthan Gum, Caprylic/Capric Triglyceride, Sodium Stearoyl lactylate, Sodium Citrate, Polyglyceryl-3, Methylglucose Distearate, Tocopherol, Stearic Acid, Palmitic Acid, Citric Acid, Sodium Hydroxide.
Zawartość substancji lipidowych: 71%.


Zacznę od duetu Body Creme i Clinic Creme. Obydwa mają podobne przeznaczenie, opakowania jak i nawet działanie - przynajmniej u mnie. Tubki są spore i mieszczą 250 ml produktu, który starczy na dość długi czas. Nie są zabezpieczone dodatkowym kartonikiem, mają charakterystyczne dla DECUBALa zamknięcie, a wszystkie najważniejsze informacje są podane na tubce.


Pierwsze co rzuca nam się po zastosowaniu produktu - to zapach. W obydwu przypadkach, jak i większości asortymentu tej marki, produkt pachnie specyficznie. Z założenia miały to być mazidła bezzapachowe, ale zapach jest, dość intensywny i nieprzyjemny - dla mnie jak drożdże albo tani szampan. Przez to używanie tych kremów nie należy do najprzyjemniejszych, bo jednak zapach przechodzi na skórę, ubranie i jednak nie każdy chce otaczać się mgiełką takiej kompozycji. Polecam więc smarować się na wieczór, a działanie rekompensuje smrodek choć minimalnie.

Kremy różnią się od siebie konsystencją. Biały Clinic Cream jest bardziej zbity i gęsty, treściwy. Na skórze pozostawia wyraźny, tłusty filtr. Wchłania się o wiele trudniej, nawet po całej nocy rano wyczuwam tłustą powłoczkę. Dla niektórych z Was może to być plus. Mimo wszystko nie zauważyłam intensywnego nawilżenia. Natłuszcza - tak, nawilża - też, ale nie w takim stopniu, jakiego się spodziewałam. Co ważne, stan ten też nie trwa długo, nawet po dłuższym stosowaniu i odstawieniu zaledwie na kilka dni skóra jest znów przesuszona. Ma też lekką tendencję do zapychania, mimo skromniejszego składu. Radze więc uważać.

O wiele bardziej przypadł mi do gustu Body Cream, który ma zająć się skórą wymagającą więcej regeneracji i pielęgnacji. Jego skład jest nie co bogatszy, a konsystencja lżejsza. Krem dzięki temu wchłania się przyjemnie, na drugi dzień skóra jest gładka, nawilżona, odżywiona, bez zbędnego, tłustego maziania. Tutaj też zauważyłam jakby wydłużone działanie produktu, efekt nie cofa się przy zaprzestaniu smarowania na parę dni. I co ważne - nie zapycha tak jak jaśniejszy brat. Raz zdarzyło mi się posmarować nim twarz i nie miałam żadnych przykrych niespodzianek.

Clinic Creme - 25.60 zł/250 ml
Body Creme - 19.99 zł/250 ml


W drugiej części chciałam Was zapoznać z Intensive Creme - produktem przeznaczonym do pielęgnacji miejsc ekstremalnie suchych. Ja miejsc ekstremalnie suchych mam sporo, jak więc poradził sobie z moimi problemami?

Zacznę od komfortu używania. Przede wszystkim - opakowanie standardowe, jednak konsystencja kremu jest dość... toporna. Nie wiem czemu, ale tragicznie ciężko wyciska się go z tubki. Można gnieść i gnieść a tu kremu ani widu, ani słychu. Ja dodatkowo jestem słaba w łapach i używanie tego produktu to dla mnie katorga. Musiałam kłaść go na szafce i opierać się całym ciężarem ciała, żeby cokolwiek z tuby wycisnąć. Konsystencja jest zbita, twarda, ale rozpuszcza się pod wpływem ciepła ciała. Zapach - taki sam jak reszta serii, ruskowo-szampanowy. Jeżeli chodzi o działanie - zawiodłam się. Krem jest przeznaczony do radzenia sobie z suchymi, popękanymi miejscami, zabezpieczaniem ich warstwą ochronną. Ja tego nie zauważyłam. Moje bardzo suche obszary jak suche były, tak pozostały. Różnica podczas używania była minimalna, na dłuższą metę nie zauważyłam pozytywnych zmian, więc dałam sobie spokój z męką wyciskania produktu z tubki, radząc sobie po prostu Body Cremem na całe ciało. Krem zaczęła stosować moja mama - na stopy na noc, łokcie, dłonie. Jej opinia była podobna - szału nie ma, krem działa podobnie jak zwykła maść z witaminą A. W dodatku pod koniec zaczyna się brzydko rozwarstwiać, choć do daty i użyteczności po otwarciu jeszcze trochę czasu jest, a na ekstremalne warunki tubka też nie była wystawiona. Osobiście nie sięgnę po niego ponownie.

Intensive Cream - 18.98 zł/100 ml


Podsumowując - mam mieszane uczucia. Jak w każdej firmie można spotkać się z bublami i fajnymi produktami. Ciesze się, że mogłam wypróbować całą gamę produktów Decubal, bo mogło się skończyć na tym, że trafiłabym na bubel i nie sięgnęła po resztę. W dzisiejszej trójce najbardziej spodobał mi się Body Cream, który prócz zapachu, odpowiada mi we wszystkich aspektach. Clinic Cream nie jest zły, ale przeszkadza mi jego tłustość, nawet w zimie. Intensive Cream najmniej mnie urzekł i nawet nie będę zastanawiać się nad kolejną tubką, ciesze się, że obecna ma się ku końcowi.

