29 września 2012

Makijaż: Na imprezę

Hej wszystkim!

Dziś szybki post, w którym pokażę propozycję mocniejszego makijaże na imprezę. Niestety bez stepa, ponieważ malowałam się przed wyjściem i nie miałam czasu uwieczniać każdego kroku :)


W dodatku pod wieczór, gdy nie ma już słońca, musiałam zrobić zdjęcia pod moją lampką - czego nie lubię, bo zjada cały kontrast i kolory.
Do makijażu użyłam w sumie 4 kosmetyków - eyelinera i trzech cieni. Zaczęłam od zaznaczenia zewnętrznego kącika eyelinerem od essence. Pojechałam nim grubą krechę mniej więcej do połowy powieki. Następnie czarnym cieniem podbiłam kolor i rozblendowałam delikatnie ku wewnętrznemu kącikowi. Od góry roztarłam czerń złotym cieniem, zaznaczyłam też złotem dolną powiekę. W wewnętrznym kąciku i pod łukiem brwiowym znalazła się matowa biel. Tadam! Gotowe :D Wiem, że pasowały by mi tu sztuczne rzęsy, ale niestety moje jedyne paski z Buyincoins są za mocne i za długie - efekt drag queen gwarantowany :P





Dziś również wychodzę, ale tym razem pomaluje się odrobinę delikatniej :P Jak Wam się podoba? Malujecie się mocno na imprezy? Czy raczej unikacie mocnej czerni w makijażu?

27 września 2012

Moje pędzle: Twarz

Hej wszystkim!

Dzisiaj post, w którym pokażę część mojego 'sprzętu' do makijażu :) Nie mam tego dużo, ale chciałam się podzielić opiniami na temat swoich pędzlowych przyborów. Dziś część pierwsza z dwóch, czyli pędzle do makijażu całej twarzy - te do podkładu, pudru, różu i korektora.


Swoje pędzle kolekcjonuje od około 2-3 lat, kiedy to dostałam swój pierwszy zestaw - Lancr'One, z włosia naturalnego. Dzięki temu dowiedziałam się, z których korzystam, a które są nieprzydatne, czego potrzebuję i na co mam zwracać uwagę. Od tego czasu dużo się nauczyłam. Obecnie też, z powodu poglądów, nie kupuję pędzli z włosia naturalnego, jedynie syntetycznego (również w przypadku pędzli do malarstwa). Jednak tych pierwszych nie wyrzuciłam, ponieważ nadal sprawują się świetnie i głupotą byłoby ich marnowanie.


Na zdjęciu widać również moją podróbę Beauty Blendera, czyli różową gąbeczkę, akurat ta jest w kształcie gruszki. Myślę, że trochę czasu minęło od jej zakupu (tutaj post na ten temat) i mogę co nie co o niej powiedzieć.

*Na początku zacznę od pierwszych moich nabytków, czyli tych z zestawu LancrOne. Duży i mały do pudru oraz ścięty do różu. O ile w przypadku największego oczywistym jest, że służył do pudru, to z dwóch mniejszych korzystałam różnie - do różu, rozświetlacza, bronzera, mniej dostępnych miejsc przy pudrowaniu...  Przez to, że są z włosia naturalnego, z czasem stał się twarde i nieprzyjemnie drapią po twarzy. Średnio też radzą sobie z aplikacją kosmetyku, puder robi na twarzy 'mączną' warstwę, róż czy bronzer nie stapia się ładnie z cerą. W dodatku gubią niemiłosiernie włosy, co strasznie irytuje podczas malowania. Na początku byłam z nich zadowolona, z czasem miałam większe wymagania, a pędzle nie nadążały za nimi. W końcu wymieniłam je na inne, te służą w sytuacjach awaryjnych. Ściętego do różu używam do bronzera i rozświetlacza z W7, ponieważ jest mały i wąski, a kosmetyk posiada cienkie 'paseczki' do nabiera (no nie ważne :D)


*Kolejnymi pędzlami w mojej przygodzie były te z Inglota - języczkowy 21T do podkładu i 22T do korektora. Obydwa są wykonane z włosia syntetycznego. Były to moje pierwsze pędzle służące do nakładania fluidu. Mimo wielu myć i starć z ciężkim Colorstayem czy Dermacolem nadal sprawują się i wyglądają świetnie. 21T używam rzadziej, 22T codziennie do nałożenia bazy czy roztarcia cienkiej warstwy korektora. Ostatnio jednak również 21T służy mi do ładnego roztarcia Dermacolu pod oczami, ponieważ mam dość spore "podkowy", a pomarańczowy brat jest trochę za mały i macha się nim zdecydowanie dłużej. Niektóre podkłady lepiej też współpracują z pędzlem języczkowym, dlatego ciesze się, że go posiadam.


