Hej wszystkim!
Dzisiaj chciałam Wam szybko zaprezentować produkty do włosów marki Marion, który dostałam w ramach testów od Maliny - założycielkę Malinowego klubu. Jest to Kąpiel Odbudowująca Włosy, Ocet z Malin, o którym słyszałam wiele na blogach poświęconych pielęgnacji włosów, oraz 60 sekundowa maseczka z tej samej serii. Jaka jest moja opinia? Czytajcie dalej :)
KĄPIEL ODBUDOWUJĄCA WŁOSY
KĄPIEL ODBUDOWUJĄCA WŁOSY
Cena i dostępność: Około 7 zł/130 ml, dostępny w osiedlowych drogeriach. Ja u siebie widuje sporadycznie.
Od producenta: Kąpiel odbudowująca włosy. Zanieczyszczone powietrze, stres mogą powodować utratę koloru i matowienie Twoich włosów, dlatego Nature therapy stworzona została, aby przywrócić włosom blask, siłę i elastyczność. Preparat o świeżym zapachu malin delikatnie oczyszcza, usuwa resztki szamponu z włosów oraz pomaga przywrócić naturalną kwasowość skóry głowy.
Opakowanie i estetyka: Opakowanie proste, zgrabne, z przezroczystego plastiku z naklejkami z informacją. Zakrętka czarna, na zatrzask, nie wypaczyła się, działa nadal sprawnie. Plus dla naklejek, że nie odklejają się nieestetycznie. Buteleczka wyposażona jest w w dozownik z małą dziurką, przez którą wydostaje się odpowiednia ilość produktu - ja nie miałam problemu z aplikacją.
W użyciu: Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to zapach. Bardzo ładny, przynajmniej dla mnie - połączenie syropu malinowego i Mamby o tym samym smaku. Wyczuwam też lekko kwaśną nutę, jakby jabłka? Dzięki temu zapach jest słodki, ale rześki i świeży. Kolor ma jak widać mocno malinowy, co można zauważyć tez podczas używania. Producent zaleca po umyciu i odżywieniu włosów nałożyć Kąpiel na włosy, a po jednej minucie spłukać chłodną wodą. Tak też stosowałam Ocet. Najpierw mycie eko szamponem z e.Leclerc, następnie odżywka Lniana Farmony. Po spłukaniu odżywki, gdy włosy były już gładkie, nakładałam produkt Marion - po prostu przechylając butelkę i lejąc Kąpiel bezpośrednio na włosy. Dzięki dozownikowi o małej średnicy nie miałam problemu z przelewaniem produktu. Następnie lekko wmasowywałam go w głowę, czekałam minutę i spłukiwałam. Podczas masażu produkt się pieni zabarwioną na różowo pianą.
Skład. Jak widać, całkiem niezły, sporo ekstraktów, szkoda tylko, że chemii też sporo :P |
Działanie: Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to gładkość włosa po użyciu octu. O dziwo, właśnie po jego zastosowaniu włosy, które były niczym jedwab po odżywce Farmony, po produkcie Marion stawały się nieco bardziej tępe i splątane. Nie zrażona, chciałam zobaczyć efekty po wysuszeniu włosa. Podczas szczotkowania mokrych kłaków nie zauważam dużej różnicy, po za pięknym zapachem, który utrzymuje się u mnie nawet po wysuszeniu przez cały dzień. To zdecydowany plus. Kolejną zaleta jest rzeczywiste zmiękczenie loków (ale u mnie to nie sukces, ja z natury mam dość miękkie włosy), a przede wszystkim nadanie połysku - rzeczywiście, produkt ładnie nabłyszcza włosy, choć nie powiedziałabym, że fenomenalnie (tutaj lepszy jest inny produkt Marion, o którym niedługo). Różnica jest jednak widoczna. Mam też wrażenie, że włosy dłużej utrzymują swą świeżość.
Lewo - zachmurzone niebo, prawo - to samo, jednak z dodatkiem lampy o zimnym, białym świetle |
Wydajność. Niestety, produkt Marion jest słaby pod względem wydajności. Jednak sam producent to zauważa - jedno opakowanie starczy według niego na 5 użyć i tyle właśnie razy udało mi się zastosować Kąpiel przed zdenkowaniem.