Korzystałyście z opisywanych produktów? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki do pielęgnacji ciała?

12 maja 2013

Projekt Układ Słoneczny: Wyniki Rozdania

Bez zbędnych ceregieli - wyniki rozdania, które ogłosiłam w poprzedniej notce ;) Żadna z Was nie chciała rezygnować, z każdej z Was jestem dumna i niesamowicie się ciesze, że chciałyście brać udział w tym projekcie, chciałabym nagrodzić Was wszystkie - ale niestety, zdobyć upominek może tylko jedna :)


Mam nadzieję, że nadal będziecie chciały tworzyć piękne makijaże i skończycie zabawę wraz ze mną :D Kto więc zwyciężył?


Miss, następnym razem dostaniesz bana na moje konkursy :D Zastanawiałam się nad tym wyborem, ale myślę, że Missesstyle zasłużyła sobie na niego - specjalnie przełamała się i dla zabawy zaczęła tworzyć, w sumie brała też najczynniejszy udział w całej zabawie, dodając więcej makijaży niż ja jako organizatorka :D Mam nadzieję, że paletka nie będzie leżała zakurzona w szufladzie i będziesz po nią sięgała często, a na pewno częściej, niż robiłabyś to przed zabawą ;) Czekam więc na adres!

Ja tym czasem znikam, ale obiecuje, już na prawdę, że pojawię się niedługo - trochę za dużo mam w obecnej chwili na głowie. Do przeczytania więc!

9 maja 2013

Projekt Układ Słoneczny: Rozdanie dla aktywnych uczestniczek

Hej wszystkim!

Przepraszam za tą nikłą obecność na blogu ostatnimi czasy, ale jakoś nie mogę się zmotywować do poświęcenia więcej uwagi blogu, obecnie mam za dużo innych spraw na głowie. Ale nie będę się teraz rozdrabniać nad usprawiedliwianiem się - po prostu przepraszam :)

Tymczasem, zgodnie z obietnicą daną na samym początku akcji, chcę dzisiaj oficjalnie ogłosić start rozdania dla dziewczyn, które aktywnie brały udział w akcji Układ Słoneczny. Każda z Was, która do dnia 1 maja (albo troszkę później... ;)) dodała przynajmniej 3 makijaże, automatycznie bierze udział w dzisiejszym rozdaniu :)

Trochę mi głupio, że jako autorka nie byłam w stanie iść na bieżąco z tygodniami, ale obiecuje - wszystko nadrobię! Tych zaś, którzy zwlekają, nadal zachęcam do dodawania makijaży, bo w końcu akcja toczy się nadal. 

Nie przedłużając - CO można wygrać?


Paletka Sleek Snapshots - na prawdę piękna paletka, żal mi się z nią rozstawać, jak tylko zobaczyłam te kolory na żywo! Kosmetyk jest zupełnie nowy, nie używany, otwarty jedynie w celu wykonania zdjęcia.

Przechodząc dalej - KTO ma szansę zgarnąć paletę Sleeka?
Brałam pod uwagę wszystkie komentarze w podstronie Układu Słonecznego, gdzie prosiłam Was, abyście umieszczały linki do prac. Podsumowałam wszystko i o to dziewczyny, które automatycznie grają w rozdaniu ;)

 Gray

Jeżeli kogoś ominęłam, proszę o kontakt - możliwe, że po prostu nie zauważyłam/nie było komentarza z pracą na stronie Projektu.
Jeśli któraś z Was nie ma ochoty zagrać o paletę - proszę o taką informację z komentarzu. Pozostałe z Was biorą udział w losowaniu, a wynik ogłoszę już w tą niedzielę :)
Dziękuję Wam za czynny udział, wiele inspiracji, świetnych makijaży i zdobień - również tym dziewczynom, które nie wykonały wielu makijaży :) Gramy w końcu dalej!


1 maja 2013

Paznokcie: Krew i diamenty

Hej wszystkim!

Jam Wam mija majówka? We Wrocławiu ponuro i deszczowo, a szkoda, bo zamiast po odpoczywać na świeżym powietrzu, kiszę się w domu ;) Dzisiaj chciałam pokazać Wam moje pseudo zdobienie, które noszę na paznokciach od paru dni. Pseudo, bo zdaje sobie sprawę, że talentu do ozdabiania paznokci nie mam. 


Zdobienie tego typu chodziło za mną od dłuższego czasu, w końcu się odważyłam. W skrócie - baza, a od jednej strony dodatek w formie brokatu. Tutaj jako lakier bazowy użyłam Delia Coral w odcieniu nr 168, a jako diamenty - Golden Rose Jolly Jewels 102. Bardzo lubię czerwień na paznokciach, jakoś przyjemnie się ją nosi.



Niestety, mani nie wytrzymał długo i już na drugi dzień pojawił się odpryski czerwonego lakieru, ale ratuje się uzupełniając braki ;) Jak podoba Wam się taki motyw? Jakie odcienie goszczą u Was w tą majówkę? ;)