*Wraz z moją fascynacją podkładami mineralnymi przyszedł czas na odpowiednie do tego pędzle. W tym właśnie momencie w swoje ręce dostałam dwie sztuki Sunshade Minerals od LancrOne - flat top oraz kabuki. Flat topa używam do nakładania podkładów mineralnych - do tych płynnych średnio się nadaje, jest zbyt duży, ma za długie włosie i przez to się rozcapierza. Kabuki na początku służył jako pędzel do primera i finishera, teraz jednak jego idealna rola to służenie jako aplikator do róży i bronzerów - daje piękny efekt, każdy kosmetyk stapia się ze skórą i tworzy ładną powłoczkę. Jak pamiętacie (bo teraz w sprzedaży mamy inną generację Sunshade) pędzle te nie były wybitnie drogie, ale ich jakość jest świetna. Myte wiele razy nadal świetnie się trzymają. Nie wypadł mi z nich ani jeden włos, jedynie tylko napis starł się z bambusowej rączki. Są nadal niesamowicie mięciutkie, kiedy je dostałam, przez pół dnia miziałam się nimi po twarzy. To jedne z moich ulubionych pędzli w kolekcji.



*W tym samym czasie co Sunshade, wpadł w me dłonie mini flat top od EDM. I o ile od EDM spodziewałam się niezwykłej jakości, ten pędzel całkowicie mnie zawiódł. Pisałam już o nim przy okazji TEJ notki. W skrócie - włosie wypada garściami. Sam pędzel jest mięciutki i fajny, ale co z tego, jak niedługo zostanie mi tylko połowa włosia.


*Po przebojach z minerałami, stwierdziłam, że tęsknie też za tradycyjnymi szpachlami na twarz. Jednak tym razem chciałam mieć jakieś narzędzie walki z nimi i tak o to uzbroiłam się w Round Top Kabuki od LancrOne - numer F54. Pędzel jest mięciutki, ma zbite, dość krótkie włosie i jest idealny, na prawdę idealny do wszelkich podkładów płynnych. A nawet do minerałów, pudrów, róży, bronzerów i rozświetlaczy. Jest niesamowicie uniwersalny i najlepiej miałabym z 3 takie pędzle :D Wystarczy lekko zwilżyć i nasz podkład jest pięknie wtopiony i nałożony. Tak samo jak Sunshade, ten pędzel jest bardzo dobrej jakości, nie wypadł z niego ani jeden włosek, jedynie starł się napis. To świetna alternatywa dla droższych Maestro czy Hakuro. Zauważyłam, że pojedyncze pędzle od LancrOne są świetne i nie ma co się zrażać po zetknięciu z zestawami.


*I mój ostatni nabytek, którym chwaliłam się w mym pierwszym haulu. Mowa o pędzlu do pudru od Ecotools. Przez cały czas używałam do nakładania pudru pędzla kabuki z Sunshade, jednak z czasem stwierdziłam, że nakłada on jak dla mnie zbyt dużą warstwę produktu. Chciałam więc czegoś lekkiego, z dość luźnym i miękkim włosiem, żeby tylko lekko oprószać twarz sypańcem, tworzyć mgiełkę pudru. Tak trafiłam na Ecotools i jestem bardzo zadowolona z niego, chyba jak większość użytkowniczek. Na prawdę delikatny, odporny na mycie, wypadł mi tylko może jeden włosek. Lekko i delikatnie muska naszą twarz, nakładając minimalną porcję produktu. Wart uwagi i ciesze się, że go zakupiłam.


*Chciałam też jeszcze wcisnąć tutaj opis mojej różowej gąbki z Buyincoins, ponieważ bądź co bądź również służy mi do aplikacji różności na twarz ;) Powiem tak - na prawdę za te 1,20$ warto sobie ją zakupić i wypróbować. Nie mam porównania do Beauty Blendera, ale to ciekawy produkt, który raz dwa pozwala nałożyć podkład i świetnie stopić go ze skórą. Dzięki niemu nawet Dermacol nie wygląda jak maska. Nakładałam nim również minerały, puder, róż, bronzer czy rozświetlacz i efekty są fajne. Daje bardzo podobny efekt wtopionego podkładu jak pędzel F54 z LancrOne, ale nie powoduje smug i szybciej się z nim pracuje (pędzlem trzeba troszkę więcej się namachać). Tajemnica tkwi w cały czas wilgotnym aplikatorze, dzięki którym większość podkładów lepiej pracuje ze skórą - choć są wyjątki, chociażby niektóre BB kremy, które za wilgocią nie przepadają. Jedyny minus to jej krótkowieczność w porównaniu z pędzlami. Moja ma 3 miesiące, jeszcze miesiąc regularnego używania i prawdopodobnie wyląduje w koszu. Tak czy siak ma na pewno większą żywotność niż tradycyjne sylikonowe gąbeczki :)