Podsumowując: Ciężko powiedzieć. Na pewno nie jest to mój must have w pielęgnacji włosów, ponieważ według mnie po za nabłyszczaniem i pięknym zapachem wiele nie robi. Za krótko go używałam, by stwierdzić rzeczywiste odżywienie. Na pewno jednak jest warty spróbowania i myślę, że gdy spotkam go w jakiejś drogerii i będę miała parę dodatkowych groszy w portfelu - kupię. Dla pięknego zapachu :)
Moja ocena: 3,5/5 - fajny dodatek, ale bez szału.
Stosowałyście Ocet Malinowy od Marion? Czujecie, że potrzebujecie go wypróbować, czy raczej wydaje Wam się zbędnym gadżetem?
60 SEKUNDOWA MASECZKA DO WŁOSÓW
Drugim produktem z tej serii, który testowałam jest 60 sekundowa maseczka do włosów. Jej pojemność to 15 ml, które starcza według producenta na dwie aplikacje, a jej cena to około 3 złotych. Produkt zamknięty jest w opakowaniu typowym dla wszelkich maseczek czy próbek, jednak wyróżnia je możliwość ponownego zamknięcia - zastosowano prosty dozownik. Jest to dla mnie spory plus, ponieważ często takie produkty starczą mi więcej, niż tylko pojedyncze użycie, a nigdy nie wiem co zrobić z resztka - wyrzucić szkoda, jednak z drugiej strony wizja rozciapanego wszędzie produktu mnie przeraża. Tutaj mamy specjalny 'dzióbek', który po odłamaniu zamienia się w zatyczkę dla ujścia.
60 SEKUNDOWA MASECZKA DO WŁOSÓW
Drugim produktem z tej serii, który testowałam jest 60 sekundowa maseczka do włosów. Jej pojemność to 15 ml, które starcza według producenta na dwie aplikacje, a jej cena to około 3 złotych. Produkt zamknięty jest w opakowaniu typowym dla wszelkich maseczek czy próbek, jednak wyróżnia je możliwość ponownego zamknięcia - zastosowano prosty dozownik. Jest to dla mnie spory plus, ponieważ często takie produkty starczą mi więcej, niż tylko pojedyncze użycie, a nigdy nie wiem co zrobić z resztka - wyrzucić szkoda, jednak z drugiej strony wizja rozciapanego wszędzie produktu mnie przeraża. Tutaj mamy specjalny 'dzióbek', który po odłamaniu zamienia się w zatyczkę dla ujścia.
Sama maseczka ma konsystencję typową dla takich kosmetyków - jest dość gęsta i treściwa, ale bez przesady, da się ją spokojnie rozsmarować na włosach. Ma lekko malinowy kolor i przyjemny, owocowy zapach, choć na pewno mniej naturalny i intensywny niż płukanka octowa.
Maseczkę nakładałam zamiast odżywki po umyciu włosów, po czym spłukiwałam. Na początku sądziłam, że opakowanie starczy mi jedynie na jednorazową przygodę, jednak o dziwo sporo produktu zostało i starczyło na jeszcze jedno użyciu, jak obiecywał producent. Po spłukaniu włosy były w dotyku bardziej miękkie i śliskie, jednak prawdziwa natura maseczki wyszła po wysuszeniu włosów. Delikatny zapach utrzymywał się na kłakach, uprzyjemniając czesanie. Mimo wszystko, gdy włosy były już suche, cały czar prysł... Owszem, lekko się błyszczały i były odrobinę bardziej miękkie niż zwykle. Jednak to koniec superlatyw. Nie zauważyłam dodatkowego nawilżenia, wręcz przeciwnie, końce były napuszone i skołtunione, zaś podczas czesania zauważyłam jakby delikatny łupież, choć ostatnio poradziłam sobie z tym problemem. Sytuacja powtórzyła się również podczas drugiej aplikacji.
Zdecydowanie to chyba najsłabszy produkt z całej serii, bo przełknęłabym wszystko, gdyby nie robił nic - zdarza się, może będzie pasował komuś innemu. Jednak tutaj zauważyłam dodatkowo negatywne efekty, jak podrażnienie skalpu i puszenie włosów, co dyskwalifikuje tą odżywkę w moich oczach i nie polecam jej nikomu. W sumie nic dziwnego patrząc na skład, ekspertem nie jestem, ale mnie nie zachwycił.
Moja ocena: 1/5
Produkt dostałam do testowania w ramach Malinowego Klubu |