Używacie jakiś aplikatorów do malowania się, prócz tych dołączonych do kosmetyków? Macie swoje ulubione marki czy typy pędzli? A może znacie coś, z czego ja korzystam? :)

26 września 2012

Kolorówka: Pharmaceris F, Delikatny fluid intensywnie kryjący - 01 Ivory

Hej wszystkim!

Dziś czas na małą recenzję, pod lupę idzie jeden z moich podkładów, który namiętnie używam w różnych formach od dłuższego czasu, czyli Pharmaceris F, Fluid intensywnie kryjący. Jest to pierwszy z moich aptecznych kosmetyków kolorowych. Czy rzeczywiście sprawdza się lepiej od zwykłych, drogeryjnych podkładów?

Cena i dostępność - około 35 złoty w większości aptek. Dostępne są 3 kolory - Ivory, Sand i Bronze. 

Opakowanie i estetyka - podkład dostajemy do rąk w ładnym, zafoliowanym kartoniku, który oczywiście nie przetrwał do recenzji :P Samo opakowanie jest typowe dla podkładów od Eris - owalny plastik z airlessową pompką. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie, wyciskamy tyle podkładu, ile chcemy i mamy pewność, że wszystko opróżniliśmy do końca. Zakrętka trzyma się mocno reszty opakowania, nic nie wycieka, możemy obracać, rzucać do torby - wszystko zostaje na swoim miejscu. Design prosty, ni chłodzi, ni grzeje.




W użyciu - kolor, który posiadam, to Ivory, czyli najjaśniejszy dostępny odcień. Jest on na prawdę jasny jak na dostępne u nas podkłady, dał radę wtopić się w moją bladość i jakoś wyglądać - jest ok. Raczej bliżej mu do żółtych tonów, niż różowych, określiłabym go jako jasny beż. Konsystencja płynna, choć bez przesady, jak dla mnie idealna. Zapach jest trochę chemiczny, ale podczas aplikacji go nie czuć.
Przechodząc do sedna, jest to dość specyficzny w użyciu podkład. Konsystencja jest płynna, ale kryjąca, przez co specyficznie się go rozsmarowuje na twarzy. Jest to kosmetyk wymagający pracy i przygotowanej skóry, inaczej wygląda po prostu źle. Potrafi uwydatnić suche skórki, wypryski, brzydką fakturę skóry... Jednak kiedy się z nim popracuję, cera wygląda idealnie, jak z fotoszopa. Najlepiej aplikować go za pomocą zwilżonego pędzla lub Beauty Blendera - podkład kocha wilgoć i wynagradza nas świetnym efektem. Nakładany palcami może tworzyć efekt maski. Na samym początku przygody z tym kosmetykiem potrafiłam się po nim świecić, jakbym posmarowała się olejem, teraz nie mam tego problemu. 

Światło dzienne:



Światło sztuczne:


Efekt - Szczerze, to raz Pharmacerisa kocham, a raz nienawidzę i nie mam pojęcia, od czego w stu procentach zależy efekt, jaki daje na twarzy. Jednego dnia wygląda pięknie, drugiego mam ochotę założyć worek na głowę. Czasem powraca błyszczenie się. Ogólnie na prawdę wiele zależy od kondycji skóry, a moja cera w ostatnim czasie się buntuje, ale problemy występowały już wcześniej. Krycie jest średnie, można je stopniować, ale nie należy przesadzać z ilością warstw, bo zostaniemy z tapetą. Myślę, że duży wpływ ma również krem użyty pod makijaż.

Jako, że najpierw maluje oko, potem resztę twarzy, prawe już z malunkiem :) Na facjacie tylko Pharmaceris, bez korektora.


Trwałość - bez bazy wytrzymuję w dobrym stanie przez większość dnia, ale może się ścierać i tworzyć nieestetyczne plamy, gdy za bardzo dotykamy twarz rękoma.

Podsumowując - podkład ma ten wiele skrajnych opinii. Moim zdaniem ma spory potencjał, ale u każdego będzie się zachowywał inaczej. Na pewno odradzam cerom tłustym, ponieważ może wzmagać błyszczenie. Cery suche mogą być zadowolone, ale przed aplikacją powinny ujarzmić skórki. Czy ma lepszy wpływ na naszą skórę, niż drogeryjne podkłady? Różnicy nie zauważyłam, na pewno nie powoduje wyprysków czy dodatkowych przesuszeń. Posiada mały filtr, ale tutaj również nie mogę ocenić, bo i tak używałam wysokiego SPF pod fluid.
Pharmaceris jest warty uwagi, ale może reagować skrajnie na naszą skórę, więc z jego kupnem i używaniem wiąże się pewne ryzyko. Aczkolwiek jego cena nie jest na tyle zaporowa, aby nie spróbować.

Moja ocena - 3/5

Jakie jest Wasze zdanie o tym podkładzie? Kochacie go, czy może nienawidzicie? Czy u Was również zachowuje się tak skrajnie? Uważacie, że podkłady apteczne sprawują się lepiej, niż te drogeryjne?

24 września 2012

Mini Haul II: Zdobycze z SH + zapowiedź niespodzianki

Hej wszystkim!

Dziś szybki post zakupowy. Tym razem nie kosmetycznie, a ubraniowo, co wynika z mojego postanowienia uzupełnienia szafy zamiast kufra kosmetycznego ;) W związku z tym udałam się dziś na zakupy. Jeżeli chodzi o modę, nie jestem jakąś mega stylówą czy szafiarką. Raczej staram się ubierać wygodnie i mniej więcej neutralnie, byle nie straszyć. Także t-shirt, wąskie spodnie, chusta i buty za kostkę to moja charakterystyka. Co do moich ulubionych miejsc odwiedzanych w celu nabycia odzienia, to zdecydowanie królują tu Second Handy. Wynika to z mojej postawy - lubię tanio i dużo, ciężko mi wydać większą kwotę na jakiś ciuch(i kosmetyk), dlatego wolę pogrzebać sobie w lumpeksach i znaleźć coś fajnego. Mam parę swoich ulubionych miejsc we Wrocławiu, a dziś odwiedziłam pewien lump po raz pierwszy. Kupiłam nie dużo, ale jestem zadowolona ;)





Cztery bluzki, z czego ostatnia może na leżąco prezentuje się średnio, ale już założona jest moim faworytem :D Wszystko za oszałamiającą kwotę oscylującą w granicach 40 zł :P Po za tym zakupiłam trochę pielęgnacji (jestem dziś zła na Rossmanna, nie dość, że wycofali Babassu, to jeszcze kupiłam dezodorant, który okazała się w połowie... pusty!) oraz... dopełniłam pewne tajemnicze pudełko produktami dla Was ;) Na razie jest to niespodzianka, szczegóły wkrótce.


Pozdrawiam Was w ten wrześniowy wieczór i kończę na dziś ;) Lubicie zakupy w SH, czy raczej omijacie rzeczy z drugiej ręki szerokim łukiem? Jaka była Wasza najlepsza zdobycz upolowana w lumpeksie? Może znacie miejsca godne polecenia we Wrocławiu?

23 września 2012

Włosy: Wypełniacz do koka, czyli ładne upięcie nawet dla krótszych włosów

Hej wszystkim!

Dziś znów post włosowy, w którym chciałam Wam pokazać mój ostatni nabytek, czyli gąbkowy wypełniacz do koczków. Trochę obawiałam się zamawiając go, że moje krótkie/średnie włosy nie będą chciały z nim współpracować, lecz wszystkie wątpliwości natychmiast zostały rozwiane już przy pierwszym użyciu ;)


Sam wypełniacz kupiłam na Buyincoins.com. Kupiłam to w sumie przesadzone słowo, ponieważ zamówiłam go za darmo za punkty, które zdobyłam dodając opinię do wcześniej zakupionych produktów. Za jedną opinię ze zdjęciem dostałam 0,20 $, a że parę się nazbierało, zdecydowałam się za zebrane dolce zamówić wypełniacz z darmową wysyłką ;) Jak widać nic się nie zgubiło, a sam produkt doszedł do mnie po około 2 tygodniach. Regularna cena gąbki to około 98 centów.




Jak widać, jest to gąbeczka w kształcie oponki. "Zbudowana" jest po prostu ze zrolowanej parę razy siateczki. Wygląda na dość stabilną, stałą w kształcie i łatwą w myciu. Jej średnica odpowiada mniej więcej piłce do tenisa. Po za tym jest leciutka, lekko daje plastikiem, ale w sumie nie mam jej nic do zarzucenia. Sprawdza się prawidłowo, choć to też zależy od sposobu, w jaki ją użyjemy.
Jeżeli chodzi o wypełniacze do koków, to spotkałam się jedynie z metodą na skarpetę, czyli krótko mówiąc nawijamy włosy na zrolowaną skarpetkę. Moje jednak są za krótkie na taką metodę, tzn. po związaniu nie ma prawie czego nawijać :D Dlatego też zdecydowałam się na wypełniacz, ponieważ wydawało mi się, że uda mi się za jego pomocą osiągnąć pożądany efekt nawet na moich kikutach. Dopiero potem przeczytałam, że ta metoda jest normą przy tego typu wypełniaczach :P

Zaczynam od związania włosów gumką:

Jakość zdjęć pozostawia trochę do życzenia, ale ciężko zrobić sobie zdjęcie tyłu głowy :P
Następnie nakładam gąbkę na kucyk:


Potem chwytam środek kucyka i staram się równomiernie nałożyć włosy na gąbkę, by całkowicie ją zasłonić:


Jako, że takie manualne operacje są dla mnie skomplikowane, a moje włochy w sumie trochę krótkie na takie zabawy, pomagam sobie drugą gumką i nakładam na włosy przytrzymując je na miejscu:


Teraz spokojnie mogę sobie wszystko poprawić, a następnie za pomocą wsuwek zawinąć wystające kłaki i wpiąć jakąś ozdobę, w tym przypadku kwiatek:



Tadam! W 3 minuty fryzura gotowa, pewnie bez wypełniacza zajęłoby mi to chyba tysiąc lat, by ułożyć jakoś te moje włosiska. Uważam, że to jeden z najlepszych moich zakupów ostatnich tygodni i na prawdę przydatna rzecz, która pozwoli na uzyskanie fajnej fryzurki w ciągu chwili. Szczególnie, że moje włosy są za krótkie, by z nich samych ułożyć takie upięcie.

Podoba się Wam takie rozwiązanie? Wolicie wypełniacze z gąbki, czy nawijanie włosów na skarpetkę? Znacie może jeszcze inne włosowe triki na ładne i szybkie upięcia i fryzury?

21 września 2012

Makijaż: W różu Ci do twarzy, krok po kroku

Hej dziewczyny!

Dziś pokażę Wam makijaż, który zmalowałam na sobie dzisiaj. Postanowiłam udokumentować proces krok po kroku :) Ogólne założenia miał myć trochę inne, królować miało więcej czerwieni, ale niestety nie mam w swoich zbiorach cienia wystarczająco czerwonego :D Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się spodoba.


*Zaczynam tradycyjnie od przygotowania okolic oczu - nakładam korektor i bazę pod cienie:


*Następnie całą ruchomą powiekę pokrywam jasnym, różowym cieniem. Ja użyłam najjaśniejszego, matowego różu z paletki Sleek Paraguaya:


*W zewnętrznym kąciku kładę o ton ciemniejszy róż z tej samej paletki:


*Wewnętrzny kącik oka rozjaśniam bardzo jasnym, lekko opalizującym złotem:


*Teraz czas na czerwony cień, który w sumie nie okazał się czerwony :P Kładę go na dolnej powiece, załamaniu powieki i delikatnie w zewnętrznym kąciku oka:


*Następnie rozcieram czerwień używając do tego matowego cienia o kolorze kości słoniowej. Tymże cieniem rozjaśniam również okolice łuku brwiowego:



*Miedzianym cieniem wpadającym w czerwień maluję kreskę, mocząc najpierw pędzelek w wodzie:



*Przy samej linii rzęs maluje cienką kreskę tym razem czarnym cieniem, by optycznie zagęścić rzęsy:


*Tuszuje rzęsy i nakładam podkład na całą resztę twarzy. Podkreślam brwi, a w zewnętrznych kącikach doklejam sztuczne rzęsy - kawałki całego paska:








Takie połączenie kolorów lepiej będzie wyglądać u osób posiadających raczej bladą cerę, ponieważ już przy średniej czy ciemniejszej karnacji będzie sprawiać wrażenie podbitego oka czy zasinienia.
Jak Wam się podoba ta propozycja? Na co dzień, czy raczej od święta? :D